wtorek, 29 kwietnia 2014

Antyfamilijna kronika odejścia. Analiza filmu Michaela Hanekego Siódmy kontynent (1989)


            Zrealizowany w 1989 roku Siódmy kontynent zajmuje w filmografii Michaela Hanekego zaszczytne miejsce. Mniej znany, choć doniosły, debiut kinowy nie tylko otwiera nowy rozdział w twórczości Austriaka, ale też w zaskakująco dojrzały i samoświadomy sposób odsłania główne tematy i obsesje dominujące w jego późniejszych dziełach. Reżyser, poddając chłodnej i wnikliwej obserwacji klasę średnią zachodniego społeczeństwa, dosadnie punktuje trawiące ją problemy: alienację, rozpad więzi międzyludzkich, niemożność komunikacji a także szkodliwy wpływ mediów. Kilkunastoletnie doświadczenie zdobyte podczas pracy w teatrze i telewizji pozwoliło mu, czerpiąc z obu tych dziedzin, wypracować ascetyczny i zdyscyplinowany styl, konsekwentnie dyktujący strukturę każdego kolejnego obrazu. W zainspirowanym notatką z gazety Siódmym kontynencie przedstawia losy dobrze usytuowanej wiedeńskiej rodziny, która decyduje się popełnić zbiorowe samobójstwo.


            Film otwiera długa sekwencja wizyty w myjni samochodowej. Przez kilkanaście sekund przyglądamy się w detalu opłukiwanym kolejno: tablicy rejestracyjnej, reflektorowi i przedniemu kołu, by następnie, z pozycji tylnego siedzenia, przez ponad trzy minuty obserwować siedzącą w milczeniu trzyosobową rodzinę. Pomiędzy członkami pogrążonej w mroku czyszczonego samochodu rodziny nie widać nawet najmniejszej interakcji. Bezruch – rozumiany jako bierność, brak komunikacji i nieludzki dyktat funkcjonalizmu już od pierwszej sceny określają relacje panujące wśród Schoberów. Umyty samochód opuszcza myjnię, mijając po drodze billboard agencji turystycznej reklamujący rajską plażę hasłem: „Welcome to Australia”. Kamera z uporem pozostaje przy wielkoformatowym banerze, próbując na samym widzu wymóc pragnienie wybrania się w podróż do tytułowego siódmego kontynentu. Obraz Australii powraca w filmie wielokrotnie; z jednej strony jako majaczący na horyzoncie, ale obecny, pozorny symbol szczęścia, a z drugiej – dosłowne i symboliczne antypody, świecący pustką kres świata.

            Historia Anny (Birgit Doll), Georga (Dieter Berner) i Ewy (Leni Tanzer) podzielona jest na trzy części. Każda przedstawia jeden dzień z życia rodziny Schoberów na przestrzeni trzech lat: 1987, 1988 i 1989. Każdy z epizodów rozpoczyna się też od serii niemal identycznych ujęć przedstawiających powtarzalne do znudzenia i zrytualizowane czynności, którym towarzyszy głos Anny lub Georga, odczytujący z off-u list do teściów. Częściowo epistolograficzna narracja uzupełnia fabułę o niewidoczną na ekranie introspekcję orbitujących niezależnie postaci. Poszczególne sceny oddzielono symptomatycznym zaciemnieniem obrazu, dając w efekcie w każdym z trzech fragmentów po kilkanaście bądź więcej mocnych oraz bogatych semantycznie wycinków z życia.

            Fakt użycia ogromnej ilości zaciemnień, zamiast np. niedostrzegalnych cięć montażowych łagodzących przejście z jednej sceny do drugiej, już od pierwszych sekund „ustawia” celowo uciążliwy odbiór filmu. Natrafiany co kilka minut czarny ekran jest jak ściana powstrzymująca od wykonania kolejnego kroku. Nie pozwala nam wsiąknąć swobodnie w fabułę, delektując się lekką czy potoczystą narracją, jak dzieje się to w kinie stylu zerowego. Zaciemnienie ma za zadanie wytrącić widza z równowagi, pozbawić go poznawczego komfortu i typowej biernej rozrywki. Pod względem funkcji przypomina brechtowski efekt obcości, którego zadaniem było ujawnienie iluzoryczności sztuki i podważenie łatwego odbioru dzieła. Dominujący w Siódmym kontynencie chwyt doskonale wpisuje się w chłodną, zdyscyplinowaną i zdystansowaną narrację, pozwalającą śledzić losy austriackiej rodziny niemal w duchu behawioryzmu.


            Dzień dla rodziny Schoberów rozpoczyna się zawsze w ten sam sposób, zupełnie jakby wyznaczony był przez fabrycznie zaprogramowany scenariusz. Wyłączenie budzika, założenie kapci, narzucenie szlafroka, rozsunięcie zasłon, otwarcie drzwi, zamknięcie klamki, a potem nasypywanie płatków, wiązanie butów etc., to przedstawione w statycznych kadrach zrytualizowane ruchy, które widzimy jedynie w detalach, wyczuleni na bezosobową, automatyczną czynność samą w sobie. Człowiek wobec niej pełni jedynie rolę bierną, podległą,  inaczej ujmując: jest „wykonywany”, nie zaś świadomie czynność wykonuje. W serii ujęć nie widoczne są twarze bohaterów. W kadrze dostrzec można jedynie części ciała niezbędne do wykonywanych poszczególnych ruchów: rękę, stopę czy łydkę. Znamienne, że twarze w pełnej krasie na ekranie pojawiają się dopiero po ok. dziesięciu minutach filmu. Tożsamość bohaterów jest sekundarna wobec funkcji, którą w danej chwili pełnią. Michael Haneke w ten sposób zdaje się mówić, że w ślepym pędzie, nasze życie jest zautomatyzowane, mechaniczne i bezrefleksyjne, a my sami przyjmujemy postać uprzedmiotowionych figurantów bez twarzy, bez indywidualnej tożsamości. Podobnie rzecz się ma w krótkometrażowym Życiu codziennym (1976) Piotra Szulkina, obrazującym dehumanizację i rytualizację codziennych czynności. „Staram się robić antypsychologiczne filmy z postaciami, które są w mniejszym stopniu postaciami, co powierzchnią do projekcji dla wyobraźni widza; puste przestrzenie zmuszają odbiorcę do wniesienia swoich własnych myśli i uczuć do filmu. To właśnie otwiera widza na wrażliwość postaci.” – mówi sam Haneke o beznamiętności prowadzonych aktorów. Jego taktyka zaś bliźniaczo przypomina koncepcję modeli Roberta Bressona z najsilniej narzucającym przy tej okazji filmem Pieniądz (1983), w którym ujęcia powtarzalnych czynności, w tym wypadku związanych m.in. z przekazywaniem z rąk do rąk banknotów, zostały całkowicie uproszczone i podporządkowane pełnionej funkcji.  

            Po wspólnym śniadaniu Anna, Georg i Ewa wsiadają do samochodu. Pierwsza pod szkołą wysadzona zostaje Ewa. Potem zatrzymują się pod zakładem okulistycznym. Anna pracuje w nim z wrażliwym bratem - Alexandrem, który bardzo drastycznie przeżył niedawną śmierć ich matki. Ostatni do pracy dojeżdża Georg. Przeprawiwszy się przez industrialne hale dociera do biura, w którym czeka już na niego, niepewny swego stanowiska, złośliwy szef. Ujęcie w planie ogólnym wypełnionego chłodnym światłem biura podkreśla dzielący ich dystans i dojmującą emocjonalną pustkę.


            Wątek Ewy, córki Schoberów, symptomatycznie wprowadzony zostaje jeszcze podczas poprzedzającego scenę zaciemnienia obrazu, którego ciszę przerywa hałas krzątaniny szkolnego korytarza. Symulując utratę wzroku dziewczynka ściąga na siebie uwagę nauczycielki, która bez trudu odkrywa fałsz. Gdy matka dowiaduje się o zajściu, zapewniając wcześniej z przekonaniem, że nic córce nie zrobi, uderza ją w policzek. Dopiero później Anna i Georg poznają przyczynę osobliwego zachowania córki. Ewa przeczytawszy w gazecie notatkę o dziewczynce, która po utracie wzroku zyskała pełną serdeczność i atencję rodziców, postanowiła sama odtworzyć całą sytuację. Samotną, spragnioną czułości i zainteresowania rodziców, spotkało srogie rozczarowanie. Zamiast troski odpłacono jej brutalnym niezrozumieniem i przemocą. Motyw ślepoty unaocznia dwa istotne fakty. Po pierwsze, Ewa symulując utratę wzroku nie liczyła wyłącznie na bliskość rodziców. Desperacki gest wyrażał również przemożną niechęć do patrzenia na otaczający świat i odpychające relacje międzyludzkie. Po drugie, w Siódmym kontynencie, i praktycznie we wszystkich pozostałych filmach Austriaka, zmysłowa dysfunkcja symbolizuje przede wszystkim ślepotę emocjonalną rodziców, w jej dwóch wymiarach: wewnętrznym – ujawniającym się poprzez wstrzemięźliwość i chłód przeżywanych uczuć, i zewnętrznym – nieumiejętności rozpoznania i reagowania na emocjonalne potrzeby i wołania innych. Każdego wieczora Ewa usilnie prosi też  mamę, by na noc zostawiła zapalone światło bądź uchylone drzwi. W zamian słyszy sadystyczną, może na poziomie nieświadomym, odpowiedź: „A teraz zmów pacierz”. Zresztą już sama treść krótkiej modlitwy odmawianej przez dziewczynkę budzi podskórny niepokój: „Boże, daj mi wiary, której trzeba / żebym mogła pójść do nieba”. Jej celem jest przygotowanie do o d e j ś c i a z tego świata.  Wymierzony policzek i notoryczne gaszenie światła wbrew woli dziecka są pozornie niedostrzegalnymi przejawami tzw. przemocy w białych rękawiczkach, rozwiniętej później przez Hanekego np. w Funny games (1997), gdzie  nieskazitelnie czyste rękawiczki pojawiają się dosłownie jako umowny rekwizyt, a także w Białej wstążce (2009), w której pod płaszczykiem wysokiej kultury i surowej kindersztuby, dzieci poddawano psychicznym i fizycznym torturom. Nie bez powodu więc Siódmy kontynent otwiera grupę filmów nazwanych zbiorczo trylogią zlodowacenia (pozostałe filmy to Benny’s video i 71 fragmentów). Haneke wyraźnie unaocznia w nich upadek międzyludzkich relacji, emocjonalny chłód i wewnętrzne spustoszenie. Skala rozpiętości dewaluacji ludzkich uczuć obejmuje więc na jednym biegunie pustkowie,  na drugim - zlodowacenie.

            Pogrążeni w inercji i beznamiętności rodzice Ewy nie widzą dla siebie nadziei. Postanawiają odejść razem. W liście do rodziców Georg wyraża się następująco: „Prócz was (rodziców – przyp. T.B.) nic nas tu nie trzyma. (…) Zostaje nam tylko nasza Ewunia. (…) Pamiętam, że słuchaliśmy w kościele kantaty ze słowami: „cieszę się na śmierć swoją”, na co Ewa zareagowała dodając: „ja też”. Rozmawialiśmy wielokrotnie z Ewą o śmierci. (…) Proszę, nie bądźcie smutni, ani nie róbcie sobie wyrzutów”. Do wstrząsającego końca zmierzają metodycznie, z pełnym opanowaniem. Kolejno sprzedają samochód, likwidują konto w banku, podejmują wszystkie oszczędności pod pretekstem wyjazdu do Australii, zaopatrują się w wyśmienite produkty na ostatnią wspólną wieczerzę. Zanim jednak do niej dojdzie, demolują cały materialny dobytek. Dziesięciominutowa wstrząsająca sekwencja, w której pod młot i ostrze siekiery idą meble, ubrania, zdjęcia, obrazy, lustra, stanowi wyraziste i brutalna pożegnanie. Schoberowie zacierają wszelki ślad swojej egzystencji, łącznie z pamięcią. Destrukcja przyjmuje też wymiar symboliczny. W scenie, która w Austrii okazała się naruszeniem tabu większego niż rodzinne samobójstwo, Anna i Georg spuszczają wszelkie oszczędności w muszli klozetowej. Brutalna krytyka obecnych na każdym kroku materialistycznych dążeń, ślepego pędu za karierą i postępującego konsumpcjonizmu dla wielu widzów przekroczyła dopuszczalną granicę. Oto staje się jasne, że wartość życia dziecka czy rodziny niknie w porównaniu z wartością pieniądza.
 

            Gdy „dzieło ostatecznego zniszczenia” dobiega końca, Anna, Georg i Ewa spoczywają pod ścianą zrujnowanego pokoju i wpatrując się w pulsujący ekran telewizora, kolejno wypijają zabójcze mieszanki lekarstw. Nie umierają od razu. Anna uświadomiwszy sobie, że jej córka wydała właśnie ostatnie tchnienie, krztusząc się i chrząkając przez kilka minut umiera w agonii. Ostatnim gestem mężczyzny zaś jest wypisanie na ścianie dokładnej daty i godziny śmierci każdego z członków rodziny. Tragedia Schoberów rozgrywa się w obojętnym świetle ekranu telewizora. Michael Haneke kończąc film powolnym najazdem kamery na zakłócony, czarnobiały obraz, wręcz wskazuje palcem współsprawcę upadku moralności i zagubienia człowieczeństwa. W wielu domach telewizor pełni rolę życiowego towarzysza, świadka codziennych zdarzeń. W tym wypadku staje się świadkiem ludzkiej autodestrukcji. Umieszczenie najpopularniejszego wówczas medium w finale Siódmego kontynentu jest znamiennym i reprezentatywnym gestem Hanekego. Austriak w jednym z wywiadów tłumaczy to następującymi słowami: „Telewizja niezwykle mnie zajmuje jako kluczowy symbol przede wszystkim medialnej reprezentacji przemocy, a bardziej ogólnie – większego kryzysu, za jaki uważam naszą zbiorową utratę rzeczywistości i społeczną dezorientację. Alienacja to bardzo złożony problem, ale telewizja z pewnością jest w to zaangażowana.” Telewizji i regułom rządzącym kinem poświęca później jeszcze inne filmy, choćby Benny’s video (1992) oraz Funny games (1997).

            Michael Haneke już w kinowym debiucie kreśli radykalny zmierzch człowieczeństwa. Przypadek rodziny Schoberów to opowiedziana z kliniczną sterylnością historia odejścia poprzez zanikanie. Bohaterowie zanikają najpierw duchowo i emocjonalnie, by w finale na zawsze rozstać się z materialnym światem i własną fizycznością. Resztki nadziei rozpływają się na ekranie telewizora pośród tysięcy szyderczych czarnobiałych punkcików tańczących bez opamiętania nad grobem ludzkości.


Tomasz Baldziński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz