Facebóg Caraxa
Kolażowy film Holy Motors, którym Leos Carax, czołowy przedstawiciel francuskiego neobaroku w kinie francuskim, wraca po 10 letniej przerwie, to dzieło na nasze czasy. Groteskowa refleksja o kondycji współczesnego człowieka, który przenosi się coraz bardziej do wirtualnego świata.
Log in. Holy Motors to zwierciadło teraźniejszości, epoki symulakrów, czasów gdzie rządzi Internet, za pomocą którego człowiek może w nieskończoność multiplikować swoją tożsamość, własną egzystencję przenosić do wirtualnej przestrzeni. Najnowszy, intrygujący film Leosa Caraxa (właść. Aleksandera Oscara Duponta), tak jak najważniejsze dzieła fali francuskiego neobaroku lat 80-tych (którego głównym przedstawicielem obok Caraxa był Beineix Księżyc w rynsztoku z 1983 r. i Besson Betty z 1986 r.) to opowieść generacyjna, naświetlająca najważniejsze problemy współczesnych dwudziesto- trzydziestolatków.
Pulsujące, kolorowe obrazy, muzyczny mix gatunkowy, nie powiązane ze sobą maski głównego bohatera - Pana Oscara (którego gra ulubiony aktor Caraxa, Denis Lavant), wszystkie wcielenia bohatera nawiązujące do kolejnych filmowych gatunków (musical, dramat rodzinny, fantasy, kino akcji, dokument) to kwintesencja współczesności, której najpełniejszym wyrazem jest miliardowy portal społecznościowy – facebook.
Holy Motors to apoteoza ruchu, narracja w filmie prowadzona jest w szaleńczym tempie, przerywanym jedynie impulsywnymi i dojmującymi postojami bezruchu (co ważne, zatrzymaniu filmowych obrazów towarzyszy muzyczna stagnacja), które może odpowiadać nie tylko niespokojnym stanom egzystencjalnym dzisiejszego pokolenia, ale także i przede wszystkim, naturze Internetu, który niczym wszechświat stale, niepohamowanie i chaotycznie się rozrasta. Rytmiczna sfera wątków pobocznych, dynamika pojedynczych scen, wyróżniająca się i mająca charakter autarkiczny muzyka, komunikacyjna powtarzalność – cechy konstytuujące obraz Coraxa to także cechy wirtualnej rzeczywistości.
Istotą Holy Motors jest także kreacyjność, sztuczność i równoległość światów (wcieleń), których mamy aż jedenaście. To także emblematy dzisiejszego świata, zamkniętego w pigułce Internetu. Dziś za pomocą portali społecznościowych i wirtualnych second life-ów możemy dowolnie kierować swoim życiem zmieniając (multiplikując) swoją osobowość, przenosząc coraz większą część życia do sieci. Przyjmujące kolejne role filmowy Pan Oscar to każdy z nas, bo czyż Holy Motors nie można uznać za ekranizację facebooka?
Myliłby się ten, kto by sądził, że Carax to piewca nowoczesności i świata ułożonego z megabajtów. Wyrafinowany obraz reżysera Złej krwi to ironicznie pokazany sprzeciw wobec martwej kultury nadmiaru i przesytu. Ostatnia symboliczna scena filmu, kiedy zaparkowane identyczne limuzyny (takie jak ta którą podróżował po Paryżu Pan Oscar) rozmawiają ze sobą, to spełniony sen fantasy o ożywionych maszynach, sen, który może przerodzić się w koszmar buntu w ich krainie, w krainie którą sami tworzymy pokładając coraz większe nadzieje w rozwoju technologii, zastępując człowieka elektroniką (netbookiem z przenośnym Internetem). Leos Carax zręcznie rozkopuje ten fundament współczesnej kultury, wyciąga kamień węgielny, na którym budowany jest współczesny świat, wypala go tęczą obrazów, rzuca na ekran. Błyszczy. Widzimy gotowy efekt, barwny film, zachwycający, ale pozbawiony wyraźnej puenty, bez klasycznej dramaturgii, bez rzeczywistych konfliktów i realnych uczuć. Tak jak kolejne wcielenia Pana Oscara do niczego nie prowadzą (bądź prowadzą tylko pozornie) tak komunikacja przez Internet nie prowadzi (bądź prowadzi tylko iluzorycznie) do rzeczywistego spotkania. I to jest istota tego filmu jako opowieści o współczesności, pokazana w warstwie zarówno (!) formalnej jak i narracyjnej.
Warto także podkreślić, że najnowszy film Caraxa to także zasygnalizowanie wielkiej zmiany kulturowej, która zachodzi na naszych oczach. Film o kolejnym przewrocie na miarę Guntenberga. Kiedy ten niemiecki rzemieślnik w połowie XV wieku wymyślił druk, zrewolucjonizował obieg kultury, zmienił nasz sposób rozumienia świata. Po erze kultury oralnej nastąpiła era druku, której zmierzch właśnie obserwujemy. Oto ERA OBRAZÓW. Przewrót rozpoczęła fotografia, wraz z nią film i telewizja, ale dopiero Internet dobił kulturę słowa tradycyjnego. Holy Motors jako dzieło autotematyczne, zbudowane z wielu cytatów i nawiązań (najmocniejsze chyba do filmu Cosmopolis Davida Cronberga i nie chodzi tu tylko o samochód), to epitafium dla przemijającego świata, to opowieść o gęstwinie życia, które można przeżyć (lepiej pasuje tu francuskie survivre) wyłącznie tu i teraz. Galopujący, wielowymiarowy kolaż otulony symfonią dźwięków na chwilę przed wyłączeniem życia i stopieniem się z wirtualnością. Log out.
Rafał Pikuła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz