środa, 15 lutego 2012

"Czas wojny", reż. Steven Spielberg

Dziadka Stefana opowieść przy kominku.

Steven Spielberg jest doświadczonym filmowym gawędziarzem. Doskonale wie kiedy w opowieść trzeba wpleść humor, kiedy strach i kiedy dramat, aby wydobyć z widza stłumione banalną codziennością emocje. Udowadnia to także „Czasem wojny”, przy czym obok pełnego polotu gaworzenia znajdziemy tutaj niestety równie wiele starczego biadolenia.

Historia konia Joey'a i jego młodocianego właściciela Alberta (płaczliwy Jeremy Irvine), których wojenna rozłąka hartuje kolejno (lub odwrotnie, jak kto woli) na szlachetnego ogiera i honorowego mężczyznę, nasuwa na myśl bajkę opowiadaną przy kominku wnukom przez dziadka. Raz na czas zdarza się mu coś zapomnieć, albo przysnąć na chwilę po czym kontynuować nie do końca wiedząc o czym to była mowa. Fabuła niespiesznie drepcze sobie stępem poprzez kolejne epizody, sklejone w całość przy pomocy zwierzęcego bohatera. Joey na obydwu frontach wojny zaznaje jej okrucieństwa, ale także jest świadkiem ludzkiej dobroci, opiekuńczości i bohaterstwa, których miara pozostaje niezmienna bez względu na strony konfliktu.


Spielberg wyraźnie stracił tutaj rękę do trzymania w cuglach swojego emocjonalnego polotu, z którego perfekcyjnego władania zasłynął. W efekcie film hasa sobie bezczelnie po pełnym schematów polu zasianym fabularną cebulą, niejednokrotnie wyciskającą z nas na siłę łzy wzruszenia. Oczywiście istnieje różnica pomiędzy złym filmem, a złym filmem Spielberga. Reżyserskie wyczucie nie opuściło twórcy „Szczęk” całkowicie, dzięki czemu znajdziemy w „Czasie wojny” sceny potrafiące wywołać w widzu dreszcz szczerych emocji, zakręcić łezkę w oku czy wysoko unieść kąciki ust. W ogólnym rozrachunku jawią się one jednak zaledwie jako przebłyski geniuszu, tym bardziej eksponując miałkość całości. Nie zawiedli za to dwaj panowie J. - zdjęcia Kamińskiego i muzyka Williamsa, chociaż nieco przeestetyzowane, są klasą samą w sobie.

Przyszłoroczna biografia Abrahama Lincolna pokaże, czy „Czas Wojny” to jednorazowy przypadek zatracenia przez Spielberga jego zdolności jeździeckich. Miejmy nadzieję, że tak, i że dziadek Stefan nie uraczy nas w przyszłości opowieściami o służbie chomika na pokładzie pancernika.

DAMIAN SŁOWIOCZEK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz