PO „TAŃCU Z GWIAZDAMI” NASTAŁ CZAS NA TANIEC ZE… ŚMIECIARKAMI
Taniec jest
zawsze w modzie. Jakiś czas temu święcił tryumfy w popularnych
programach telewizyjnych takich jak „Taniec z gwiazdami”, czy też
„Taniec na lodzie”. W kinie był obecny już od dawien dawna
(legendarny „Dirty Dancing”, „Zatańcz ze mną”, czy bardziej
współczesne „Kochaj i tańcz”, „Wytańczyć marzenia”,
itp.) Zdążyliśmy już przywyknąć do tego, że wielu popularnych
aktorów i celebrytów ma na swoim koncie jakiś taneczny
epizod. Liczne taneczne produkcje przekonują nas że tańczyć może
każdy. Film dokumentalny Andrew Garrison’a jest tego doskonałym
przykładem. Co więcej, reżyser pokazuje, że dotyczy to nie tylko
ludzi, ale nawet czegoś tak masywnego i pozbawionego wdzięku jak
stalowy dźwig. Brzmi abstrakcyjnie? A jednak!
”Taniec Śmieciarek”
(„Trash Dance”) to bardzo oryginalny, zrobiony z dużym poczuciem
humoru (o czym świadczyć mogą regularne salwy śmiechu widzów
znajdujących się na sali kinowej) dokument o śmieciarzach
w
pewnym mieście w Teksasie. Kamera rejestruje codzienne obowiązki
pracowników firmy odpowiedzialnej za oczyszczanie miasta. Jednak nie
byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt że pracownicy tejże firmy przygotowują się do wielkiego show, którego
pomysłodawczynią i opiekunką artystyczną jest Allison –
choreograf i założycielka Zespołu Wózków Widłowych. Początkowo
nikt nie traktuje jej pomysłu poważnie. Jednak z biegiem czasu
ludzie odpowiedzialni za oczyszczanie miasta coraz mocniej się
angażują i ujawniają skrywane talenty. Nagle okazuje się że ktoś z
nich potrafi grać na harmonijce, a ktoś inny rapować. W końcu
dochodzą do wniosku, że to jedyna i niepowtarzalna okazja do
zaprezentowania siebie i swojej, w końcu niełatwej, a i nie zawsze
należycie docenianej społecznie (a koniecznej do wykonania)
pracy.
Początkowo wizja
roztańczonych śmieciarek wydawała mi się surrealistyczna, wręcz
niepokojąca. Jednak w miarę podążania za tokiem narracji,
wsłuchiwania się w często niewesołe opowieści bohaterów,
zaczynałam dostrzegać uroki tego szalonego pomysłu. Film traktuje
o ludziach, którzy znaleźli się w niełatwej sytuacji życiowej
(samotny ojciec, kobieta, która w weekendy, kiedy nie pracuje w
firmie oczyszczania miasta, jest kasjerką w
supermarkecie żeby móc wyżywić rodzinę), a mimo to nie tracą
pogody ducha i poczucia humoru. Jedni postrzegają swoje zajęcie
jako służbę, misję, inni jako jeden ze sposobów zarobku na
życie. Jedni lubią tę pracę, inni się jej wstydzą… Jednak
mają na tyle odwagi żeby wystąpić przed publicznością i
zabłysnąć, przeżyć swoje „5 minut sławy”. Czują się prawie jak gwiazdy na estradzie. I słusznie! Bowiem piękno można
odnaleźć wszędzie. Kto widział „Śmietnisko” z 2010 roku w
reżyserii Lucy Walker’a nie powinien być tym zaskoczony.
Wystarczy odrobina wysiłku (może w przypadku stalowych zwalistych
pojazdów trochę więcej niż odrobina), trochę dobrych chęci i
wytrwałości.
Punktem kulminacyjnym
filmu są fragmenty z przygotowywanego przez kilka tygodni występu.
Występu mającego na celu między innymi wydobycie z dźwigu czegoś
„jakby subtelnego, delikatnego, romantycznego…” I moim zdaniem
(jakkolwiek nie wydawałoby się to dziwne) operatorowi tej
topornej maszyny się to udało. Czterominutowe solo żurawia,
czy też pochód śmieciarek, ich tytułowy taniec przy dźwiękach
muzyki klasycznej w wykonaniu profesjonalnej orkiestry- widok tak
osobliwy, nietypowy, że aż piękny. A wszystko to w strugach
deszczu, który zdecydowanie zadziałał na korzyść reżysera i
przyczynił się do jeszcze lepszego efektu wizualnego.
Polecam! Zarówno
zwolennikom tańca jak i ekologii :-)
Monika
Martyniuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz