recenzja dla magazynu edukacyjnego dla gimnazjalistów i licealistów
„Przeciętny heros”
Eric, bohater ukazującego się właśnie w naszej serii „Rozkwit” filmu „Zło”, dylematy ma podobne, mimo że jest młodym Szwedem żyjącym gdzieś na przełomie lat 50 i 60. Potrafi nieźle dokopać swoim oponentom, ale nierzadko sam wciela się w rolę tego, który krzywdzi i prześladuje. Za swoje zachowanie płaci przy tym wysoką cenę – ciągłe wizyty na dyrektorskim dywaniku, niepewność własnego miejsca w grupie rówieśniczej, brak stabilnych planów na przyszłość. Kiedy w końcu miarka się przebiera, a po kolejnej bójce Eric zostaje z hukiem wyrzucony ze szkoły, niespodziewanie dostaje kolejną szansę. Wyjeżdża do prestiżowego gimnazjum z internatem w szwedzkim Stjärnsberg, gdzie życie uczniów organizują jasno określone zasady - władzę i pełnię praw ma ten, kto jest wyżej w hierarchii. Starsi uczniowie mogą do woli ponizać młodszych i słabszych, co odbywa się przy milczącej aprobacie nauczycieli. Eric trafia w sam środek pola bitwy, którą toczą między sobą grupy uczniowskie, skutecznie „ustawiając” przy użyciu siły tych bardziej niepokornych i słabszych. Nasz bohater ma jednak jasny cel – skończyć szkołę, nie dać się sprowokować do bójki, zachować stoicki spokój, a całą negatywną energię skierować na poprawienie wyników w nauce i sportową rywalizację. W praktyce, kiedy Otto i Dahlen, główni szkolni prowodyrzy, podejmują coraz bardziej wymyślne próby poniżenia Erica, staje się to zadaniem niemal niewykonalnym.
„To wszystko już było” – powie niejeden zniechęcony przewidywalną fabułą, gdzie dobro ostatecznie triumfuje, a negatywni bohaterowie dostają zasłużony wycisk. Przecież przerabialiśmy to wielokrotnie, po co więc słuchać po raz enty tych samych morałów? Warto jednak odsunąć na bok początkowy sceptycyzm, i dostrzec, że tym, co stanowi o wartości „Zła”, jest właśnie jego uniwersalny charakter. Film Håfströma to opowieść o współczesnym herosie, który na bohatera wcale się nie nadaje i który bohaterstwa stara się za wszelką cenę uniknąć. Chce żyć spokojnie, cieszyć się chwilą, słuchać muzyki i czytać książki, ale rzeczywistość nowej szkoły mu na to nie pozwala. Nie ma oparcia ani w domu, gdzie niepodzielnie panuje wybuchowy ojczym, ani wśród agresywnych rówieśników. Jego zmagania to walka szkolnego przeciętniaka o przetrwanie, próba poradzenia sobie z własną frustracją wywołaną samotnością i coraz liczniejszymi niepowodzeniami. Każdy z nas może odnaleźć w Ericu część siebie – pierwsze miłości, ulotne przyjaźnie, stres związany ze zmianą szkoły czy przeprowadzką, brak zrozumienia u rodziców.
Można oczywiście pokręcić głową z niedowierzaniem – ale jak to, przecież Eric musi działać w ekstremalnych warunkach, znosić okropne prześladowania w szkole pełnej snobów. W naszych czasach to nie do pomyślenia! Sprawa pozostaje jasna: prawdopodobnie nikt z nas nie będzie nigdy wystawiony na takie próby, jakim poddawany jest przez kolegów Eric. Przerysowane sytuacje dręczenia i poniżania uwypuklają jednak wyjątkową postawę bohatera, wiążącą się ze świadomym odrzuceniem przemocy i wspieraniem słabszych. Wzorem dla 16-latka staje się Mahatma Gandhi, indyjski „bojownik” o niepodległość, stosujący w swoich działaniach zasadę tzw. biernego oporu, a najlepszym kumplem i powiernikiem – szkolny kujon, a przy tym chłopiec o wyjątkowo bogatym wnętrzu. Stoicki spokój Erica i jego finałowa porażka pokazują, że zemsta prawie nigdy nie popłaca – czasami ważniejsza okazuje się pomoc przyjaciół, spryt i głowa na karku niezależnie od okoliczności. Bo ostatecznie to przecież znajomy prawnik pomaga Ericowi wyjść na prostą i skończyć szkołę, mimo że młody Szwed w końcu pęka, łamiąc szkolne reguły. Nie potrzeba więc wcale niezwykłej siły fizycznej, nie potrzeba miecza, żeby poradzić sobie z uczniowskimi demonami. Niezależnie od tego jakie mamy fryzury i czy słuchamy Elvisa Presleya czy Arctic Monkeys, przyjaźń okazuje się najskuteczniejszym lekarstwem na zło, a każdy heros – przeciętniakiem z sąsiedztwa.
Marcin Stachowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz