piątek, 19 października 2012

28. WFF: "Drodzy zdradzeni przyjaciele" ("Drága besúgott barátaim"), reż. Sára Cserhalmi


„Chciałbym zobaczyć moją teczkę”

Trudno oprzeć się wrażeniu, że dwa spośród pokazywanych na WFF tytułów – „Konfident” (recenzja tutaj) i właśnie „Drodzy zdradzeni przyjaciele” – mogłyby być pokazywane jako jeden, nierozłączny blok. Dzieli je oczywiście zestaw bohaterów, fabuła i miejsce, w którym powstawały (znamienne, że tamten film jest koprodukcją czesko-słowacko-polską, ten – węgiersko-niemiecką, mamy zatem pełną reprezentację Europy Środkowej). Jednak ciężko chyba wyobrazić sobie dwa lepiej dopełniające się obrazy poruszające kwestię donosicielstwa i zdrady w krajach demokracji ludowej. O ile Juraj Nvota zdecydował się pokazać mechanizmy wpychające przeciętnego człowieka w rolę oprawcy, o tyle Sára Cserhalmi przyjmuje perspektywę współczesną, dotykając drażliwej kwestii tzw. „wojny na teczki”, czyli zasadności i konsekwencji odsłaniania niewygodnych faktów z przeszłości.


Reżyserka stawia pytanie o sens odsłaniania brutalnej prawdy, zaburzającej bezpieczny i odpowiadający wszystkim stronom status quo. Wydaje się, że odpowiada na nie podobnie jak główny bohater filmu, pisarz i naukowiec Andor Czettl, gdy składa wizytę w archiwum tajnych służb, by poznać zgromadzone na jego temat materiały. Wtedy właśnie wypowiada zacytowane na wstępie zdanie. A potem – gdy donosicielem okaże się János, przyjaciel z dawnych lat – bez wahania upubliczni tę informację, nie licząc się z konsekwencjami swojej decyzji.

Szybko okaże się, że granica między ofiarami a ciemiężycielami nie jest wyraźna, a niegdysiejszy oprawca nie dość, że nie okazuje spodziewanej skruchy, to na dodatek wypowiada Andorowi swoistą wojnę, „odbijając” w przewrotny sposób postawione mu zarzuty. Odkrycie prawdy nie przynosi ukojenia, co najwyżej spostrzeżenie, że w tej bajce nie ma jednoznacznego podziału na prześladowców i pokrzywdzonych. Empatia wobec obu stron konfliktu (toczącego się za pośrednictwem mediów – dawni przyjaciele spotykają się tylko raz, w bardzo symbolicznej, choć niemej scenie) nie jest jednak relatywizowaniem zła, ale głębszą refleksją, że zarówno zdrajcy, jak i zdradzani byli ofiarami tego samego systemu. Jej filmową egzemplifikacją jest wprowadzenie postaci oficera prowadzącego – chyba nieco zbyt dosłowne i niezupełnie udane, bo napięcie od tego momentu jakby zaczyna spadać.


Debiut fabularny Sáry Cserhalmi opowiada przede wszystkim o relacjach między dawnymi przyjaciółmi, którzy znaleźli się (czy aby na pewno?) po dwóch stronach stworzonej przez poprzedni ustrój granicy. Jednak poza tą jednostkową historią porusza problemy głęboko osadzone w rzeczywistości Węgier – a właściwie całego regionu. I to nie tylko te dawne, związane z realiami minionej epoki, ale również współczesne.

Mamy więc spostrzeżenie, że skutkiem ubocznym transformacji gospodarczych w Europie Środkowej jest panosząca się korupcja – przypadkowy gest wykonany w obecności lekarza zostaje opacznie odebrany i spotyka się z reakcją w postaci nieśmiertelnego „nie nie, nie trzeba”. Nie brakuje również subtelnej krytyki mediów, które z chęcią podejmują się moralnej oceny minionych czasów, ale wobec współczesnych problemów zachowują się jak bezduszne korporacje. A scena wywiadu telewizyjnego z Jánosem przypomina, że dziś równie łatwo jak kiedyś poddać się manipulacji, pozwolić na rozmycie prawdy i pomylić dobro ze złem.

Marcin Sarna

Drodzy zdradzeni przyjaciele (Drága besúgott barátaim), reż. Sára Cserhalmi, Węgry/Niemcy 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz