Chwilę potem akcja
się uspokaja – poznajemy Arasha, który po powrocie z ponad 20-letniej emigracji
naucza na uniwersytecie w irańskim mieście Shiraz. Beznadziejne zmagania ze
skorumpowanymi urzędnikami kierują jego kroki do opuszczonego niegdyś Teheranu,
gdzie mieszka duża część rozbitej przed dekadami rodziny.
Tak właśnie zaczyna się fabularny debiut Massouda Banhkshiego,
jeden z hitów tegorocznych festiwali na całym świecie (od Cannes, przez Karlowe
Wary, po Vancouver). I chociaż nie zobaczymy w nim wielu scen równie mocnych
jak ta wspomniana na początku, to jednak daje ona jasny sygnał, z jaką
konwencją będziemy mieli do czynienia. Dzięki zastosowaniu narracji pasującej
raczej do kryminału niż dramatu obyczajowego, tę w gruncie rzeczy skromną i
konwencjonalną opowieść ogląda się jak najlepsze kino akcji. Budzi to oczywiste
skojarzenia z obsypanym nagrodami „Rozstaniem”, choć niewątpliwie nie jest to kino aż tak
wysokiej klasy jak dzieło Asghara Farhadiego.
„Rodzina godna szacunku” to jeden z tych obrazów, w których
ważniejszy od historii jest sposób jej opowiedzenia. Nie można zdradzić choćby
części fabuły bez zabrania widzom przyjemności z seansu. Istotą tego filmu jest
jego fragmentaryczność – zamiast logicznej konstrukcji zdarzeń otrzymujemy
raczej strzępki historii, które sami musimy połączyć za pomocą takich czy
innych „nici”. Dzięki temu każdy odbierze go nieco inaczej, koncentrując
się na trochę innych wątkach – czy będzie to diagnoza dotycząca zżeranego przez
korupcję współczesnego Iranu, czy tragiczna historia rodziny rzuconej w wir
rewolucyjnych wydarzeń, czy może bardziej uniwersalna refleksja na temat
wolności i odpowiedzialności. Trudno chyba o bardziej dosłowne potraktowanie
zasady, że o ostatecznej formie filmu jako dzieła sztuki decyduje nie sam autor, a interpretujący go odbiorca.
Marcin Sarna
Rodzina godna
szacunku (Yek Khanevadeh-e Mohtaram), reż. Massoud Bakhshi, Iran 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz