Jesień zagościła w Warszawie na dobre: poranki otulają coraz
gęstsze mgły, kreska na termometrze kurczy się ze starości, a kasztany błyszczą
ostatnimi promieniami słońca. Tymczasem wszyscy stołeczni kinomani wyczekują
momentu, kiedy centrum miasta stanie się filmowym środkiem Europy, a na
ekranach Kinoteki i Multikina rozkwitnie złoty liść kolejnej edycji
Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Studenci wygrzebują z portfeli ostatnie grosze,
pracownicy korporacji i urzędów zaraz po pracy biegną do kin, a wszyscy
zainteresowani toczą przed kasami bój o bilety – mamy w Warszawie święto kina!
WFF dla każdego wygląda trochę inaczej. Dla jednych może być festiwalem kina dokumentalnego, krótkometrażowego, społecznego czy
awangardowego. Miłość, wojna, sport,
muzyka, islam, bunt, przestępczość... tematycznych ścieżek jest nieskończenie wiele, wszystko
zależy od Ciebie.
Patrycja, Marcin, Agnieszka, Krystian, Natalia - oto nasza dziennikarska festiwalowa piątka. Przez 10 dni 28. Warszawskiego Festiwalu Filmowego na blogu "Krytyków" będziecie mogli przeczytać nasze recenzje, relacje, wywiady z twórcami.
Festiwal wystartuje za dwa dni - tymczasem prezentujemy garść WFFowych wspominków i nasze propozycje filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć podczas 28. Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Patrycja, Marcin, Agnieszka, Krystian, Natalia - oto nasza dziennikarska festiwalowa piątka. Przez 10 dni 28. Warszawskiego Festiwalu Filmowego na blogu "Krytyków" będziecie mogli przeczytać nasze recenzje, relacje, wywiady z twórcami.
Festiwal wystartuje za dwa dni - tymczasem prezentujemy garść WFFowych wspominków i nasze propozycje filmów, które koniecznie trzeba zobaczyć podczas 28. Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
Patrycja
Festiwal to dla mnie ostatni
ciepły punkt jesieni – możliwość zetknięcia się z filmami, których
w innym wypadku nie dane byłoby mi poznać; wspomnienie licealnych wagarów – małych pielgrzymek do pobliskich kin – oraz pełne emocji dzielenie się wrażeniami po seansach. Szczególnie w pamięć zapadły mi trzy tytuły: „Czyściec” Roberto Rochina, czyli realizm magiczny z powodzeniem przeniesiony na wielki ekran – mój pierwszy festiwalowy film a zarazem zwycięzca sekcji Wolny Duch z 2009 r., od tamtego czasu mojej ulubionej; bałkańskie „Inne historie” (Odkrycia 2010) – macierzyństwo ciepło i z humorem sportretowane przez pięć młodych Bałkanek dorastających w kotle powojennej traumy oraz magiczne tajwańskie „Pewnego dnia” (Konkurs 1-2 z WFF 2010), cyberbaśń o przeznaczeniu, miłości i pułapkach losu.
w innym wypadku nie dane byłoby mi poznać; wspomnienie licealnych wagarów – małych pielgrzymek do pobliskich kin – oraz pełne emocji dzielenie się wrażeniami po seansach. Szczególnie w pamięć zapadły mi trzy tytuły: „Czyściec” Roberto Rochina, czyli realizm magiczny z powodzeniem przeniesiony na wielki ekran – mój pierwszy festiwalowy film a zarazem zwycięzca sekcji Wolny Duch z 2009 r., od tamtego czasu mojej ulubionej; bałkańskie „Inne historie” (Odkrycia 2010) – macierzyństwo ciepło i z humorem sportretowane przez pięć młodych Bałkanek dorastających w kotle powojennej traumy oraz magiczne tajwańskie „Pewnego dnia” (Konkurs 1-2 z WFF 2010), cyberbaśń o przeznaczeniu, miłości i pułapkach losu.
Na co czekam w tym roku?
Oczywiście na „Królewnę Śnieżkę”
przeniesioną do Hiszpanii lat 20. – mojego zwiastunowego faworyta Wolnego Ducha;
drugą część trylogii Uricha Seidla „Raj: wiara” (w Pokazach Specjalnych) oraz przejmujące „Lilet, której nie było” (Konkurs
Międzynarodowy) – oparty na faktach portret nastoletniej prostytutki próbującej
przetrwać na ulicach Manili.
Z przyjemnością obejrzę też nowe filmy znanych polskich twórców – Jakimowskiego, Pasikowskiego
i Fabickiego, a z ciekawości razem ze wszystkimi „Krytykami” pobiegnę na „Fuck for forest”, współfinansowany przez PISF dokument o kontrowersyjnej grupce pomysłowych ekologów… Też nie możecie się już doczekać? Widzimy się więc w Kinotece i Multikinie, JUŻ w najbliższy piątek!
Z przyjemnością obejrzę też nowe filmy znanych polskich twórców – Jakimowskiego, Pasikowskiego
i Fabickiego, a z ciekawości razem ze wszystkimi „Krytykami” pobiegnę na „Fuck for forest”, współfinansowany przez PISF dokument o kontrowersyjnej grupce pomysłowych ekologów… Też nie możecie się już doczekać? Widzimy się więc w Kinotece i Multikinie, JUŻ w najbliższy piątek!
Marcin
W tym roku wybór filmów (jak
zwykle) zaczynam od delikatnego spojrzenia na wschód. Turcja, Iran, Bałkany,
kraje arabskie – to tam najłatwiej dziś o esencję „magii kina”, która w zachodnim świecie jakby gdzieś
się pogubiła. Chociaż trudno powiedzieć, czego oczekiwać po „Obcej” Filiz Alpgezmen (to jej debiut
reżyserski), to przecież nikt tak dobrze jak Turcy nie potrafi mówić o
poszukiwaniu tożsamości w zmieniającym się świecie. Na pewno nie zawiedzie też Mani Haghighi, znany ze współpracy z
Ashgarem Farhadim – jego „Bez entuzjazmu”
zapowiada się na inteligentną i nieco metafizyczną krytykę współczesnej cywilizacji.
Nie można jednak zapominać, że kino to również widowisko – zapewnią nam je „Kwiaty wojny” Yimou Zhanga z Christianem Bale’em w roli głównej. Autor dobrze
przyjętych „Hero” i „Domu latających sztyletów” tym razem
bierze na warsztat masakrę nankińską z 1937 roku. Ogromne poświęcenia z wielką
historią w tle – czyżby „Lista Schindlera” w chińskim wydaniu?
Chyba największą zaletą Warszawskiego Festiwalu
Filmwego jest otwarcie na artystów niebanalnych, podążających własną, niekoniecznie
zrozumiałą dla innych ścieżką. Balansowanie na granicy powinny zapewnić „Hotel Noir” w reżyserii Sebastiana Gutierreza (czeka nas błyskotliwa gra
z konwencją czy tylko powierzchowna stylizacja?) i odwołująca się do hinduizmu
filozoficzna „Samsara” Rona Fricke
(współautora słynnego "Koyaanisquatsi"). Ten drugi film pozbawiony jest dialogów - nic zatem nie będzie przeszkadzało w odbiorze muzyki autorstwa Lisy Gerrard, wokalistki zespołu Dead Can Dance, czyli gości specjalnych Festiwalu. Swobodna atmosfera
spotkań z twórcami to też jeden ze znaków rozpoznawczych WFF – warto zostać
po seansie, by zadać im pytania i chwilę porozmawiać.
"Kwiaty wojny" (The Flowers of War) reż. Yimou Zhang |
Agnieszka
Od
kiedy dołączyłam do grona widzów WFF-u uświadomiłam sobie co znaczy widzieć,
słyszeć i wiedzieć więcej – premierowy repertuar co roku umożliwiał zapoznanie
się z najświeższymi produkcjami z różnych zakątków świata. W obszernym
programie każdy mógł znaleźć coś dla siebie – obrazy mieniły się rozmaitymi
odcieniami i barwami, kusząc i przyciągając zarówno znawców kinematografii, jak
i entuzjastów kina. W moim przypadku zainteresowanie festiwalem zrodziło się z
zamiłowania do muzyki filmowej. Do zakupienia pierwszych biletów skłoniły mnie
obrazy o tematyce muzycznej, przywołując chociażby „Nieściszalnych” (reż. O. Simonsson, J. S. Nilsson) z niesamowitą
ścieżką dźwiękową wykorzystującą odgłosy miasta. Co chciałabym zobaczyć w tym
roku? Żeby nie zgubić się w labiryncie blisko 200 filmowych opowieści, poniżej
mały wycinek szerokiego spektrum tegorocznych propozycji repertuarowych.
Na
początek, aby pobudzić do działania uśpioną wyobraźnię, polecam film otwarcia „Imagine” (reż. A. Jakimowski) – wraz z grupą niewidomych pacjentów
lizbońskiej kliniki chorób wzroku można będzie opanować tajniki orientacji w
przestrzeni. Ta wiedza przyda się w poszukiwaniu odpowiedniej sali kinowej, gdy
zdecydujemy się na udział w „Sesjach”
(reż. B. Lewin), wspomagając
niemalże całkowicie sparaliżowanego czterdziestoletniego Marka, który będzie
pracował nad aktywizacją swojego życia seksualnego. Jeżeli ktokolwiek poczuje
się w nastroju do zwierzeń, najskrytsze tajemnice można będzie powierzyć Felixowi,
detektywowi prowadzącemu nocne rozmowy o niekoniecznie moralnej treści w Hotel Noir (reż. S. Gutierrrez). Gdyby przy okazji zastanawiało Was, co
współcześnie kryje się pod hasłem Męskość (reż. M. Spurlock), wszelkie
wątpliwości rozwieje dokument poszukujący odpowiedzi na to pytanie. Osobom
zaniepokojonym faktem, iż nie znajdą czasu na obejrzenie dostatecznie dużej
ilości filmów na przestrzeni dziesięciu festiwalowych dni, zachęcam do udania
się na projekcję obrazu Panie,
panowie – ostatnie cięcie (reż.
G. Pálfi) – za jednym zamachem, w przeciągu zaledwie 84 minut, można będzie
prześledzić sceny miłosne z ponad pięciuset produkcji filmowych z całego
świata. Na niepocieszonych będzie także czekać Kot do wynajęcia
(reż. N. Ogigami) – z wdziękiem mruczący i znakomicie umilający atmosferę
chłodnych jesiennych wieczorów.
"Imagine" reż. Andrzej Jakimowski |
Krystian
Warszawski Festiwal Filmowy to dla mnie świetne wspomnienia - początki przygody z kinem, pierwsze kroki w Warszawie i po uniwersyteckich korytarzach. Wszystko nowe, wszystko nieznane i fascynujące. Taki był też mój pierwszy WFF z 2010 roku - zetknięcie z wielkim festiwalem (wcześniej moją filmową mekką były Dwa Brzegi, bliższe moim rodzinnym stronom). Ślęczenie z zakreślaczem w ręku w Empiku Juniorze, próby (zwykle daremne) upchnięcia jak największej ilości filmów między zajęciami. Do tego prawdziwie heroiczny wyczyn pogodzenia festiwalu ze studenckim budżetem (na ile seansów po 12, a na ile po 18 zł mogę sobie pozwolić?). Największym sentymentem darzę "Nieściszalnych" - zapamiętam ich jako oryginalne "Brzmienie hałasu" - zdobywców Nagrody Publiczności z 2010 roku. Zdrowo anarchizujący, łamiący schematy, a przede wszystkim niesamowicie zabawny film dziś spoczywa w wydaniu DVD (z festiwalowym listkiem kasztanowca na okładce) na mojej filmowej półce.
W tym roku na mojej liście "must see" znalazło się niespodziewanie dużo dokumentów. Nikomu nie trzeba udowadniać, że dokumentalna forma jest wciąż odkrywana na nowo (udowodnił to nagrodzony w 2008 roku na WFF "Walc z Baszirem" czy nagrodzona w tamtym roku "Droga na drugą stronę"). Kiedy myślę "kontrowersyjny dokument" przed oczami mam zwiastun "Fuck For Forest", którego sama dźwięczna nazwa intryguje i pragnie by wypowiadać ją nieustannie. Gdy zobaczyłem niespełna minutowy trailer po raz pierwszy na Planete+DOCu pomyślałem to nie może być polski film - jest zbyt dziwny, odjechany i kolorowy. Festiwal zweryfikuje wysokie oczekiwania.
Dawkę humoru i dystansu do rzeczywistości zapewni "Szejk i ja" (reż. Caveh Zahedi) i "Królowa Wersalu" (Lauren Greenfield) (którą bardzo chciałem obejrzeć już na festiwalu w Karlovych Warach). Nie powinien zawieść naczelny prowokator USA Morgan Spurlock i jego "Męskość". Jako czciciel Stanleya Kubricka otaczam kultem wszystko i wszystkich, którzy zetknęli się z Mistrzem. Ma się więc rozumieć, że nie mogę odpuścić okazji do obejrzenia dokumentu o człowieku który zrobił oryginalne napisy (na tle słynnych "kochających się bombowców") do mojego ulubionego "Dr. Strangelove". "Pablo" (reż. Richard Goldgewicht) to pozycja obowiązkowa w Konkursie Dokumentalnym.
Film otwarcia - "Imagine" będzie dla mnie sentymentalnym powrotem do przeszłości. "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego z 2003 to moja pierwsza wielka filmowa fascynacja. Nagrane z telewizji na kasetę obejrzałem kilkanaście razy. Minęło pięć lat od ostatnich "Sztuczek" - Jakimowski powraca z angielskojęzycznym filmem z zagranicznymi gwiazdami. Czy udało mu się zachować magię i urok poprzednich opowieści?
W programie Festiwalu znalazło się także kilka obrazów dotyczących radzenia sobie z trudną komunistyczną przeszłością. "Konfident" (reż. Juraj Nvota) z Maciejem Stuhrem czy "Drodzy zdradzani przyjaciele" (reż. Sára Cserhalmi) zapowiadają się interesująco - być może następne "Życie na podsłuchu" czeka na odkrycie?
W tym roku na mojej liście "must see" znalazło się niespodziewanie dużo dokumentów. Nikomu nie trzeba udowadniać, że dokumentalna forma jest wciąż odkrywana na nowo (udowodnił to nagrodzony w 2008 roku na WFF "Walc z Baszirem" czy nagrodzona w tamtym roku "Droga na drugą stronę"). Kiedy myślę "kontrowersyjny dokument" przed oczami mam zwiastun "Fuck For Forest", którego sama dźwięczna nazwa intryguje i pragnie by wypowiadać ją nieustannie. Gdy zobaczyłem niespełna minutowy trailer po raz pierwszy na Planete+DOCu pomyślałem to nie może być polski film - jest zbyt dziwny, odjechany i kolorowy. Festiwal zweryfikuje wysokie oczekiwania.
Dawkę humoru i dystansu do rzeczywistości zapewni "Szejk i ja" (reż. Caveh Zahedi) i "Królowa Wersalu" (Lauren Greenfield) (którą bardzo chciałem obejrzeć już na festiwalu w Karlovych Warach). Nie powinien zawieść naczelny prowokator USA Morgan Spurlock i jego "Męskość". Jako czciciel Stanleya Kubricka otaczam kultem wszystko i wszystkich, którzy zetknęli się z Mistrzem. Ma się więc rozumieć, że nie mogę odpuścić okazji do obejrzenia dokumentu o człowieku który zrobił oryginalne napisy (na tle słynnych "kochających się bombowców") do mojego ulubionego "Dr. Strangelove". "Pablo" (reż. Richard Goldgewicht) to pozycja obowiązkowa w Konkursie Dokumentalnym.
Film otwarcia - "Imagine" będzie dla mnie sentymentalnym powrotem do przeszłości. "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego z 2003 to moja pierwsza wielka filmowa fascynacja. Nagrane z telewizji na kasetę obejrzałem kilkanaście razy. Minęło pięć lat od ostatnich "Sztuczek" - Jakimowski powraca z angielskojęzycznym filmem z zagranicznymi gwiazdami. Czy udało mu się zachować magię i urok poprzednich opowieści?
W programie Festiwalu znalazło się także kilka obrazów dotyczących radzenia sobie z trudną komunistyczną przeszłością. "Konfident" (reż. Juraj Nvota) z Maciejem Stuhrem czy "Drodzy zdradzani przyjaciele" (reż. Sára Cserhalmi) zapowiadają się interesująco - być może następne "Życie na podsłuchu" czeka na odkrycie?
"Konfident" (eŠteBák) reż. Juraj Nvota |
Natalia
Mój Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy to przede wszystkim
Wolny Duch. Ale nie tylko jedna sekcja filmowa – Wolny Duch nie daje się bowiem
zamknąć w żadnych ramach i co roku bez opamiętania hula po ekranach i między
fotelami festiwalowego kina. Przeglądając katalog szukam więc filmów, bohaterów
i historii pełnych szaleństwa, lekkości, wyobraźni i humoru. Najlepiej z
domieszką luzu i zajawki, bez względu na to czy będzie to palestyński rap,
papuaski surfing, amerykański komiks czy najczarniejszy humor rodem z Danii. W
tym roku szukam godnych następców tych motywów.
Palestyński „Slingshot
Hip Hop” z WFF 2008 zamieniam więc na ten jeszcze bardziej odległy i wydawać by
się mogło wręcz abstrakcyjny, bo mongolski. Zapomnijcie o stepach i mnichach,
we współczesnym Ułan Bator liczy się bling, „Mongolian bling” („Mongolski rap”, reż. B. Binks).
O tym, że nie tylko
muzyka, ale również „Deski” mogą zmienić świat całej społeczności mogliśmy
przekonać się podczas WFF 2011. W tym roku to już nie surfująca Papua Nowa
Gwinea i na pewno „To nie Kalifornia” (reż. M. Persiel), ale Niemcy lat
80., gdzie „subkultura deskorolkarzy udowadnia, że nie wszystko było tam szarą
rzeczywistością zasnutą spalinami trabantów”.
Raperzy, surferzy -
większość z nich wymięka przy niezniszczalnym papie najsłynniejszych postaci
komiksowych, który udowadnia, że Wolny Duch nie zna granic, szczególnie tych
wiekowych. Przy tak kultowej postaci niełatwo znaleźć godnego następcę, a
jednak i tu tegoroczny festiwal ma parę ciekawostek do zaoferowania.
Opowiedziana na WFF 2011 „Z wielką mocą: historia Stana Lee” znajduje swoją
kontynuację pod postacią „Pablo” (reż. R. Goldgewicht), Pablo Ferro –
szamana, ekscentryka, który pozwoli nam bliżej przyjrzeć się jego osobowości i
pracom: czołówkom i trailerom, od „Dra Strangelove” po „Facetów w czerni”. O
tym, że wiecznie młody Wolny Duch w zdrowym ciele tkwi postarają się przekonać
nas również seniorzy zawodowo grający w „Ping Pong” (reż. H. Hartford, A.
Hartford), nieraz rywalizujący ze sobą zacieklej niż młodsi sportowcy.
Na deser pozostaje
już tylko ostateczna jazda bez trzymanki. Dla mnie do dziś stanowią taką
„Jabłka Adama”, zwycięzca WFF 2005, szalona przypowieść pełna czarnego humoru
oraz dobrego Wolnego Ducha, któremu na imię Mads (Mikkelsen). W tym roku w
kategorii jazdy po bandzie zdecydowanym faworytem wydaje się dokument „Fuck
For Forest” (reż. M. Marczak), którego tytuł, choć zaskakujący, wiele
wyjaśnia – proekologiczna erotyka, zielone porno, czyli seks, który ratuje
świat. Tego nie można przegapić!
"Fuck For Forest" reż. Michał Marczak |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz