czwartek, 30 października 2014

"Chłód w lipcu" - recenzja ścieżki dźwiękowej

Powtórzenia nie są błędem
Film „Chłód w lipcu” stanowi interesującą zabawę kliszami thrillerów i kina sensacyjnego. Najlepszy żart polega na tym, że przez dość długi czas wszystkie wydarzenia serwowane są najzupełniej serio, przez co obraz udaje gatunkowego produkcyjniaka. Od samego początku jednak wyróżnia go świetne operowanie muzyką.

Zasadniczy pomysł na ścieżkę dźwiękową jest prosty. Jeff Grace tworzy przesiąknięte elektroniką, minimalistyczne faktury. Unika ostentacyjnego mroku, który wywołuje się gęstszym i niższym strumieniem dźwięków, na rzecz bardziej energicznego stopniowania napięcia jaśniejszą tonacją i klarownymi konstrukcjami.
W ten sposób na nowo odkrywa najprostszy sposób utrzymywania filmowego nerwu – poprzez miarowe powtarzanie pojedynczego dźwięku. Czasem może to być elektroniczny bit, czasem uparte uderzanie tego samego klawisza fortepianu („Crank Call and Break In”). Nawet trudno to nazwać muzyką, a działa wyśmienicie. Bardzo dyskretnie podkręca tempo i wywołuje poczucie zagrożenia.


Grace serwuje też szereg tematów. Jest to dość zaskakujące, gdyż w muzyce tego rodzaju – w dużej mierze syntetycznej, z założenia przede wszystkim funkcjonalnej – na ogół unika się tematycznej wyrazistości na rzecz budowania wszechogarniającej atmosfery. Tutaj udaje się zapewnić pierwsze, bez szkody dla drugiego.
Tematy na ogół splatają się ze sobą, więc trudno je jednoznacznie rozdzielić. Na miano głównego wyrasta powtarzana, powolna fraza rozpoczynająca „Whole Lot Like You”. Zapewnia ona odpowiednią dawkę niepokoju, ale podszytą sporą dawką sentymentalizmu. Pozostałe motywy skonstruowane są w ten sam minimalistyczny sposób. W większości przypadków pojawiają się w identycznych odsłonach, bez najmniejszej zmiany w aranżacji. Dzieje się tak zarówno w przypadku nieco lżejszego tematu, który wiąże się najpewniej z głównym bohater („Dane's Decision), jak i lirycznym motywie obrazującym ważne dla filmu relacje ojcowsko-synowskie („Father and Son”).


Mniej więcej w połowie seansu następuje bardzo istotny zwrot akcji, nie wpływa on jednak zasadniczo na charakter muzyki. Staje się ona może nieco ostrzejsza, zwłaszcza gdy zbliża się do okraszonego gitarą elektryczną finału. Grace stara się przy tym utrzymać pełen niepokoju, ale i refleksyjny klimat, który z czasem nieco się rozmywa.
Muzyka idzie przy tym w sukurs specyficznemu humorowi „Chłodu...”. Akcja filmu toczy się w roku 1989 i pewne elementy charakterystyczne dla tego okresu (np. kasety VHS, pierwsze telefony komórkowe) decydują o panującej atmosferze. Grace wykorzystuje więc sporo z dzisiejszego punktu widzenia siermiężnej elektroniki. Z początku nie zwraca to tak bardzo uwagi, ale takie rozwiązanie konsekwentnie bierze całą opowieść w pewien nawias.

Muzyka współkreuje więc szczególny klimat filmu, a jednocześnie stara się go utrzymać na podobnej nucie, co utrudnia przewrotny scenariusz. Ścieżka dźwiękowa zwraca przy tym uwagę i wydatnie współtworzy dynamikę poszczególnych scen („He's in the House”!). Na płycie na dłuższą metę może drażnić jej repetytywność, ale w gruncie rzeczy tematyczne bogactwo i intrygująca atmosfera wciągają. Można to docenić już w trakcie seansu, ale warto też sobie pozwolić na samodzielny odsłuch.

Jan Bliźniak

1 komentarz:

  1. Dobry wpis. Oglądałem "Cold in July" w zeszłym tygodniu. Genialna rozrywka, aż żałuje że nie mam czasu na powtórny seans. Jednak trafiłem tu ze względu na recenzję ścieżki dźwiękowej. Fe-no-me-na--lna. Byłem w szoku jak usłyszałem tak świetnie dobraną muzę do klimatu filmu. Świetna rzecz i idealne odegranie natury 80's. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń