Istnieje
lekarstwo na wszystko poza śmiercią
„Martwy i szczęśliwy” to historia mężczyzny,
który przez większość życia zadawał śmierć, przed którą ostatecznie przyszło mu
uciekać. Główny bohater wyrusza w podróż, o której końcu stara się nie myśleć,
paradoksalnie nieustannie ku niemu podążając. Film łączy w sobie cechy dramatu,
westernu i kryminału, wpisując się jednocześnie w nurt kina drogi. Argentyńskie
krajobrazy, które podziwiamy głównie z okien samochodu, zyskują surrealistyczny
wymiar, podobnie jak przedstawione wydarzenia, które mogą być jedynie wytworem
dręczonego narkotycznymi wizjami umysłu.
Santos (José Sacristán) to
nieuleczalnie chory 75-letni płatny zabójca, który opuszcza szpital, aby
wykonać swoje ostatnie zlecenie. Pomimo tego, iż jego ofiara uchodzi z życiem,
bohater odbiera zapłatę i postanawia wyruszyć w ostatnią podróż swoim starym,
zasłużonym samochodem, zwanym Camborio. Zaopatruje się uprzednio w zapas
morfiny, łagodzącej ból i pozwalającej przetrwać ciężkie chwile. Na stacji
benzynowej podstępem dołącza do niego Érika (Roxana Blanco), która wzbudza litość
kierowcy udając kalekę. Bohaterowie przemierzają wspólnie długą drogę donikąd,
odwiedzając różne, mniej lub bardziej malownicze, regiony kraju i powoli nawiązując
bliską, intymną więź. Santosa nieustannie dręczy myśl o tym, że nie potrafi
przypomnieć sobie nazwiska pierwszego człowieka, którego zabił (chociaż w
myślach wymienia setki innych). Prześladuje go także ostatni zleceniodawca, którego wizerunek często podsuwa mu wyobraźnia. Érika natomiast zwierza
się mężczyźnie ze swojej miłosnej tragedii z przeszłości, podejmując próbę konfrontacji z
własną rodziną.
Hiszpański reżyser Javier Rebollo
pokazuje, jak wielkie znaczenie w filmie ma narracja. Cała historia
zbudowana jest w oparciu o relacje głosów spoza kadru, które pełnią rozmaite
funkcje – od dostarczania bezstronnego komentarza, poprzez wyrażanie myśli
bohaterów, kończąc na subiektywnej ocenie sytuacji. Narrator wyprzedza
wydarzenia, które rozgrywają się na ekranie, niekiedy wprowadzając widzów w
błąd. Początkowo historię opowiada kobieta, jednak w połowie filmu pojawia się
głos męski, który od tego momentu przeplata się z damskim, niekiedy walcząc o
uwagę widza bądź podając sprzeczną wersję wypadków. Różne modyfikacje pojawiają
się także na poziomie tła dźwiękowego, które w jednym ujęciu jest wyraźnie
słyszalne, by w następnym całkowicie zaniknąć. Przekonujemy się o tym, iż nie
zawsze należy wierzyć w to, co widzimy lub słyszymy – albo w to, w co każe nam wierzyć
sam reżyser.
Za pomocą przekazu ustnego Rebollo buduje wiecznie żywy mit Santosa – wielkiego
bandyty, którego śmierć na zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. Film ma otwarte
zakończenie, nie spełniając do końca naszych oczekiwań i prowokując do własnej
interpretacji wydarzeń. Pewnym jest jedynie to, iż nieustanne podążanie do
przodu pozwala bohaterom zapomnieć o problemach, podczas gdy każdy postój
oznacza cierpienie i wewnętrzną mękę. To niezwykle trafna metafora współczesnego
życia, jednak czy środki użyte do jej wyrażenia okazały się odpowiednie?
Podążając za sugestią samego reżysera, nie polecam oglądania tego filmu osobom, które myślą zbyt trzeźwo.
Agnieszka Cieślak
(THE DEAD MAN AND BEING HAPPY)
DRAMAT. ARGENTYNA,
FRANCJA, HISZPANIA 2012. Reżyseria: Javier Rebollo. Wystąpili: José Sacristan,
Roxana Blanco. Czas: 94’
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz