środa, 17 października 2012

28. WFF: Lilet, której nie było ("Lilet never happened"), reż. Jacco Groen


„You can always be free in your mind… You can always live happily ever after… Don’t you?”

Lilet to wyjątkowa dziewczynka. Zaledwie jedenastolenia, a już taka dorosła! Sama potrafi o siebie zadbać. Na każdy temat ma własne zdanie – choćby nie miała pojęcia, o czym mówi, bezczelnie przekona wszystkich, że ma rację. Wystąpiła nawet w filmie, pewnie ma talent po tatusiu… Kiedy poczuje się osaczona, obraża i bije, ale nigdy nie żałuje swojego zachowania. Nie postanawia poprawy, bo ma własne cele i marzenia – i zrealizuje je za wszelką cenę.

„Lilet, której nie było” to film zrodzony z dokumentu, nakręconego na podstawie rozmów z młodocianymi prostytutkami z filipińskich ulic – próba obiektywnego zobrazowania skali tego problemu we współczesnej Manili. Tytułowa Lilet – Śnieżka, jak wolała o sobie mówić sama dziewczynka – to autentyczna osoba, spotkana przez reżysera w jednym z filipińskich szpitali psychiatrycznych. Jej historia jest tak filmowa, że wręcz budzi sprzeciw, snuje podejrzenie o nadmierną fabularyzację materiału i przejaskrawienie życiorysu postaci: głupia matka, bezlitosny ojczym, zdegenerowana siostra, chciwa burdel-mama i obleśni klienci – katalog postaci jest tak archetypiczny, że aż przewidywalny. Rozmowa  z reżyserem rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości – Lilet była, była naprawdę – a jej losy wyglądały tak, jak te przedstawione w filmie (włączając w to przezwisko i pół-amerykańskie pochodzenie). Życie napisało okrutnie filmowy scenariusz – losy Śnieżki, Filipinki o jasnej skórze, okazały się przekorną drwiną z dziecięcych marzeń o szczęśliwym zakończeniu.

„Lilet, której nie było” to obraz budzący emocje – temat wyklucza jego chłodny odbiór – jednak wywołane uczucia nie są wynikiem tanich chwytów psychologicznych i emocjonalnego szantażu. To obiektywna relacja zjawiska, zdystansowana i abstrahująca od moralnych ocen. Porażające wrażenie, jakie robi film, zbudowane jest w zasadzie na kontraście pomiędzy pojmowaniem sytuacji przez Lilet – która nie uważa nawet, że robi coś złego – a widzem, wstrząśniętym skalą problemu i jego połowiczną akceptacją społeczną. Lilet nie czuje się zdegenerowana, nie odczuwa „moralnego upadku”, którego europejski widz się dopatruje – bo nigdy nie znała wartości, jakim się sprzeniewierza. Jej zahamowania mają charakter estetyczny lub, jak w przypadku ojczyma, wynikają z nienawiści, nie z moralności.


Lilet jest zdeterminowana, a świat czyta z ironią, żeby nie powiedzieć – cynizmem. Bez wątpienia jest to postawa obronna – podobnie, jak chowanie się w marzeniach i liczne konfabulacje, którymi karmi ludzi za mocno zainteresowanych jej osobą. W kontekście boaterów zmarnowaną szansą wydaje się być Claire – działaczka pomocy społecznej i nauczycielka, która z egoistycznych pobudek próbuje na siłę zbawić świat. Jedyną godną uwagi sceną w jej wykonaniu jest ta, kiedy zabiera Lilet na „przesłuchanie” – po raz pierwszy i ostatni wychodząc z roli „Matki, Która Straciła Dziecko”.

Ciekawy jest również fakt, że w filmie oglądamy mało scen stricte erotycznych – chociaż tuż po wyjściu z kina ciężko sobie ten fakt uświadomić. Reżyser wiele sugeruje, pokazując niewiele – zapewne z dobrym skutkiem dla estetycznej wrażliwości widza. Dzieje się tak również ze względu na chęć dystrybucji filmu na Filipinach – bo choć prostytucja (nie tylko nieletnich) jest w tym kraju problemem na ogromną skalę, pruderia chrześcijańskiego społeczeństwa nie pozwala na pokazywanie na ekranie bezeceństw – nawet w służbie interwencji społecznej.

Pomimo podjętej tematyki film nie jest przygnębiający – dzięki brawurowej Sandy Talag dialogi nabierają polotu i sarkazmu, a cała postać jest pełnokrwista, emocjonalna i autentyczna. Lilet nie jest ofiarą – to dziewczynka, która bez zakłopotania uczy przebywające w schronisku dzieci nowych słów: „laska”, „fiut”, „obciągara”; dziewczynka, która w świecie pozbawionym sentymentów radzi sobie najlepiej jak potrafi. Najdobitniej świadczy o tym przywołany w filmie dokument, w którym sfinguje samą siebie; udaje ofiarę, bo wie, że tego się od niej oczekuje, choć wcale nie czuje się pokrzywdzona. Lilet nie jest zepsuta, bo nie wie, że to, co robi, jest złe – co w tym wszystkim najbardziej tragiczne. Film nie jest melodramatem ani portretem psychologicznym pełnym powolnego upadku i degradacji systemu wartości. Nie szantażuje widza emocjonalnie, nie jest ckliwy ani współczujący, nie budzi litości – i są to jego największe zalety. To historia dziewczynki nieświadomej reguł gry, w którą musi się bawić; film o innych realiach, o różnicy doświadczeń kulturowych i cenionych społecznie wartości. Nie sama historia, a rozdźwięk pomiędzy percepcją świata jest tak przytłaczający; przyczyna przedstawionej w filmie sytuacji, a nie jej efekt.

Szczególną rolę gra w filmie biała sukienka – sukienka Śnieżki, pięknie współgrająca z dziecięcymi marzeniami dziewczynki, pomost pomiędzy rzeczywistością zwykłego dziecka a światem Lilet. To tu spotykają się fantazje i pragnienia dzieciństwa – niezależne od warunków, w jakich się dorasta. Pobrudzenie sukienki będzie wymownym symbolem upadku marzeń – i dotychczasowej świadomości Lilet. Śnieżka już nigdy nie będzie przechadzać się w niej po zakamarkach Manili – jak prawdziwa księżniczka wizytująca swój dwór – bo rzeczywistość obróci w gruzy jej zamek zbudowany z marzeń, determinacji i naiwnej wiary. Pobrudzenie sukienki – chociaż nastąpiło symbolicznie i post factum – będzie najistotniejszym momentem filmu, zderzeniem świadomości dziecka i dorosłej kobiety, filmowej postaci i śledzącej jej losy publiczności. To najbardziej wzruszający moment filmu – ale ujęty w ciekawą formę, nie nudzi.

"Dawno, dawno temu, żyła na Filipinach pewna dziewczynka, zwana Śnieżką. Kiedy była mała, marzyła tylko o tym, by zostać aktorką lub modelką..." Lilet istniała, istniała naprawdę – tak, jak tysiące innych dziewcząt, zarabiających na życie prostytucją; istniała, choć być jej nie powinno.


Patrycja Calińska

(LILET NEVER HAPPENED) DRAMAT. Holandia – Wielka Brytania 2012. Reżyseria: Jacco Groen Wystąpili: Sandy Talag, Johanna ter Steege Czas: 103'


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz