Cena talentu
Przestronna, zbudowana z białego
drewna hala. Poranne promienie słoneczne wkradające się przez otwory w
ścianach. Szum zielonych liści. Świt. Młody mężczyzna o doskonale wyrzeźbionej
sylwetce, z pochyloną głową, jakby właśnie opadł na podłogę. Będąc w swoistym transie powoli kołysze się to w jedną, to w drugą stronę.
W takiej chwili widzimy Siergieja
Polunina po raz pierwszy. 27-letni ukraiński tancerz baletowy ma już na swoim
koncie najbardziej prestiżowe wyróżnienia, w wieku 21 lat stał się najmłodszym
tzw. principal w The Royal Ballet,
obecnie na stałe współpracuje z Moskiewskim Akademickim Teatrem Muzycznym imienia Stanisławskiego i Niemirowicza-Danczenki oraz Nowosybirskim Teatrem Opery i Baletu. Powyższe
informacje z łatwością odnajdziemy w Internecie, natomiast dokument Stevena
Cantora pozwala dostrzec więcej.
Reżyser zaczyna gwałtownie: w
krótkiej sekwencji, przywodzącej na myśl reklamę chcącą przykuć uwagę, niejako
streszcza losy Siergieja. Udaje mu się jednak wzbudzić, a co najważniejsze,
utrzymać zainteresowanie odbiorcy. W ,,Tancerzu” można znaleźć i nagrania
występów z dzieciństwa, i popisowe fragmenty ze spektakli na największych
światowych scenach, wypowiedzi i kolegów po fachu, i członków rodziny. Ta
ostatnia ma zresztą w przypadku Polunina niemałe znaczenie, stanowiła przecież niejako główną
motywację jego wspinaczki po kolejnych szczeblach kariery.
O fenomenie tego filmu stanowi
fakt, że można nie znać się na balecie, można nawet go nie lubić, ale
magnetyzmowi młodego geniusza ruchu nie sposób się oprzeć. Umiejętna selekcja
fragmentów wspaniałych choreografii nie dość, że znakomicie eksponuje talent
bohatera, to jeszcze kontrastuje z jego odczuciami, zmęczeniem i, jak sam to
nazwał, ,,wypaleniem”. Cantorowi udało się wydobyć z Polunina pokłady energii i
radości, ale też i tkwiących głęboko wewnątrz smutku i samotności. Reżyser mógł
z łatwością podążyć za sensacją i skupić się na skandalicznym epizodzie z życia Ukraińca, a mianowicie
imprezach, narkotykach i alkoholu, ale czy nie byłaby to wtedy tylko kolejna
łatwa ocena, sprowadzająca go do ,,artysty, któremu sława uderzyła do głowy”?
Mały Siergiej zapytany, dlaczego
tańczy, odpowiadał, że robi to ,,dla innych, żeby sprawić im przyjemność, żeby
lubili na niego patrzeć”. Perspektywa tancerza znacznie się jednak zmieniła i
po latach sam zadaje pytanie, czy powinien tańczyć tylko ze względu na to, że
jest w tym dobry. ,,Tancerz” Stevena Cantora jest więc ostatecznie filmem o
poszukiwaniu celu, własnej tożsamości, szczęścia, o uzależnieniu, niemożności
zrezygnowania z czegoś, co jednocześnie cieszy, ale i ogranicza, sprawia ból.
Polunin przecież próbował odejść, ale nie zdołał; scena ma dla niego zbyt
wielką siłę przyciągania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz