czwartek, 17 stycznia 2013

„Zło”, reż. Mikael Håfström


recenzja dla magazynu edukacyjnego dla gimnazjalistów i licealistów

„Przeciętny heros”

Prześladują, biją, wyłudzają. Nie pozwalają spokojnie zjeść drugiego śniadania. Pożyczają komórkę tylko po to, żeby odczytać przy całej klasie prywatne SMSy. A przy tym wszystkim, mimo szkód, które wyrządzają, pozostają poza kontrolą, zupełnie bezkarni. Czy ten obrazek wydaje się Wam znajomy? Zapewne tak, bo problem przemocy szkolnej dotyka przeważającą część polskich uczniów, nawet jeśli nie biorą w niej aktywnego udziału ani jako sprawcy, ani jako ofiary. Jak pokazują liczne książki, filmy i sztuki teatralne, jest to temat stary jak świat i równie przykry niezależnie od szerokości geograficznej. Zawsze też rodzi u ofiary przemocy zasadnicze pytanie – co mam w takiej sytuacji robić? Czy brać sprawy w swoje ręce, czy może lepiej pokazać prawdziwą siłę charakteru, nie wdając się w otwarte konflikty z prześladowcami? Chyba każdy z nas myślał kiedyś o odwecie na klasowych prowodyrach, nie do końca jasne pozostaje tylko, w czym taka zemsta, poza chwilową ulgą, miałaby być pomocna… 


Eric, bohater ukazującego się właśnie w naszej serii „Rozkwit” filmu „Zło”, dylematy ma podobne, mimo że jest młodym Szwedem żyjącym gdzieś na przełomie lat 50 i 60. Potrafi nieźle dokopać swoim oponentom, ale nierzadko sam wciela się w rolę tego, który krzywdzi i prześladuje. Za swoje zachowanie płaci przy tym wysoką cenę – ciągłe wizyty na dyrektorskim dywaniku, niepewność własnego miejsca w grupie rówieśniczej, brak stabilnych planów na przyszłość. Kiedy w końcu miarka się przebiera, a po kolejnej bójce Eric zostaje z hukiem wyrzucony ze szkoły, niespodziewanie dostaje kolejną szansę. Wyjeżdża do prestiżowego gimnazjum z internatem w szwedzkim Stjärnsberg, gdzie życie uczniów organizują jasno określone zasady - władzę i pełnię praw ma ten, kto jest wyżej w hierarchii. Starsi uczniowie mogą do woli ponizać młodszych i słabszych, co odbywa się przy milczącej aprobacie nauczycieli. Eric trafia w sam środek pola bitwy, którą toczą między sobą grupy uczniowskie, skutecznie „ustawiając” przy użyciu siły tych bardziej niepokornych i słabszych. Nasz bohater ma jednak jasny cel – skończyć szkołę, nie dać się sprowokować do bójki, zachować stoicki spokój, a całą negatywną energię skierować na poprawienie wyników w nauce i sportową rywalizację. W praktyce, kiedy Otto i Dahlen, główni szkolni prowodyrzy, podejmują coraz bardziej wymyślne próby poniżenia Erica, staje się to zadaniem niemal niewykonalnym.  

„To wszystko już było” – powie niejeden zniechęcony przewidywalną fabułą, gdzie dobro ostatecznie triumfuje, a negatywni bohaterowie dostają zasłużony wycisk. Przecież przerabialiśmy to wielokrotnie, po co więc słuchać po raz enty tych samych morałów? Warto jednak odsunąć na bok początkowy sceptycyzm, i dostrzec, że tym, co stanowi o wartości „Zła”, jest właśnie jego uniwersalny charakter. Film Håfströma to opowieść o współczesnym herosie, który na bohatera wcale się nie nadaje i który bohaterstwa stara się za wszelką cenę uniknąć. Chce żyć spokojnie, cieszyć się chwilą, słuchać muzyki i czytać książki, ale rzeczywistość nowej szkoły mu na to nie pozwala. Nie ma oparcia ani w domu, gdzie niepodzielnie panuje wybuchowy ojczym, ani wśród agresywnych rówieśników. Jego zmagania to walka szkolnego przeciętniaka o przetrwanie, próba poradzenia sobie z własną frustracją wywołaną samotnością i coraz liczniejszymi niepowodzeniami. Każdy z nas może odnaleźć w Ericu część siebie – pierwsze miłości, ulotne przyjaźnie, stres związany ze zmianą szkoły czy przeprowadzką, brak zrozumienia u rodziców.



Można oczywiście pokręcić głową z niedowierzaniem – ale jak to, przecież Eric musi działać w ekstremalnych warunkach, znosić okropne prześladowania w szkole pełnej snobów. W naszych czasach to nie do pomyślenia! Sprawa pozostaje jasna: prawdopodobnie nikt z nas nie będzie nigdy wystawiony na takie próby, jakim poddawany jest przez kolegów Eric. Przerysowane sytuacje dręczenia i poniżania uwypuklają jednak wyjątkową postawę bohatera, wiążącą się ze świadomym odrzuceniem przemocy i wspieraniem słabszych. Wzorem dla 16-latka staje się Mahatma Gandhi, indyjski „bojownik” o niepodległość, stosujący w swoich działaniach zasadę tzw. biernego oporu, a najlepszym kumplem i powiernikiem – szkolny kujon, a przy tym chłopiec o wyjątkowo bogatym wnętrzu. Stoicki spokój Erica i jego finałowa porażka pokazują, że zemsta prawie nigdy nie popłaca – czasami ważniejsza okazuje się pomoc przyjaciół, spryt i głowa na karku niezależnie od okoliczności. Bo ostatecznie to przecież znajomy prawnik pomaga Ericowi wyjść na prostą i skończyć szkołę, mimo że młody Szwed w końcu pęka, łamiąc szkolne reguły. Nie potrzeba więc wcale niezwykłej siły fizycznej, nie potrzeba miecza, żeby poradzić sobie z uczniowskimi demonami. Niezależnie od tego jakie mamy fryzury i czy słuchamy Elvisa Presleya czy Arctic Monkeys, przyjaźń okazuje się najskuteczniejszym lekarstwem na zło, a każdy heros – przeciętniakiem z sąsiedztwa.


Marcin Stachowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz