ŻYCIE UKRYTE W SŁOWACH
„Zanim
noc nas nie rozdzieli” to życie na podsłuchu na miarę dzisiejszych czasów.
Kamera błądzi pomiędzy stolikami eleganckiej restauracji, zagląda do kuchni i
do garderoby kelnerów. Lawiruje, podchodzi niebezpiecznie blisko, podgląda i
nadstawia ucha, by wzbudzić niezdrową – tabloidową wręcz, jak mówi reżyser,
Boris Khlebnikov – ciekawość widzów.
Wymiany
zdań przy kolejnych stołach stanowią o fragmentarycznej, gagowej konstrukcji
filmu. Urwane zdania, otwarte tematy nie od razu znajdują swoją puentę, co
sprawia, że formuła all talk, no action (czego lokalnym odpowiednikiem byłoby
nieco mniej wykwintnie wybrzmiewające: dużo gada, mało robi) w tym wypadku
sprawdza się zaskakująco dobrze. Dialogi te, choć nie zawsze dotyczące spraw lekkich,
przepełnione są humorem, odrobinę czeskim, chciałoby się rzec, duchem. Czasami
są niezrozumiałe, jak wtedy gdy zdania wymieniają między sobą imigranci
tworzący kuchenne zaplecze restauracji – zabieg ten, być może prosty, ale
doskonale koresponduje z zamierzonym przez reżysera wojerycznym wydźwiękiem
obrazu, któremu to w ten sposób nadaje autentyczności. Oraz buduje nieodparte
wrażenie obcowania z prawdziwym życiem ukrytym w słowach lub gdzieś pomiędzy
nimi.
Dodatkowego
smaczku naddaje fakt, że wspomniane rozmowy są jedynie filmowym odbiciem
prawdziwych knajpianych pogaduszek zasłyszanych w restauracji przez
dziennikarzy, których nagrania i zapiski stały się podstawą scenariusza filmu.
Na sucho być może nie brzmi to wystarczająco efektownie, jednak po seansie i
zobaczeniu na własne uszy niektórych interakcji i wypowiedzi fakt ten nabiera
na znaczeniu. Zagęszcza bowiem do granic możliwości opary ekranowego absurdu
oraz wynosi film na – jednak nie aż tak oczywiste od początku – wyżyny
społecznej satyry.
Słowa,
słowa, słowa, ale gdzie są czyny? By domknąć raz otwartą całość przychodzi więc
pora na morał, który być może rzeczywiście przekazuje (bo jednak nie odkrywa)
pewną życiową prawdę – prawda to uniwersalna, wykraczającą hen daleko poza
nowobogacką Moskwę, a brzmi ona: mówić to nie to samo, co rozmawiać. Przegadane
realia nie gwarantują nam najważniejszego – porozumienia. I o ile puenta ta
wydźwięk krytyczny ma jak najbardziej słuszny, o tyle zaserwowana zostaje ona
widzowi z gracją obucha wymierzonego w potylicę. Napięcie budowane pomiędzy
linijkami przez godzinę seansu musiało znaleźć prędzej czy później swe ujście,
droga jaką ostatecznie zdecydował się obrać reżyser razi jednak
nieautentycznością (przedstawiona w finale sytuacja nigdy nie została zarejestrowana
przez wspomnianych wcześniej dziennikarzy) i brakiem subtelności, by nie rzec
wprost – topornością. Warto oglądać zanim ten koniec Was nie rozgoryczy.
Natalia Maliszewska
(POKA NOCH NE
RAZLUCHIT) KOMEDIODRAMAT. ROSJA 2012. Reżyseria: Boris Khlebnikov. Wystąpili: Alexander
Yatsenko, Yevgeni Syty, Alena Doletskaya, Agniya Kuznetsova, Sergei Shnorov.
Czas: 65'
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz