Tytułowa „Samsara” w języku
sanskryckim oznacza cykl narodzin i śmierci powiązany z wiarą w reinkarnację.
Po niespełna dwudziestu latach na kinowych ekranach pojawia się kolejne
wcielenie nietradycyjnego filmu dokumentalnego, którego istotą jest ukazanie
złożoności życia na naszej planecie oraz nakłonienie ludzi do refleksji nad procesami
kulturowo-społecznymi zachodzącymi we współczesnym świecie. Podobnie jak we
wcześniejszych produkcjach, takich jak „Chronos” czy „Baraka”, Ron Fricke
zabiera nas w podróż po niewerbalnym świecie obrazów, prezentując swoje
niebywałe umiejętności w dziedzinie fotografii poklatkowej. Twórca gromadził
materiał filmowy przez okres ponad czterech lat, odwiedzając w tym czasie
dwadzieścia pięć krajów rozrzuconych na pięciu kontynentach.
W filmie nie należy dopatrywać
się żadnej fabuły czy ukrytych podtekstów – stanowi on raczej formę medytacji,
w której obrazy stają się zwierciadłem naszych emocji. Niemniej jednak można wyodrębnić
w nim kilka bloków sekwencji, które oscylują wokół tematów związanych z jednej
strony z pięknem natury nie naruszonym przez ingerencję człowieka, a z drugiej
z postępem cywilizacyjnym i jego wyniszczającą siłą w stosunku do zasobów
ziemskich. Za pomocą montażu intelektualnego zestawienia statycznych ujęć
nabierają nowego znaczenia. Jak mantra powracają obrazy wspaniałych dzieł
natury oraz osiągnięć architektonicznych. Życie ludów pierwotnych
przeciwstawiane jest wielkomiejskiemu
zgiełkowi, bieda kłóci się z konsumpcjonizmem, a szczerość z obłudą. Wędrując
po różnych zakątkach świata poznajemy rozmaite religie i tradycje, co
uzmysławia nam jak bardzo się od siebie różnimy, mimo że wszyscy zamieszkujemy
tą samą planetę i w równym stopniu jesteśmy odpowiedzialni za jej przyszłość.
Ujęcia w przyspieszonym tempie mogą symbolizować nieubłagany upływ czasu,
którego z dnia na dzień mamy coraz mniej.
Warstwa wizualna przenosi się w
inny wymiar dzięki muzyce, która w ogromnym stopniu kształtuje naszą percepcję.
Kompozycje do „Samsary” stworzył Michael Stearns, Marcello De
Francisci oraz Lisa Gerrard. Są to utwory niezwykle spokojne, o medytacyjnym charakterze,
wykorzystujące tradycyjne instrumentarium z całego świata. Hipnotyzujące
wokalizy Lisy Gerrard (znanej z muzyki do „Gladiatora”) świetnie współgrają z
obrazami natury – w końcu głos ludzki jest najstarszym instrumentem.
Współczesna muzyka elektroniczna pojawia się zaledwie w jednej scenie, gdy na
wielkim placu więziennym obserwujemy tańczącą synchronicznie grupę przestępców.
Stanowi to pewien powiem świeżości. Podobnie w warstwie wizualnej – ciekawe wydają
się ujęcia przedstawiające fabrykę dmuchanych lalek, po których na ekranie
ukazują się skąpo ubrane modelki tańczące przy rurach bądź sekwencja pogrzebu z
trumną w kształcie rewolweru. Niestety takich smaczków nie znajdziemy zbyt wiele
– pomimo całych 99 minut trwania filmu.
Symboliczne koło życia i śmierci,
starannie usypywane z kolorowych ziaren przez buddyjskich mnichów w jednej z
początkowych sekwencji, zostaje w końcu zniszczone. Filmowa klamra zamyka naszą
wędrówkę po ziemi – chciałoby się rzec – „dzięki Bogu”. Co prawda pod kątem
technicznym filmowi nie można nic zarzucić, jednak razi jego wtórność i
przewidywalność. Momentami ma się wrażenie, że dane ujęcie jest zapożyczone bezpośrednio
z poprzednich produkcji reżysera (na przykład sceny w fabryce mięsa czy na
wysypisku śmieci). Zbliżenia ludzkich twarzy, w oczach których dostrzegamy
jedynie dogłębny smutek to także chwyt, które w pewnym momencie zaczyna drażnić
sztucznością. To prawda, że bez pomocy słów można wyrazić o wiele więcej,
jednak sprzedawanie tego samego produktu pod zmienioną nazwą mija się z celem.
Agnieszka Cieślak
(SAMSARA) DOKUMENT. USA 2012. Reżyseria: Ron Fricke. Czas: 99’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz