niedziela, 13 maja 2012

"Dorwać gringo", reż. Adrian Grunberg

Z perspektywy gringo, czyli Meksyk, którego nie ma

Słabej passy Mela Gibsona ciąg dalszy. Kolejna nieciekawa, ograna postać, w którą wciela się aktor nikogo nie dziwi. Nowość w ostatnim filmie z jego udziałem stanowi sceneria - malownicze meksykańskie więzienie ze wszystkimi jego osobliwościami.


El Pueblito jest przymusowym przystankiem dla tych, którzy zadarli z prawem. Wszyscy osadzeni jadą na jednym wózku – od zwykłego złodziejaszka do potężnego szefa narkotykowego kartelu. To tu wyląduje Driver(Gibson)zatrzymany przy granicy amerykańsko-meksykańskiej z pokaźną sumą pieniędzy i martwym wspólnikiem na tylnym siedzeniu samochodu. Jak amerykański gringo przetrwa w samym środku oka cyklonu jakim jest El Pueblito? Gdyby nie pomoc 10-letniego chłopca bez trudu odnajdującego się w więziennej dżungli, Driver, zdegradowany jak inni obcokrajowcy, prędko straciłby swój dawny animusz. Tymczasem Amerykanin będzie miał na tyle tupetu, by starać się odzyskać swój łup oraz tknięty odruchem serca, próbować uchronić swojego pomocnika przed trzęsącym całym więzieniem Javim.  
Latynosi używają terminu gringo dla nazwania obcokrajowca, który nie zna panujących na kontynencie zwyczajów i zachowań. W filmie Adriana Grunberga Mel Gibson udowadnia, że jest całkowicie zielonym gringo w kwestii kina akcji, którego był niegdyś gwiazdą. Gibson tkwi w latach 90-tych, gdy sensacja święciła triumfy – w XXI wieku na ekranie bardziej przekonująco wypada jako opiekun dorastającego chłopca, niż niebezpieczny przestępca. 




Autorem scenariusza jest sam aktor i nie sposób oprzeć się wrażeniu, że fabułę skonstruował w oparciu o sprawdzone(czytaj: opatrzone) motywy i chwyty. Nieważne czy to wyraz nostalgii za minionym, czy pójście po najmniejszej linii oporu – efektem tych zabiegów jest brak realnego napięcia. Przykładem nieudanego rozwiązania jest postać towarzysza Drivera. Miała rozładować napięcie stanowiąc kontrapunkt dla poważnej atmosfery gangsterskich porachunków i podejrzanych konszachtów. Mogło się udać, mimo, że to wszystko już było(niedoścignionym wzorem pozostaje „Leon zawodowiec”), gdyby tylko nie zawiodły dialogi. Żartom w filmie powinien towarzyszyć śmiech z offu, aby zapobiec  niezręcznej ciszy w kinowej sali. Zamiast tego widz regularnie otrzymuje porcję nieciekawych, niewiele wnoszących komentarzy za strony bohatera.




Pomimo całej swojej schematyczności, „Dorwać gringo” nieźle oddaje latynoską aurę. Być może to zasługa zerowego poziomu napięcia, a w środkowej części filmu pewnego chaosu narracji przy okazji kolejnych przesłuchań i strzelanin, że obraz ma w sobie coś z nastroju beztroski tamtego regionu świata. Z łatwością można ulec proponowanej konwencji i bezwiednie zanurzyć się w oparach meksykańskiego absurdu. Przekraczając granicę z Meksykiem w jednej z pierwszych scen, Driver mówi Adiós! światu zasad. Od teraz wszystko traktowane jest z przymrużeniem oka – ten  nastrój udziela się bez trudu, ale niebezpiecznie dać się zwieść. Pod pozorem etnograficznych obserwacji czynionych w więzieniu przekazywany jest sprytnie cały zestaw stereotypów na temat Meksykanów. Dystrybutor podjął słuszną decyzję rezygnując z wprowadzania filmu do kin w Stanach. Oszczędzi to latynoskiej mniejszości wiele nerwów. Szkoda, że nie pomyślał też o nas.   


Natalia Dąbrowska


Get the gringo. USA 2012 . Reżyseria: Adrian Grunberg. Scenariusz: Mel Gibson, Stacy Perskie, Adrian Grunberg. Obsada: Mel Gibson, Kevin Hernandez, Peter Stormare, Johnny Yong Bosh. Dystrubucja: Monolith. Czas: 95 min. 
       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz