niedziela, 26 października 2014

30. WFF: "Jak powstrzymać ślub" reż. Drazen Kuljanin

Przechodząc wzdłuż wagonu, niemal bezwiednie zagląda się do kolejnych przedziałów. Niby w każdym znajduje się tyle samo siedzeń i tak samo niedomykające się okno, a jednak za sprawą małych zbiegów okoliczności sztucznie wydzielone przestrzenie zyskują charakter całkiem autonomicznych mikroświatów. Jakże przyjemnie byłoby zarzucić konwenanse, pofolgować naturze podglądacza i się na te światy pogapić.  Podglądać nie wypada, za to na pocieszenie zostaje nam kino – dopiero tędy można bezwstydnie wejść do przedziału, usiąść i bezkarnie się patrzeć.

 „Jak powstrzymać ślub” nie ogląda się, a podgląda. Na stojąco lub siedząco, przez szybkę, zasłonę lub wciśniętym w róg przedziału, ze wścibskim wzrokiem i z rumieńcem na twarzy śledzi się tę rozmowę dwóch przypadkowych osób. Ani umiejętny montaż, ani kadrowanie nie są w stanie przemówić do rozsądku tam, gdzie gest i rozmowa płyną tak naturalnie, że fikcja niczym nie ustępuje prawdzie. Niestabilna, nieustannie zmieniająca perspektywę kamera przypomina przy tym trzeciego pasażera-obserwatora, który wierci się w zbyt ciasnym przedziale i wszystkiemu przygląda się znad wpół przymkniętych oczu.

Pociąg z Malmö do Sztokholmu jedzie ponad pięć godzin. Można tę podróż spędzić, gapiąc się przez okno. Można uciąć sobie drzemkę lub zjeść kanapkę z szynką. Drazen Kuljanin postanowił w tym czasie nakręcić film. Dwójka obcych sobie osób podróżuje w tym samym przedziale. On jedzie na ślub, ona też. On ten ślub chce powstrzymać, ona też. Nic więc dziwnego, że gdzieś pod Malmö zawiązuje się między dwojgiem rozmowa, która (z przerwami) trwa aż do Sztokholmu. Topos podróży jako terapii znudził się już i zbrzydł niczym jazda pociągiem, ale jeśli do przepracowania traum posłużą neonowe okulary, filmiki na telefonie i elektryczna gitara,  ograny motyw przebija się spod warstwy kurzu i zaskakuje bezpretensjonalnością.

  
Nie znaczy to, że  „Jak powstrzymać ślub” jest filmem w jakikolwiek sposób innowatorskim. Wszystko, na co się składa już gdzieś i kiedyś w kinie wybrzmiało. Miejscami ociera się nawet o banał, lecz robi to z kokieterią, której nie sposób się oprzeć. Trudno przecież odmówić uroku filmowi, który swoim podziałem na rozdziały, naturalnością dialogów i czasem filmowym zbliżonym do czasu rzeczywistego kłania się z wdziękiem nowofalowej tradycji,   a jeszcze innym razem puszcza oko do romantycznych komedii. Nie ma zresztą słusznych i niesłusznych odniesień wtedy, kiedy film nie ma ambicji stać się czymś więcej niż tym, czym  jest.

Jednocześnie trudno na warszawskim festiwalu o bardziej niezależną produkcję. Na budżet składały się tylko koszty biletów dla czterech pasażerów – dwóch aktorów, reżysera i oświetleniowca. Pomysł na scenariusz powstał w trakcie rozmowy telefonicznej, dwójkę bohaterów zagrali przyjaciele reżysera, a dialogi ćwiczyli w jego salonie, gdzie na potrzeby prób stworzyli atrapę przedziału. Nie dziwi zatem ani bliskość, z jaką kamera rejestruje każde słowo i każde mrugnięcie, ani zmieniająca się nieustannie perspektywa – ekipa ledwo mieściła się w ciasnym przedziale. Niezależny film nie zależał w zasadzie od niczego oprócz jazdy pociągu: kręcenie było ściśle uzależnione od jego dynamiki. Także to utrudnienie udało się jednak przekuć na korzyść. Szczęście debiutantów czy talent; pociąg wydawał się współpracować z twórcami. Wjeżdżał do tunelu w chwili największego napięcia i oblewał twarze czerwonym światłem drogowych świateł akurat wtedy, kiedy nastrój zdawał się tego wymagać. A wymagał często: „Jak powstrzymać ślub” to sztuka rozpisana na dwóch aktorów. „Ten jeden raz w pociągu był dla nas wszystkich jak premiera teatralna.” – wspomina reżyser przed projekcją filmu.

Szwedzki debiut miał u nas swój debiut. W rodzimym kraju nie ma jeszcze nawet dystrybucji kinowej. „Nie oglądał go przed Wami jeszcze nikt, nawet moja mama” – mówi Kuljanin – „wszyscy w Szwecji was nienawidzą.” I mają za co. „Jak powstrzymać ślub” jest w zasadzie o tym, jak nakręcić film. W pięć godzin, z minimum środków. Nie odkrywczy ani nie zaskakujący, a wciąż wciągający i wyjątkowo udany. Zapytany o to, jak zareaguje jego matka na filmowy debiut, reżyser odpowiada: „Najpierw będzie komentować jakieś nieistotne szczegóły, jak dom czy pasażer, którego rozpoznała. W czasie scen erotycznych będzie milczała. A potem zapyta, czy jestem głodny.” Festiwalowa nagroda za debiut świadczy o tym, że u nas mimo wszystko oglądano ten film uważniej.


Aleksandra Jaszak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz