sobota, 12 października 2013

29. WFF: "Ulica pułapka" ("Trap Street"), reż. Vivian Qu

Opresyjna nuda

Termin „ulica pułapka” odnosi się do pewnego zawodowego żartu. Kartografowie celowo umieszczają na swoich mapach nieistniejące ulice, by potem z łatwością zauważyć, kto bezprawnie kopiuje ich pracę. Fikcja może więc zostać powielona, co w dużej mierze oddaje sens obrazu Vivian Qu.

Na poziomie fabuły reżyserka pokazuje jednak sytuację dokładnie odwrotną. Główny bohater natrafia na ulicę, której nie ma na żadnej mapie. Być może nie zwróciłby nawet na nią uwagi, gdyby nie ujrzał tam pięknej dziewczyny. Uparcie więc wraca w to samo miejsce, ale „ulica widmo” kryje pewną tajemnicę.


Film można podzielić na dwie części. W pierwszej przedstawione są początki romansu chłopaka i jego wypatrzonej ukochanej. W drugiej następuje gwałtowny (chociaż przewidywalny) zwrot i rzecz skręca w stronę thrillera. Qu miała wielkie ambicje. Próbowała stworzyć precyzyjną historię, w której każdy element ma znaczenie i wymaga dopasowania do większej układanki. Kolejne wydarzenia powinny zmusić do przedefiniowania poprzednich. Czuć unoszący się nad „Ulicą pułapką” duch kina noir. Niestety jednak z tych obiecujących założeń niewiele wyszło.

Niby zawiła fabuła okazuje się dziecinnie prosta, napięcie jest żadne. Przeciągnięte ujęcia zamiast utrzymywać na krawędzi fotela, nużą. Nic nie znaczące zdarzenia niepotrzebnie wszystko rozwadniają. Senna narracja zabija w gruncie rzeczy ponurą i przejmującą historię życia w świecie permanentnej inwigilacji, gdzie każdy obywatel z założenia jest o coś podejrzany – wystarczy tylko znaleźć się w niewłaściwym miejscu. Jedno fikcyjne oskarżenie tworzy szereg następnych.

„Ulica pułapka” stanowi więc krytykę opresyjnego systemu. Trudno powiedzieć, na ile w obecnych warunkach chińskich odważną, ale zaskakująco aktualną na Zachodzie. W końcu wszędobylskie kamery nie są wyłączną domeną krajów niedemokratycznych. Wystarczy rozejrzeć się po ulicach dużych miast. Po ostatnich aferach związanych z działalnością amerykańskich tajnych służb, okazało się, że każdy może być prześwietlany. Co prawda w państwie prawa istnieje instytucja domniemania niewinności, ale jakie ma ona znaczenie, gdy można właściwie bezkarnie inwigilować, kogo się chce?

Daleko mi do porównywania zakresu wolności obywatelskich w krajach strefy euroatlantyckiej a Chinami. Chodzi mi tylko o trafność doboru problemu, który może okazać się zaskakująco czytelny dla zachodniego widza. Przy wszelkich diametralnych różnicach, pojawiają się pewnie podobieństwa, czyniąc tę historię bardzo uniwersalną. Wpisuje się ona zresztą w zachodni nurt dzieł dotykających kwestii opresyjnego, czy nawet totalnego państwa – „Procesu” Franza Kafki, „Roku 1984” George’a Orwella, a z filmowej półki, „Brazil” Terry’ego Gilliama. Z tym, że „Ulica pułapka” jest filmem realistycznym i, jak zapewnia producent, opiera się na szeregu autentycznych historii.


Szkoda, że z tak obiecującego materiału, tak niewiele wynika. Jest kilka naprawdę dobrych sekwencji (np. drażniący początek przesłuchania), przekonująco pokazana została transformacja głównego bohatera pod wpływem traumatycznych przeżyć. Wyciekła jednak cała dramaturgia, niewiele jest autentycznej grozy i trochę za łatwo przewidzieć kolejne zwroty akcji. Być może Vivian Qu nie chciała przesadzić, ale doprawdy mogła spróbować trochę zagęścić atmosferę.

„Ulica pułapka” stanowi więc spore rozczarowanie. Co prawda stanowi pewną ciekawostkę, że taki film w Chinach (pewnie nie bez problemów) powstał i pewnie niewiele da się zarzucić jego realizmowi, artystycznie się jednak nie sprawdza. Jest mało wyrazisty, przez większość czasu wydaje się płynąć bez celu i niemal zupełnie zabrakło w nim napięcia. Trudno więc opowiedzianą historią faktycznie się przejąć, a to jest grzech, którego w tego typu obrazie popełnić nie wolno.

Jan Bliźniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz