„Sztuka (nie)mówienia”
Czym jest sztuka? Czego poszukuje artysta? I czy wszystkie manifesty – wbrew pozorom – dotyczą tego samego? Julien Rosenfeldt wykorzystał teksty najważniejszych XX-wiecznych manifestów, aby stworzyć mega-manifest, artystyczny kolaż zatopiony we współczesnych realiach. To wideo instalacja z aktorskim popisem Cate Blanchett, która mistrzowsko wciela się w trzynaście postaci, przeobrażając manifesty w monumentalne monologi wygłaszane z monotonną precyzją. Artystyczna zabawa formą. Ale co tak naprawdę się za nią kryje?
„Piszę manifest, ponieważ nie mam nic do powiedzenia” – to jedne z wielu słów, które otwierają film Rosenfeldta i doskonale wybrzmiewają w kontekście całości. Wydaje się, że reżyser wziął na siebie zadanie zasiania fermentu i pobudzenia odbiorcy do intelektualnej gimnastyki. Przedstawił nadmiar treści, zamieniając ją w niezrozumiały i trudny w odbiorze bełkoty, by z nudy opowiadania dojść do filozoficznej rozprawy na temat aktualności prezentowanych treści we współczesnym świecie. I choć film jest pięknie skonstruowanym pokazem możliwości Blanchett, zostaje pozbawiony wszelkich narzędzi interpretacyjnych i punktów zaczepiania do późniejszych rozważań. Wydaje się, że sztuczny rytm wypowiadanych słów daleki jest od prawdziwej szczerości tworzenia. Autentyczna radość pojawia się tylko na początku, kiedy grupa starszych pań puszcza fajerwerki i na końcu wśród bawiących się dzieci.
Rosenfeldt zmiksował ze sobą, m.in. manifesty futurystów, dadaistów, zasady popartu czy Dogmy 95. Połączył słowa różnych artystów w spójne intelektualne wywody na temat artystycznej działalności i twórczych powinności artysty do tego, by siać intelektualny ferment. W inscenizacjach wprowadził nieco humoru i ironicznego dystansu. Zbudował sceny, które momentami kontrastują z wypowiadanymi słowami. Patrzymy na Cate Blanchett, która wygłasza manifesty głównie jako wewnętrzny monolog. Sposób, w jaki mówi podkreśla deklaratywny styl i ekspresywny język zakorzeniony w manifestach. Monolog staje się świadectwem portretowanej postaci, jej wewnętrznego zmagania z konkretnymi sytuacjami. Ale pomimo tego zastanawiamy się, do kogo skierowane są te słowa? Blanchett wielokrotnie zerka w kamerę, dzięki czemu mimowolnie zostajemy adresatami. Rosenfeldt nie chce jednak z nami rozmawiać, a jego film opiera się na długim i przerysowanym komunikacie.
Reżyser w Manifesto zastanawia się, czy pełne pasji i zaangażowania manifesty przetrwały próbę czasu. Czy mogą być uniwersalne? Jak zmieniła się dynamika między polityką, sztuką i życiem? Jaka jest obecnie rola artysty w społeczeństwie? Wykorzystuje apelacyjny ton tekstów, aby podkreślić ich napięcie. Pokazuje, że – choć przedstawiciele różnych nurtów mieli odrębne założenia – wszyscy poszukiwali idealistycznej wizji sztuki i jej wpływu na rzeczywistość.
Mimo wszystko, a może właśnie przede wszystkim największym atutem tego filmu jest Cate Blanchett. Jej ekstremalna wiarygodność i umiejętność autentycznego prowadzenia różnych styli mówienia i dialektów wynosi manifesty na emocjonalny poziom. Jednak długie i statyczne ujęcia sprawiają wrażenie, że film składa się z pojedynczych statycznych scen z ważnymi cytatami. Finalnie wszystkie trzynaście głosów i manifestów zlewają się w jedno, tworząc symfoniczny ton wypowiedzi. Indywidualny tekst nie może być już dłużej słyszalny. To dźwięk patosu, bunty i pasji, który pozostawia nas obojętnymi i zadziwionymi artystycznym brakiem wyraźnego przekazu. Rosenfeldt stworzył manifest, ponieważ nie miał nic do powiedzenia.
Małgorzata Czop
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz