środa, 9 października 2013

29. WFF: W krainie różnorodności

10 dni, 9 sal kinowych, 5 sekcji konkursowych i przeszło 200 filmów dla ponad 100 tys. widzów – rozpoczyna się Warszawski Festiwal Filmowy, największa tego typu impreza w Polsce.
Nie ma sensu szukać wspólnego profilu dla wszystkich filmów, finezyjnego klucza, dzięki któremu z setek dzieł wyciągnie się jakiś jeden, uniwersalny obraz. Siła festiwalu polega na jego różnorodności. Fabuły i dokumenty, długi i krótki metraż, dzieła uznanych twórców i debiutantów, setki historii, dziesiątki form – kino nie ma jednej twarzy. Przez ekrany Kinoteki i Multikina przetoczy się kalejdoskop ruchomych obrazów, w którym odbije się świat w całej swojej fascynującej złożoności.
Tę niezwykłą podróż po różnorodności rozpocznie „Zatrzymane życie” Uberto Pasoliniego, nomen omen, kino drogi. John May przemierzy Wielką Brytanię w poszukiwaniu krewnych zmarłego sąsiada. Do domu powróci odmieniony. Trudno powiedzieć, jak ta filmowa podróż wpłynie na widzów, ale może się cieszyć sporym powodzeniem. W główną rolę wciela się bowiem znany z filmów Mike'a Leigh, ale też „Sherlocka Holmesa” Guya Ritchiego, Eddie Marsan. Partneruje mu gwiazda popularnego również w Polsce serialu „Downton Abbey”, Joanne Froggat.
Prawdopodobnie jednak nic nie przebije popularnością pokazywanej na zamknięcie festiwalu „Wenus w futrze” Romana Polańskiego – adaptacji sztuki o pokrętnych relacjach pewnego reżysera i zgłaszającej się do niego na przesłuchanie aktorki. Skazane na sukces są także polskie obrazy – „Ida” Pawła Pawlikowskiego, świeżo opromieniona tryumfem w Gdyni, oraz „W ukryciu” Jana Kidawy Błońskiego.
Do Warszawy przyjedzie także nagrodzona w Berlinie „Gloria”, tragikomedia o dojrzałej kobiecie poszukującej prawdziwej miłości. Warto zobaczyć, jak radzi sobie ze swoją kapryśną karierą David Gordon Green, reżyser zarówno bardzo dobrych, jak i wyjątkowo złych filmów. Jego „Prince Avalanche” należy podobno do tej pierwszej kategorii. Dopieszczeni zostaną miłośnicy kina azjatyckiego, nie tak często obecnego u nas w regularnej dystrybucji. Ciekawą propozycją może się okazać „Powrót przyjaciół: znowu razem”, kontynuacja przeboju Takeshiego Kitano sprzed ponad 15 lat.
Warto jednak podróżować również poza kręgiem najgłośniejszych produkcji i poszukać tych filmów, które trudno będzie kiedykolwiek zobaczyć poza festiwalem. Ich kopalnią są sekcje „Wolny Duch” – dla dzieł niezależnych i nowatorskich – oraz „1-2”, dla debiutów i drugich filmów. Coś dla siebie znajdą także miłośnicy dokumentów, a także obrazów krótkometrażowych – to rzadka okazja, by obcować z tą niekinową formą. Dla zmęczonych filmowymi nowościami organizatorzy zaproponowali pakiet klasycznych polskich filmów w zremasterowanej wersji.
Na każdym festiwalu filmowym najważniejszy jest widz, w Warszawie jest to jednak szczególnie widoczne. To publiczność decyduje o przyznaniu najważniejszej nagrody. W ubiegłych edycjach zwyciężały najsłynniejsze dzieła współczesnego kina, takie jak „Walc z Baszirem”, czy „Życie na podsłuchu”. Ostatnio jednak tryumfowały dzieła polskich twórców: „Imagine” i „Róża”. Czy to dobry prognostyk dla „Idy” i „W ukryciu”? Przy takiej różnorodności niezmiernie trudno to orzec. Z dobrym festiwalu filmowym jest bowiem jak z piłką nożną – wszystko może się zdarzyć.
Jan Bliźniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz