czwartek, 17 stycznia 2013

"Zło", reż Mikael Håfström

Recenzja dla magazynu filmowego

DZIECI WESOŁO WYBIEGŁY ZE SZKOŁY

“Potrafię długo wstrzymywać oddech”. Erikowi Ponti umiejętność ta przydaje się nie tylko podczas zawodów pływackich. Wstrzymuje oddech również w domu – za każdym razem, gdy jego ojczym sięga po pas. Z początku wydaje się zatem, że mamy do czynienia z filmem o wpływie przemocy na życie maltretowanego dziecka w stylu “Pręg” Magdaleny Piekorz. To skojarzenie okazuje się jednak mylne. Mikael Håfström dotyka w swoim nominowanym do Oscara filmie kwestii bardziej ogólnej, od wieków aktualnej i niemalże filozoficznej. W jaki sposób możemy walczyć ze złem - tu w postaci przemocy fizycznej i psychicznej? Czy rzeczywiście możliwa do zrealizowania jest chrześcijańska dewiza “zło dobrem zwyciężaj”? 




A wszystkie te pytania zawarł w stosunkowo nieskomplikowanej historii o chłopcu, który po kolejnej brutalnej bójce zostaje wyrzucony ze szkoły. Matka postanawia wysłać go do elitarnej placówki z internatem - Stjärnsberg. Erik szybko orientuje się, że panują tam nietypowe zasady; zasady “wychowania koleżeńskiego”. Oto szkoła, o której mógłby śnić w koszmarach Korczak; władzę sprawują najstarsi uczniowie, często wykorzystując i poniżając innych. Sami sprawują sądy, wydają i wykonują wyroki, a wszystkich niepokornych szybko dosięga brutalna kara. Erik, w którym od razu rodzi się bunt (“A co jak ktoś odda?” - pyta), musi jednak nadal wstrzymywać oddech. Utrzymanie się w tej szkole to jego ostatnia szansa na dostanie się do liceum.  Nie godzi się na poniżanie, ale nie może też uciekać się do przemocy jak jego dręczyciele.

Håfström wykorzystuje tę sytuację, aby pokazać, jak trudno jest  rozerwać raz rozpoczęty krąg przemocy: Erik maltretowany przez ojca wyładowywał agresję w szkolnych bójkach. Teraz jest znowu ofiarą - i nie wie, jak sobie z tym poradzić. Rozmawia z Pierre’em, swoim jedynym przyjacielem, o Gandhim. Czy tak jak on będzie w stanie przerwać rządy przemocy pokojowo? “Chciałbym w to wierzyć” - mówi. 




Reżyser potraktował te wątpliwości bardzo poważnie - widać, że nie chciał, by cokolwiek odciągało uwagę widza od przekazu filmu. Stąd jego warstwa techniczna jest wyjątkowo oszczędna: proste zdjęcie, bez wizualnych atrakcji, muzyka niemal transparentna, w klasyczny sposób ilustrująca akcję. Seans “Zła” trudno nazwać przyjemnym ze względu na trudną tematykę i naturalistyczne sceny przemocy, rekompensuje to jednak doskonale dobrana obsada. Zachwyca zwłaszcza debiutujący Andreas Wilson, który udźwignął ciężar kreacji skomplikowanej postaci Erika. Zdecydowanie nie mieści się ona w prostym schemacie "od zera do bohatera", tu: od szkolnego awanturnika do osoby wyrzekającej się wszelkiej przemocy. Nie musi mówić o swoim wewnętrznym rozdarciu i wątpliwościach -  malują się one na jego twarzy. 


“Zło” odczytywać można także jako rozliczenie z nazistowską przeszłością Szwecji. W Stjärnsberg uczy biolog - faszysta, ukazujący - na przykładzie Erika - wspaniałą budowę fizyczną rasy aryjskiej, upokarzając tym samym niezbyt imponująco zbudowanego Pierre'a. Z kolei bardziej przychylny Erykowi nauczyciel nie cieszy się sympatią starszych - "to socjaldemokrata", mówią z nieukrywaną niechęcią "rządzący" uczniowie. Ta interpretacja ma jednak sens tylko w kontekście pojedynczych scen. 

Problem filmu leży w jego głównym przekazie, bardzo czytelnym i klarownym, który zdaje się nie pozostawiać widza bez wątpliwości. Ponti otrzymuje w prezencie księgę ze szwedzkim prawem - i prawo (konkretnie - poznany wcześniej adwokat) rzeczywiście pomaga mu w walce o sprawiedliwość. Ostatecznie jednak zarówno przemoc w szkole jak i w rodzinie zwalczona zostaje przemocą właśnie. Erik - straciwszy przyjaciela, ukochaną i własną godność - nie waha się zadać swoim wrogom ostatecznego ciosu. “Całe życie się biłem i wiem, że to się nie skończy” - to pełne goryczy zdanie mogłoby być swoistą puentą obrazu. Odpowiedź na pytanie, czy można walczyć ze złem jednocześnie go nie wyrządzając jest w filmie przecząca...
Ten niezbyt optymistyczny (choć niektórzy zapewne doznają ulgi, gdy "źli" dostaną łupnia) koniec nie przekonuje i budzi wewnętrzny sprzeciw. Bo czy na tak trudne, odwieczne pytania można odpowiadać tak arbitralnie? Ukazywać tylko jedno dobre rozwiązanie? Nie chodzi o żaden relatywizm moralny, lecz ukazanie alternatywy, wzbudzenie w widzu wątpliwości... Håfström niestety prezentuje wybór Erika jako jedyny właściwy. "Zło" zatem interpretowane jako prosty i poruszający dramat społeczny nie budzi żadnych zastrzeżeń, jako filozoficzna rozprawa niestety rozczarowuje.

Mateusz Godlewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz