wtorek, 6 maja 2014

"Obywatel Roku", reż. Hans Peter Moland

Witajcie w Norwegii, krainie mlekiem i miodem płynącej, śniegiem usłanej, w ciemnościach pogrążonej. Krainie, w której dobre równa się przewidywalnemu, a przykładni obywatele sprzątają ochoczo po własnych psach ku niedowierzaniu postronnych. Aż trudno uwierzyć, że pod cienką warstwą mleka, miodu i śniegu kryją się zbrodnie, które krew mrożą w żyłach. Niejedyna to sprzeczność w filmie, który paradoksem stoi. Jakkolwiek nieadekwatnie brzmi ta metafora w kontekście wiecznej zmarzliny, Hans Peter Moland porwał się z motyką na słońce, próbując połączyć to, co zdaje się niepołączalne – kino gangsterskie ze Skandynawią w tle.


Tytułowym „Obywatelem Roku” jest Nils, introwertyczny Szwed doceniony za zasługi dla lokalnej społeczności. Znany jako zdziwaczały kawaler-erudyta z najnowszego dzieła Larsa von Triera, Stellan Skarsgård powraca jako zadowolony z życia kierowca pługu śnieżnego, codziennie przemierzający beztrosko tę samą, zaśnieżoną dróżkę. Kiedy jednak dowiaduje się, że jego syn staje się przypadkową ofiarą porachunków gangsterskiego półświatka, twarz jego tężeje, a pług śnieżny zaczyna służyć celom mniej szlachetnym. Wobec bezradności policji, Nils zaczyna bowiem śledztwo na własną rękę.
Zdawać by się mogło, że dobry to, choć ograny, wstęp do komedii zemsty. Istotnie, zemsta powoduje w „Obywatelu Roku” wszystkimi zamieszanymi w zbrodnię, aspekt komediowy nie jest już jednak tak oczywisty. Przykładny i poczciwy Nils, który nagle ze śmiertelną skutecznością dociera do kolejnych osób odpowiedzialnych za śmierć jego syna, bawi co prawda absurdem, lecz koniec końców wydźwięk ma dość gorzki. Ani pechowe nazwisko, ani niezbyt poważny zawód nie czynią go wcale typowym dla gatunku, nieco przerysowanym i zabawnym bohaterem kolejnych sensacyjnych akcji. To raczej on jeden zdaje się zachować powagę wobec karykaturalnych gangsterów, którzy z jednej strony robią to, co wszyscy typowi gangsterzy robić powinni – w idealnie skrojonych garniturach z taką samą bezwzględnością zabijają wrogów i nielojalnych przyjaciół – z drugiej zaś w radośnie uprawianym fachu przypominają dzieci, którym nagle przestaje wystarczać zabawek. Czy niskich lotów humor to zatem część ich kreacji, czy raczej porażka ogólnie udanego scenariusza, pozostaje niepewne. Pewnym jest za to, że Nils nie zna bezwzględnych zasad panujących w ich świecie. Działa intuicyjnie i nieco na oślep, lecz po swojej stronie ma wielkiego sprzymierzeńca – surowy, zimowy krajobraz, który staje się w zasadzie pełnoprawnym bohaterem filmu.

Na oślep nie działał z pewnością sam Moland, czyniący z norweskiego miasteczka tło dla swojej komedii. Jakkolwiek sprzeczne wydaje się typowo amerykańskie kino gangsterskie i uporządkowana Skandynawia, efekt okazuje się zaskakująco udany. Kto by przypuszczał, że poczciwy pług śnieżny tak znakomicie sprawdza się w akcji, a norweskie ciemności tak skutecznie spowijają straszne tajemnice. Co prawda na śniegu wyraźniej odcina się krew, lecz o ile łatwiej zamaskować pod nim zbrodnię. Kto w tej krainie lodu porwałby się bowiem na odszukiwanie ciał ofiar? Trup zaś ścieli się gęściej, niż skandynawski śnieg, a zgon wieńczy klepsydra, którą Moland uczynił osobliwą puentą dla każdej filmowej zbrodni. Coraz szybciej pojawiające się nekrologi nadają akcji takiej dawki komizmu i dynamiki, że wybaczyć im można idące  na skróty rozwiązywanie każdego wątku. Z niemniejszym powodzeniem udaje się Skarsgårdowi wyrazić całą gamę emocji tym niewielkim wycinkiem twarzy, którego nie zdołał zasłonić gruby, norweski szalik. To zresztą nie jedyna rzecz, która w „Obywatelu Roku” okazuje się możliwa. Western w krainie lodu? Komedia z rodzinną tragedią w tle? Były gangster praktykujący zen? Jeśli przeciwieństwami operuje się tak zręcznie jak Moland, wszystko staje się dozwolone.
Aleksandra Jaszak
Tyt.: Obywatel Roku, Norwegia 2014, reż. Hans Peter Moland, 116 min.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz