piątek, 19 października 2012

28. WFF: "Królewna Śnieżka" ("Blancanieves"), reż. Pablo Berger

Cud czy klątwa?

Rok 2012 ujawnił zastanawiającą słabość producentów do czarnowłosej dziewczynki o porcelanowej cerze – podczas gdy inne klasyczne baśnie (jak choćby „Kopciuszek” czy „Śpiąca królewna”) wciąż czekają na swoje ekranizacje, „Śnieżka” tylko podczas bieżącego roku doczekała się trzech nowych odsłon. Tendencja jest obiecująca – każdy kolejny film okazuje się lepszy, a hiszpańska „Blancanieves” błyszczy na tle wcześniejszych tytułów, wspinając się na zupełnie inny poziom artystyczny. To dopracowany do ostatniego ujęcia reżyserski majstersztyk i stuminutowy hołd złożony dorobkowi światowego kina (w sentymentalnej podróży do początków XX wieku).

Historia „Śnieżki” przefiltrowana jest przez społeczno-obyczajowy kalejdoskop Hiszpanii przełomu lat 20. i 30., i, jak w przypadku oryginału, rozpoczyna się jeszcze przed narodzinami dziewczynki. Poznajemy jej rodziców – światowej klasy torreadora Antonio Villaltę i jego piękną żonę, Carmen de Trianę, sławną tancerkę flamenco. Kiedy w skutek nieszczęśliwego wypadku mężczyzna zostaje sparaliżowany, a jego małżonka umiera przy porodzie, na horyzoncie pojawia się Encarna – pielęgniarka spragniona sławy i majątku bogatego pacjenta. Maleńka Carmencita trafia początkowo pod opiekę Babci, jednak sielanka nie trwa zbyt długo – wkrótce kobieta umiera, a dziewczynka musi przeprowadzić się do domu ojca, więzionego przez chorobę i okrutną żonę. Jak niełatwo zgadnąć, życie Carmencity będzie odtąd przepełnione obowiązkami, pracą i szeroko pojętym nieszczęściem. Fortunnym zbiegiem okoliczności dziewczynce uda się jednak poznać ojca, a popołudnia, które spędzą razem na nauce flamenco i sztuki ujarzmiania byków będą jedyną radością w jej życiu radością. Po śmierci męża Encarna nie zawaha się podnieść ręki także na Śnieżkę, ale próba morderstwa zakończy się fiaskiem. Pozbawiona tożsamości dziewczyna dołączy do wędrownej grupy karlich torreadorów, dzięki którym na nowo odkryje własne umiejętności matadora, sławne wkrótce w całym kraju.

            
            Trudno powiedzieć o fabule „porywająca” – historię Śnieżki zna przecież każdy z nas – a jednak film ogląda się z ogromną przyjemnością. Uwagę widowni przyciąga każdy kolejny kadr pojawiający się na ekranie – zdjęcia są ujmująco perfekcyjne, ale nie rażą sztucznością. Czarno-biała kolorystyka, w której utrzymany jest film i przyjęcie konwencji kina niemego (z zabawnymi planszami dialogowymi przecinającymi kolejne ujęcia) dodają opowiadanej historii nie tylko uroku, lecz także autentyczności – mamy wrażenie, że nie tylko fabuła, ale też jej realizacja zostały przeniesione do początku wieku. Dynamiczny montaż i sensacyjna fabuła dowodzą jednak, że to tylko zabawa konwencją kina klasycznego, a nie próba naśladowania go. Niejednokrotnie zresztą reżyser pokaże widzowi, że cytaty i zapożyczenia to element jego stylu – w „Śnieżce” roi się od nawiązań i motywów zaczerpniętych z dorobku kinematografii zarówno hiszpańskiej, jak i światowej. Zbliżenia Bergmana, teatralne aktorstwo Buñuela, muzyczne fascynacje Carlosa Saury – to tylko niektóre ze stylistycznych zapożyczeń, jakie możemy zauważyć w filmie. Również kreacje bohaterów nawiązują do postaci znanych z kadrów światowych arcydzieł – wędrowna grupa ulicznych artystów to uśmiech w stronę „La Strady”, Encarna do złudzenia przypomina Normę Desmond z „Bulwaru Zachodzącego Słońca” (o czym świadczy choćby obsesja na punkcie sławy czy scena morderstwa w basenie), a pewna pani zafascynowana martwą już Śnieżką zdaje się być uznaniem dla dokonań Almodovara, będącego, bądź co bądź, ikoną współczesnego kina hiszpańskiego. Co istotne, ten pokaz kinematograficznej erudycji reżysera nie przeszkadza w odbiorze filmu – nawet ci, którzy nie zauważą powiązań, zachwyceni będą żywiołową muzyką, komizmem sytuacyjnym i kadrami dającymi upajającą wręcz przyjemność ich podziwiania.
          
            Ciekawy kontekst przynosi nam psycho-socjologiczna metamorfoza głównej bohaterki – matador to przecież rola wybitnie męska, tu jednak świadomie przyjęta przez dziewczynę (która również dobrze mogła przecież zostać, jak matka, tancerką flamenco). Nie sądzę, żeby był to przypadek – zarówno ścięte włosy, jak i brak księcia (jego uroczy substytut w kontekście fabuły na niewiele się zdaje) sugerują wprowadzenie do tej powszechnie znanej historii powiewu nowych wartości. Czy ogromna, samotna łza spływająca po policzku dziewczyny w ostatnim ujęciu jest do nich komentarzem?
           
      „Królewna Śnieżka” to filmowy hołd złożony hiszpańskiej kulturze, baśni braci Grimm oraz kinematografii  początku XX w. Czarno-biała satyra z perfekcyjną obsadą, pięknymi zdjęciami i ironicznym humorem. Audiowizualna uczta pozwalająca spojrzeć na kinematografię z ożywczym dystansem – dla wszystkich gotowych na ryzykowny flirt z konwencją kina niemego.



Patrycja Calińska


(BLANCANIEVES) DRAMAT. HISZPANIA 2012. Reżyseria: Pablo Berger Wystąpili:  Macarena García, Maribel Verdú, Daniel Gimenez Cacho, Angela  Czas: 99'


1 komentarz:

  1. A premiera w Polsce parę dni temu... ciekawa recenzja. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń