wtorek, 3 kwietnia 2012

Nietykalni, Francja 2011, reż. Olivier Nakache / Eric Toledano


Ziemia, wiatr i ogień

Ponad 25 milionów widzów w całej Europie, w tym niemal 20 w samej Francji – nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę specyfikę rynku filmowego nad Sekwaną, wynik ten musi robić wrażenie. Nietykalni to prawdziwy fenomen – film „w którym każdy znajdzie coś dla siebie”, a jednocześnie taki, który za swą uniwersalność nie płaci nadmiernym złagodzeniem treści. Najnowsze dzieło tandemu Nakache / Toledano z jednej strony oparte jest na prawdziwej historii, z drugiej – czerpie garściami z najlepszych tradycji francuskiego kina rozrywkowego. Humor sytuacyjny jako rezultat spotkania ludzi pochodzących z różnych środowisk charakteryzował chociażby kasowy hit Jeszcze dalej niż północ czy serię Goście, goście, nie wspominając o kultowych komediach z udziałem Louisa de Funèsa (Hibernatus, Wielka Włóczęga). Z kolei otwierająca film scena pościgu samochodowego to jakby delikatny ukłon w stronę serii TAXI.


Historia z pozoru wydaje się banalna – Driss (Omar Sy), czarnoskóry chłopak z biednej dzielnicy Paryża, zostaje zatrudniony do opieki nad Philippe’m (François Cluzet) – samotnym człowiekiem w średnim wieku, milionerem i miłośnikiem sztuki, który na skutek wypadku został sparaliżowany i wymaga całodobowej troski. Młodzieniec jest zupełnie nieprzygotowany do roli, wybór podjęty przez bogacza wydaje się zatem kompletnie irracjonalny. Wynika jednak z jego wrodzonej przekory i skłonności do ryzyka – w szczerym do bólu Drissie widzi całkowite zaprzeczenie nadopiekuńczych pielęgniarzy z którymi miał do czynienia do tej pory, a zarazem szansę na urozmaicenie egzystencji w pięknym, lecz pozbawionym życia domu. Philippe mimo niepełnosprawności wiedzie bowiem życie sybaryty – otacza się obrazami za dziesiątki tysięcy euro, jada w najlepszych restauracjach.  Z zewnątrz wygląda na szczęśliwego, ale brakuje mu bliskości – jego żona zmarła wiele lat temu, jedyną namiastką życia uczuciowego jest listowny romans z niejaką Eleonore.

Driss jest jego przeciwieństwem, choć wiemy o nim niewiele – pochodzi z wielodzietnej rodziny, miewał problemy z prawem (teraz próbuje uchronić przed nimi młodszego brata), lubi szybkie samochody oraz zespół Earth, Wind & Fire. Tak naprawdę nie zależy mu na zatrudnieniu, do przyjęcia pracy przekonuje go możliwość zamieszkania w luksusowym pokoju z wygodnym łóżkiem i osobną łazienką. Swojego podopiecznego urzeka przede wszystkim spontanicznością i „normalnością” – podchodzi do niego bez szczególnej atencji, chwilami zapominając wręcz o jego ułomności. Zabiegi pielęgnacyjne budzą w pełnym życia mężczyźnie jeśli nie obrzydzenie, to co najmniej zaskoczenie. Nietrudno się domyślić (i nie trzeba, bo dowiadujemy się tego już z pierwszej sceny filmu), że pomimo dzielących ich różnic, Philippe’a i Drissa połączy przyjaźń, z której obaj dowiedzą się czegoś nowego – o sobie i o życiu.


I właśnie na kontraście między tymi pozornie nieprzystającymi do siebie światami zbudowany jest komizm filmu. Szczególnie mocno w pamięci zapadają sceny zakupu obrazu w galerii sztuki czy koncertu z okazji urodzin Philippe’a, gwarantujące salwy szczerego śmiechu na widowni. Humor w Nietykalnych jest ciepły i pełen empatii, pozbawiony tak charakterystycznej dla wielu współczesnych produkcji ironii – choć wcale niekoniecznie poprawny politycznie. Ogromna w tym zasługa pary aktorskiej Cluzet / Sy (obaj nominowani do Cezara, statuetka powędrowała do tego drugiego) – wydaje się, że „chemia” między tą dwójką na planie filmu była równie mocna, jak ta widoczna na ekranie między bohaterami. Czym bowiem byłyby nawet najlepiej napisane dialogi, gdyby sami aktorzy nie wypowiadali ich szczerze i z przekonaniem?

Trudno jednak ustalić, co tak naprawdę decyduje o wyjątkowości Nietykalnych. Być może jest to konsekwencja, z jaką para Nakache / Toledano unika banału i naiwnych wniosków w rodzaju: „jeśli tylko zechcemy, możemy się nawzajem zrozumieć, nawet gdy pochodzimy z różnych środowisk”. Pomimo drobnych scenariuszowych niedociągnięć (nagły zwrot akcji w okolicy 2/3 długości filmu wydaje się nieco wymuszony) nie ma wątpliwości, że głównym celem reżyserów jest klarowne przedstawienie tej konkretnej historii, zaś kontekst społeczny pozostaje jedynie tłem. Konfrontacja bogatego Philippe’a i wychowanego niemalże na ulicy Drissa jest więc przede wszystkim spotkaniem dwóch ludzi, a dopiero potem – dwóch światów. Spotkaniem, które zbliży ich do siebie i pokaże każdemu z nich, że można „żyć trochę inaczej”, a nawet przyniesie wymierne korzyści – ale wszystkich problemów nie rozwiąże.


Twórcy filmu są tego świadomi, dlatego też pomimo poruszania dość poważnych tematów (niepełnosprawność, bezrobocie, przestępczość), nie popadają w patos i nie sugerują żadnych rozwiązań. Nie ma tu jakiejś społecznej diagnozy, jest za to ogromna dawka empatii i zrozumienia, a także zupełnie nienachalny, naturalnie nasuwający się wniosek: każdy ma prawo do szczęścia, ale musi mieć odwagę, by o to szczęście zawalczyć. Oczywiście nie uda mu się to samemu – powinien otworzyć się na innych, nawet jeśli początkowo wydają mu się obcy. Jednak sprowadzenie sensu całego filmu do powyższego morału również byłoby błędem.

Ostatecznie okazuje się bowiem, że fenomenu, jakim niewątpliwie są Nietykalni, nie sposób objąć jakąkolwiek spójną analizą. Dzieło które oczarowało całą Europę jest czymś więcej niż sumą składających się na nie elementów (stąd względna porażka podczas rozdania Cezarów – tylko jedna nagroda na osiem nominacji). To prawdziwa perełka, jeden z tych filmów, które całą prawdę o sobie zawierają w ramach seansu, dlatego trzeba go po prostu zobaczyć, a może raczej – przeżyć. Najlepiej w sali kinowej – wobec zalewu tandetnych komedii operujących miałkim i niesmacznym humorem, Nietykalni są jedną z niewielu okazji, by wspólnie z innymi widzami uczestniczyć w wybuchach autentycznego, pozbawionego jakiegokolwiek zażenowania śmiechu.

Marcin Sarna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz