Niesentymentalny film o miłości
Zegar odmierza minuty i sekundy. Coraz bliżej do zakończenia
pracy. Koniec udręki wysłuchiwania sfrustrowanych Koreańczyków, których jedyną
ulgą jest rozmowa i wypłakanie się na darmowych spotkaniach psychologicznych.
Jednak gabinet psychologa nie jest ostoją, pani doktor prowadzi prywatną
krucjatę na rzecz rewitalizacji części miasta, bezwzględnie pomijając dobro
swoich pacjentów . I pomimo ustawienia optyki na problemy emocjonalne, Gook-jin Ahn przedstawia szaleńczą i przyziemną finansową walkę o każdy grosz zanurzoną w czarnym humorze i odrobinie kina
gangsterskiego.
fot. materiały prasowe |
Narratorką opowieści staje się Soo-nam (tytułowa Alicja),
która przedstawia historię swojego życia. Jako młoda kobieta miała do wyboru
dwie drogi: zostać pracownicą w fabryce albo kształcić się i dołączyć do elity.
Ambitna i odważna zdobywa kolejne szczeble edukacji, w rezultacie zostaje pożarta przez
nieustępliwy system wyzysku pracowników za minimalne stawki. Jednak nie narzeka, a z podniesionym czołem prze do przodu. Kiedy poznaje miłość swojego
życia, oddaje się jej całym sercem i duszą. A nie jest im łatwo, ponieważ
wybranek potrzebuje kosztownej operacji, a do tego mężczyzna z pesymistycznym nastawieniem, czarnowidztwem i długotrwałym wpadaniem w
otchłań smutku marzy o zakupie własnego domu. Soo-nam z werwą realizuje
pragnienia męża, nie czyni z siebie męczennicy, ale zaradną kobietę pracującą w imię miłości na kilka etatów.
„Alicja w krainie pracusiów” pokazuje pasmo niepowodzeń,
piętrzących się trudności i nieustannych prywatnych katastrof bohaterów, ale
nie zatapia się w marazmie i zwątpieniu. Soo-nam staje się zaradną
feministką, która niesienie ciężar choroby i zmartwień męża na swoich barkach.
Wytrwale gromadzi pieniądze, zbiera podpisy mieszkańców na rzecz rewitalizacji
miasta i walczy z narastającą frustracją. Reżyser wprowadza nas w niełatwą rzeczywistość
ubóstwa, nierówności społecznych i moralnych wątpliwości, a to wszystko bierze w nawias humoru i
kolorowego ironizowania z przyzwyczajeń i postaw Koreańczyków. Dzięki temu film
nie przygniata dojmującą atmosferą rodem z „Długu” Krzysztofa Krauzego, ale daje oddech i czas na odprężający śmiech.
W gruncie rzeczy „Alicja w krainie pracusiów” to piękny film
o miłości, która nie zadaje pytań, nie ucieka w tani sentymentalizm, a
niesie ogromne pokłady oddania i czułości. Gook-jin Ahn wyważył komizm i
grozę, czułość i brutalność, dzięki czemu film staje się mieszanką kina gangsterskiego,
komedii romantycznej i dramatu obyczajowego. Rozłożenie akcentów pozwala na
suspens i ciekawe zwroty akcji. To Soo-nam trzyma opowieść w swoich dłoniach
i z wprawą dawkuje emocje oraz informacje tak, że udaje jej się ujarzmić
tykający zegar do tego stopnia, iż nie wzbudza on paraliżującego strachu, lecz
przypomina jak wiele pięknych chwil jeszcze zostało przed nią.
Małgorzata Czop
"Alicja w krainie pracusiów" reż. Gook-jin Ahn, Korea Południowa 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz