sobota, 12 października 2013

29. WFF: "Jesteśmy najlepsi!" ("Vi är bäst!"), reż. Lukas Moodysson

Fajnie jest mieć 13 lat

Trwa urodzinowe przyjęcie. Towarzystwo w średnim wieku najwyraźniej dobrze się bawi. Z boku siedzi mały chłopiec. Nazywa się Bobo i minę ma nadąsaną... tylko dlaczego wszyscy zwracają się do niego w formie żeńskiej? Bowiem Bobo, chociaż nic na to początkowo nie wskazuje, jest dziewczynką.

Proszę nie dać się zwieść. „Jesteśmy najlepsi!” wcale nie jest kolejną genderową opowieścią o chłopcu zamkniętym w kobiecym ciele. Film w ogóle tego rodzaju kwestii nie porusza. Bobo ma 13 lat, a w tym wieku, co zostaje zresztą dobitnie pokazane, wystarczy zmienić fryzurę, by wyglądać zupełnie inaczej.


Bobo i jej przyjaciółka Klara (również nosząca się jak chłopak) są buntowniczkami. Oczywiście jest to bunt dostosowany do ich wieku – niewinny, bezinteresowny, pewnie infantylny. Swój wyraz znajduje w muzyce. Gdy dziewczynom przeszkadza hałas robiony przez rockowy zespół, same postanawiają zacząć grać. Temat na pierwszą piosenkę przychodzi im do głowy na sali gimnastycznej. Obrażone na trenera, zaczynają śpiewać o swojej niechęci do sportu.

Brzmi to niepoważnie? Taki właśnie jest ten film – niepoważny, łobuzerski, luzacki. Osią fabuły jest oczywiście tworzenie zespołu. Wkrótce do Bobo i Klary dołącza rozsądna i ułożona Hedwiga, która jako jedyna potrafi grać na jakimś instrumencie. W tym nietypowym tercecie dochodzi do mniejszych i większych tarć, nie o to jednak w istocie chodzi. Reżyser, Lukas Moodysson, próbuje uchwycić szczególny moment przejścia z dzieciństwa w młodzieńczość.

Pojawiają się więc pierwsze symptomy tego, co przez parę lat stanie się istotną częścią życia dziewczyn. Klara i Bobo próbują alkoholu, walczą o miłość jednego chłopaka, zaczyna się wrogość wobec (miłych, ale głupkowatych) rodziców, kompleksy. Prawdziwy nastoletni bunt dopiero kiełkuje, na razie więcej jest w tym wszystkim beztroskiej zabawy. Bohaterki z wolna zaczynają traktować siebie i życie nieco bardziej serio, ale wciąż cieszą się z przywilejów dzieci – krótkiej pamięci i łatwością przezwyciężania przykrości.

Wielką wartością „Jesteśmy najlepsi!” (właściwie tytuł powinien brzmieć „Jesteśmy najlepsze!”) jest swego rodzaju bezinteresowność twórców. Nie próbują umoralniać, nie traktują swoich bohaterek z pobłażliwością. Nie uderzają również w sentymentalną nutę. Dziewczyny mają 13 lat? To fajny wiek, ale nie róbmy z niego mitycznej Nibylandii. To film o dzieciakach, nie dorosłych, którzy tęsknią za swoim dzieciństwem. Oczywiście ani Bobo, ani Klara, ani nawet Hedwiga nie są typowymi trzynastolatkami. Mają nieco inną problemy, tworzą może barwniejszą ekipę, lecz w istocie niewiele się różnią od swoich rówieśniczek.


Pielęgnują przy tym swoje dziwactwa, co czyni je trochę podobnymi do sztandarowych postaci amerykańskiego kina niezależnego. Wyczuwalny jest tu podobny ton – ciepły, empatyczny, niosący pochwałę odmienności, odwagi pójścia pod prąd. Ten efekt udaje się osiągnąć również dzięki świetnemu aktorstwu młodych wykonawczyń. Szczególnie rola Bobo, najbardziej chyba skomplikowanej i niejednoznacznej z trójki bohaterek, robi duże wrażenie. Klara i Hedwiga stanowią bowiem w większym stopniu wyraziste typy. Warto zresztą zwrócić uwagę, jak na charakter każdej z dziewczyn wpłynęła osobowość ich rodziców.


Nie ma przy tym konieczności, by sięgać po jakąś głęboką psychologię, szukać intelektualnych interpretacji. Ten film to przede wszystkim dobra zabawa. Łatwo dać się ponieść prostej, ale zgrabnie skonstruowanej, historii. Jest w niej coś niezobowiązującego, co jednak nie zaciera autentyzmu. Rzecz poprowadzono z lekkością, znalazło się miejsce na sporo bardzo zabawnych żartów. Wreszcie impetu dodaje energetyczna muzyka. Wśród dziesiątek bardzo poważnych pozycji na Warszawskim Festiwalu Filmowym, „Jesteśmy najlepsi!” urzeka rozkoszną niepoważnością. Warto sobie na nią pozwolić.

Jan Bliźniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz