środa, 23 października 2013

29.WFF: Muzyka filmowa

Gdzie ta muzyka?
Analiza ścieżek dźwiękowych z filmów pokazywanych na 29. WFF

Muzyka jest niedocenianym przez reżyserów środkiem kreowania filmowego świata – taki wniosek nasuwa się po tegorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym. Zdecydowana większość obrazów, jakie miałem okazję oglądać, charakteryzowała się pozbawionym polotu, mechanicznym i chaotycznym wykorzystywaniem oryginalnej ścieżki dźwiękowej.

Anonimowa przeciętność

Wzorcowym przykładem może być tutaj „Raj dla potępionych”. Nieangażujące tło – raz fortepianowe, przy scenach obyczajowych, raz elektroniczne, gdy trzeba wywołać napięcie – rozlewa się dyskretnie, na granicy słyszalności. Niby jest trafione, funkcjonalne, ale także anonimowe. Podobny problem ma „Pragnienie”. Delikatny, wątły tematycznie podkład ładnie podkreśla emocjonalnie skupiony charakter obrazu, lecz gdzieś umyka jego wyrazistość.

W niektórych przypadkach z dźwiękowego odrętwienia wytrąca pojedynczy utwór, bardzo mocno wyeksponowany, czasem w błyskotliwy sposób. Nie można zapomnieć gęstego tematu z „Hazardzisty”, gdzie syntetyczne dźwięki połączono z niepokojącymi akcentami wokalnymi. Utwór pojawia się w kilku momentach, podkreślając ich znaczenie. Poza tym „Hazardzista” jest filmem muzycznie chaotycznym. Ścieżka dźwiękowa nie nadaje mu rytmu, nie wchodzi naturalnie w krwioobieg. Została czysto funkcjonalnie dopasowana do poszczególnych scen.

Obydwie sytuacje – lekko zarysowaną, anonimową, ale konsekwentnie prowadzoną muzykę oraz jeden utwór silnie się wybijający – łączy „Miłość jest ślepa”. Piękna, romantyczna ballada napisana specjalnie dla filmu zwraca uwagę, porusza, lecz pozostaje zaledwie błyskiem w morzu nieangażującej przeciętności. Powyższe ścieżki dźwiękowe co prawda w żaden sposób nie przeszkadzają w oglądaniu filmów, ale również ich nie wspierają. Są, a jakby ich nie było. Zasadne wydaje się więc pytanie, po co w ogóle zostały skomponowane?

Kadr z filmu "Hazardzista"

Realizm a muzyka

Muzyka w filmie nie zawsze jest konieczna, czasem wręcz nie powinno się z niej korzystać. Gdy reżyser decyduje się na szorstki, paradokumentalny realizm, trudno oczekiwać jakiejkolwiek ścieżki dźwiękowej. Brak muzyki, będącej na ogół środkiem zewnętrznym, nie wypływającym wprost z historii, stanowi naturalną konsekwencję artystycznego wyboru.

W „Psie” – irańskiej opowieści o błąkającym się po Teheranie zwierzaku – reżyser postąpił właśnie w ten sposób. Z tego też powodu poległ. Historia, która aż się prosi o lekką bajkowość, została potraktowana nieco zbyt serio. Nawet jednak, gdyby pozostawiono paradokumentalną metodę filmowania, muzyka gładko wpisałaby się w samą naturę opowieści, epizodyczną i w dużej części pozbawioną dialogów. Ścieżka dźwiękowa jest spoiwem, nadającym filmowi narracyjną ciągłość, a właśnie tej cechy „Psu” zabrakło.

Realizm nie musi przy tym zupełnie uciekać od muzyki. Przecież bohaterom zdarza się słuchać radia, chodzić na koncerty, to naturalna przestrzeń na twórcze wykorzystywanie napisanych już piosenek. O ich wybór wielokrotnie na spotkaniach pytany był producent „Ulicy pułapki”. Publiczność zaskoczyło wykorzystanie zachodniego popu. Dość niespodziewanie więc (w obrazie piosenek jest bardzo mało) muzyka stała się ważnym elementem specyfiki filmowanej rzeczywistości.

Kadr z filmu "Ulica pułapka"

Chlubne wyjątki

Ktoś mógłby powiedzieć, że twórców autorskiego kina po prostu nie stać na wynajęcie porządnej orkiestry, która wykona bogatą i wielowarstwową ścieżkę dźwiękową. Muszą więc oni ratować się półśrodkami. To nie do końca tak, można przecież stworzyć funkcjonalną, a zarazem wyróżniającą się muzykę, korzystając z niezwykle skromnych metod. Kilka filmów pokazanych na festiwalu było tego świetnym dowodem.

Rozsądnym rozwiązaniem jest chociażby kilkakrotne wykorzystywanie właściwie jednego tematu, wprowadzając do niego zaledwie niewielkie zmiany aranżacyjne. Wzorzec takiej metody wskazało „Zatrzymane życie”. Zdobywczyni Oscara, Rachel Portman, przedstawiła melodię daleką od wystawności, zręcznie wplecioną w rozmaite sceny. Uniknęła sztampowości, zastępując typowe dla gatunku fortepian i skrzypce, gitarą. Muzykę w trakcie seansu słychać i wydatnie wpływa ona na atmosferę obrazu.

Podobne podejście zaprezentowano w nagrodzonych „Mandarynkach”. Jest to film tradycyjnie nakręcony, z maestrią wykorzystujący konwencjonalne środki wyrazu. Muzyka również wchodzi w jego przestrzeń typowo. Zgrabny, wyrazisty temat, nawiązujący do tradycyjnej muzyki regionu, bez zbędnej ostentacji wprowadza w odpowiedni nastrój. Stanowi potem rodzaj łącznika. Nie pojawia się często, lecz zawsze w chwilach, kiedy potrzeba płynności i pewnej miękkości w przejściu pomiędzy poszczególnymi sekwencjami.

Najbardziej jednak rozwiniętą i przemyślaną ścieżkę dźwiękową, z oglądanych przeze mnie filmów, miało „Jak nigdy dotąd”. Tutaj już muzyki znalazło się dużo, właściwie od razu atakowała emocjonalną siłą. Chropowate smyczki, przywodzące na myśl kompozycje Michaela Nymana, podkreślały tragizm sytuacji, w nienarzucający się jednak sposób. Z czasem ścieżka dźwiękowa skręciła w stronę elektroniki, ale w sposób łagodny i stopniowy, cały czas pozostając blisko historii i jej bohaterów.

Kadr z filmu "Jak nigdy dotąd"

Ciepłe słowa należą się muzyce w filmach dla dzieci. Jednak jest to gatunek tradycyjnie pod tym względem dopracowany. Film daje unikalną możliwość naturalnego wplecenia ścieżki dźwiękowej w opowieść. Muzyka jest środkiem, który potrafi w dużym stopniu wpłynąć na charakter obrazu. Czasem, bez niej dzieło jest niepełne, często po prostu mniej atrakcyjne. Twórcy filmów dla dzieci rozumieją, że potrzeba wielu zgrabnie połączonych elementów, by stworzyć złożony, unikalny świat, który utrzyma zainteresowanie małego widza. Warto jednak pamiętać, że równie wiele wymagają też dorośli kinomani.

Jan Bliźniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz