Wewnętrzny konflikt
Pierwsze spojrzenie. Facet w
podeszłym już wieku, ale wciąż postawny. Z błyskiem w oku i hipnotyzującym
głosem. To Padraig O’Malley – człowiek, który praktycznie w pojedynkę godzi i
nawołuje do dialogu zwaśnione państwa. Staje się strażakiem gaszącym wewnętrzne
pożary. Idealny kandydat na dokument o wybitnej jednostce.
Z początku można odnieść wrażenie ciekawej opowieści o współczesnym bohaterze, który zaryzykował
wszystko, by pomóc innym. Niezłomny, żyjący na walizkach, zawsze gotów by
pojechać na drugi koniec świata i szukać porozumienia. To jednak tylko jedna
strona medalu. Zewnętrzna forma stworzona na użytek innych. O wiele bardziej
interesujące jest to, co kryje się w środku. Obraz O’Malleya poza tyglem
konfliktów i rozejmów.
Pierwsze przełamanie to informacja
o nałogu alkoholowym. Przywiązaniu do procentów, które choć nie gościły w jego
organizmie od lat, to wciąż żyją w świadomości. Pojawiają się w myślach, kuszą
i nawołują do powrotu. Nie widzimy tu wizerunku zwycięzcy, ale żołnierza, który
wciąż tkwi na polu bitwy. Przyznającego otwarcie, że gdyby nie
praca, zapewne butelka wróciłaby do miana najlepszego przyjaciela.
Ten zwrot to pierwszy krok w ustaleniu, kim jest Padraig O’Malley. Z biegiem czasu wyłania się portret człowieka rozbitego. Zamykającego się sam na sam ze swoim cierpieniem. Pozbawionego energii i pasji, gdy mowa o pobycie poza strefą konfliktu. Niezdolnego do głębszych uczuć, obcego na miłość. Cierpiącego faceta, który stara się wykrzesać ze swojego życia sens.
Wspomniany czas odgrywa tu
niebagatelną rolę, ponieważ staje się przyczynkiem do pokazania problemu
starości. Padraig z początku, a ten z końca filmu, to zupełnie inni ludzie.
Starość ma tu postać demona, który nie puka do drzwi, ale objawia się w pełnej
krasie. Zabiera siły, pamięć i zdecydowanie. Widok tych zmian jest porażający.
Szczególnie u osobistości, która złożona jest z paradoksów. Kogoś kto pomaga
innym, ale nie radzi sobie przy tym z sobą. Posiadającego jedyną ucieczkę w
pracy, która także powoli wymyka mu się z rąk.
James Demo nie zdecydował się na sprezentowanie prostej laurki. Pokazał za to wielowymiarowy i skomplikowany obraz bohatera. Złożonego z sukcesu i porażki zarazem. Dzięki temu powstał przejmujący film. Chwilami trudny do przełknięcia, ale prawdziwy. Portret
rozjemcy, który uświadmia, że negocjacje z innymi, nie umywają się do tych z
samym sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz