czwartek, 17 stycznia 2013

"Zło", reż Mikael Håfström

Recenzja dla pisma religijno-społecznego

Tak szerzy się zło

Według świętego Augustyna zło jest tylko brakiem dobra. Nie istnieje obiektywnie, ponieważ świat stworzony przez nieskończenie dobrego Boga z definicji musi być dobry.

Problemy filozoficzne oraz prawdy wiary często biorą na warsztat artyści, którzy z poziomu abstrakcji sprowadzają je na Ziemię. Wychodzą do ludzi z własnymi interpretacjami słów wielkich myślicieli czy ojców kościoła. Obraz „Zło” Mikaela Håfströma („Rytuał”) to podany w atrakcyjnej formie przykład rozważań nad przyczynami zła oraz sposobami, w jaki można się mu przeciwstawić. W pierwszym aspekcie podobny trochę do „Białej wstążki” Michaela Hanekego czy filmów Ingmara Bergmana, w których słynny Szwed rozlicza się z surowym, protestanckim wychowaniem. W drugim nawiązujący do „Gandhiego” Richarda Attenborough, chociaż głównemu bohaterowi brak konsekwencji wielkiego Mohatmy.

Akcja rozgrywa się w Szwecji w latach 50. ubiegłego wieku. 16-letni Erik Ponti (znakomity, przekonujący debiutant Andreas Wilson) jest bity w domu przez autorytarnego ojczyma, a następnie wyładowuje swoją agresję podczas bójek z innymi uczniami. Gdy zostaje wydalony ze szkoły, matka zapisuje go do elitarnej akademii Stjärnsberg. Na miejscu okazuje się, że panuje tam tzw. koleżeńskie wychowanie, któremu najbliżej chyba do wojskowej fali (pokazanej brutalnie przez Feliksa Falka w filmie „Samowolka”). Jej ofiarą pada oczywiście Erik, który nie zamierza jednak podporządkować się regułom panującym w szkole. Cierpliwie znosi wszystkie upokorzenia, nadstawia drugi policzek, by zło dobrem zwyciężać. Nie reaguje, mimo świadomości, że dzięki swej wyjątkowej fizycznej sprawności i sile rozprawienie się z przeciwnikami nie sprawiłoby mu większych problemów. Oznaczałoby ono jednak wyrzucenie ze szkoły i cierpienie matki. Przełomowym okazuje się moment, gdy bezsilni wobec biernego oporu Erika oprawcy zaczynają znęcać się nad jego najlepszym przyjacielem. Chłopak rozpoczyna prywatną vendettę...




Samotny mściciel jest mieczem, od którego giną ci, którzy nim dotąd wojowali (starsi uczniowie, ojczym), lecz trudno powiedzieć, by stanowił dobry przykład dla kogokolwiek. Zwłaszcza po rozczarowującym finale. Erik jako jedyny nie ponosi konsekwencji stosowania przemocy jako środka zaprowadzania porządku w wyraźnie uproszczonym, czarno-białym świecie, w którym doskonale wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. Bohater jest dobrem wcielonym, używa siły bezkarnie, ponieważ jego intencje są szlachetne. Zbyt naiwnie ukazane zostało także przesadne zaufanie wychowawców do systemu i brak reakcji z ich strony na jawne gnębienie młodszych uczniów przez starszych. Trudno do prawdy uwierzyć w grono pedagogiczne solidarnie wyrzekające się ludzkich odruchów; bo chyba tego wymagałaby zgoda na tak daleko posunięte stosowanie przemocy wobec bezbronnych.

Ciekawiej wypada natomiast dociekanie przyczyn zła, których twórcy dopatrują się w surowym, bezkompromisowym wychowaniu. Każdy, kto stosuje przemoc, sam wcześniej jej doświadczał. Ukazanie zjawiska powtarzania błędów wychowawców przez wychowanków njest motywem tyleż nowym co odkrywczym, dlatego autorzy zwrócili uwagę na coś jeszcze. Przemoc jest w filmie głównie oznaką bezsilności, niemocy przeciwstawienia się złu. Pewny siebie, silny wewnętrznie Erik nie musi manifestować swoich możliwości, nie potrzebuje wyżywać się na innych. Zmuszają go do tego okoliczności – staje w obronie słabszych, chce okiełznać szerzące się zło. Udaje mu się, mimo to, jego metody wydają się niesłusznie i przesadnie usprawiedliwiane przez twórców. W rzeczywistości skuteczność rozwiązań siłowych jest jedynie pozorna, a ukazanie ich w atrakcyjnej formie może mieć destrukcyjny wpływ na młodych. W związku z tym “Zło” przeznaczone jest dla dbiorców dojrzałych i o mocnych nerwach.

W „Złu” można się również doszukać ciekawej paraleli dotyczącej istoty prawa. W akademii Stjärnsberg regulamin szkoły (utożsamiany z nazizmem) jest stawiany ponad prawem krajowym – do czego dochodzi Erik po lekturze opasłego kodeksu. By nie dać się bezprawnie stłamsić, będzie potrzebował pomocy kogoś zaznajomionego z prawem Szwecji, kto obnaży niesprawiedliwość tych, którzy uzurpują sobie możliwość stanowienia własnego porządku. Czyż na co dzień nie mamy do czynienia z sytuacją analogiczną? Jak często prawo ludzkie stawiane jest ponad Boskim? W przeciwieństwie do filmowej rzeczywistości brakuje nam adwokata Bożego ładu, który dowiódłby jego wyższości nad ludzkim. W ten sposób niezauważalnie szerzy się zło. A może coraz bardziej brakuje dobra – jak pewnie ująłby to św. Augustyn.

Bartosz Wróblewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz