piątek, 13 lutego 2015

Desplat kontra reszta świata, czyli kto zdobędzie muzycznego Oscara


Oscarowy pojedynek między „Boyhoodem” a „Birdmanem” staje się coraz bardziej zacięty. Do uroczystej gali pozostało już zaledwie parę dni, wciąż jednak trudno przewidzieć, kto tym razem zatryumfuje. Na uboczu starcia o tytuł najlepszego filmu toczą się pomniejsze, choć często równie ciekawe pojedynki. Jeden z nich odbywa się na arenie pod nazwą „najlepsza ścieżka dźwiękowa”.

Ani „Boyhood”, ani „Birdman” nie znaleźli się tutaj w gronie nominowanych. O ile nie dziwi to w przypadku filmu Richarda Linklatera, bazującego na piosenkach, pominięcie „Birdmana” wzbudziło swego czasu sporo kontrowersji. Komisja odpowiedzialna za układanie listy tytułów, które mogą ubiegać się o nominację, uznała, iż siła ścieżki dźwiękowej w tym obrazie opiera się na wykorzystaniu utworów muzyki poważnej. Wydaje się to szalenie niesprawiedliwe. Czysto perkusyjna ilustracja Alberto Sancheza bardzo wyraźnie zaznacza się w filmie, ma niebagatelne znaczenie dla jego rytmu, świetnie współgra z nietypowymi zdjęciami. Przeciwko decyzji komisji protestował sam Sanchez, protestował Alejandro G. Iñárritu. Bez skutku. Nominowana do Złotego Globu i nagrody BAFTA kompozycja nie mogła nawet powalczyć o Oscara.

Wykluczenie Sancheza otworzyło drogę do stosunkowo rzadkiej sytuacji podwójnej nominacji dla jednego kompozytora. Kilka razy tego zaszczytu dostąpił wielki John Williams, w latach 90. z podwójnej nominacji cieszył się Thomas Newman. Teraz przyszła pora na Alexandre'a Desplata. Francuzowi udało się napisać muzykę do dwóch oscarowych filmów – „Grand Budapest Hotel” i „Gry tajemnic”. Pierwszy z nich może się poszczycić dziewięcioma nominacjami, drugi ośmioma. Docenienie muzyki wydaje się w tych okolicznościach oczywistością.
Jednakże tylko jedną z tych kompozycji należy traktować jako poważnego pretendenta do zwycięstwa. „Grand Budapest Hotel” niedawno zdobył nagrodę BAFTA. Sam film prawdopodobnie zdominuje na oscarowej gali kategorie techniczne. Ścieżka dźwiękowa cieszy się powszechnym, zasłużonym uznaniem również wśród osób na co dzień nie interesujących się muzyką filmową. „Gra tajemnic” natomiast, choć rzetelna, pozostaje kompozycją nadmiernie oczywistą. Budzi podziw, iż Desplat napisał ją w zaledwie trzy tygodnie, ale zdecydowanie za mało się wyróżnia, by zgarnąć statuetkę.
W największym stopniu ilustracji do „Grand Budapest Hotel” może zagrozić „Teoria wszystkiego” Jóhanna Jóhannssona. Jest to film muzycznie wdzięczny, urokliwy i bez szans na tytuł najlepszego. Na jego korzyść działa też nazwisko kompozytora. Ostatnio Akademia lubi nowe twarze, nagradza twórców nominowanych po raz pierwszy. Ostatni raz przyznała statuetkę nominowanemu wcześniej kompozytorowi pięć lat temu. Zwycięstwo Jóhannssona nad Desplatem byłoby przy tym dość przewrotne, gdyż Islandczyk wyraźnie w „Teorii wszystkiego” czerpie z twórczości uznanego kolegi, a momentami wręcz go imituje.
Z zupełnie innej muzycznej tradycji wypływa natomiast Hans Zimmer. Tytan gatunku, niewątpliwa megagwiazda staje w oscarowe szranki z „Interstelarem”. Ma za sobą ogromne uwielbienie fanów, którzy wychwalali tę pracę pod niebiosa. Niewątpliwie stanowi ona odświeżenie stylu kompozytora. Mniej bombastyczna, zaskakująco eteryczna w barwie ścieżka dźwiękowa, choć bywa sceptycznie oceniana (również przez niżej podpisanego), zdecydowanie odcina się od ostatnich prac Zimmera. Oscar byłby jednak nie tylko docenieniem jego rozwoju, ale także potwierdzeniem niezwykłej pozycji i ogromnego wpływu, jaki twórca „Gladiatora” ma na dominujące trendy w gatunku. Wydaje się jednak, iż Akademia zbyt słabo ocenia sam film, by Zimmer mógł wywalczyć drugą w karierze statuetkę.
Szansy na wygraną nie obniża mu przy tym ostatni z konkurentów. Gary Yershon jest właściwie nowicjuszem w muzyce filmowej i traktuje ją jako dodatek do twórczości na innych polach. Od wielu lat pisze chociażby dla teatru. Od 2010 roku zilustrował zaledwie trzy filmy, wszystkie w reżyserii Mike'a Leigh. Nominacja za ostatni z nich, „Mr. Turner”, stanowiła więcej niż niespodziankę. Zdecydowanie dokonano zadziwiającego, ale też ciekawego, nieoczywistego i chyba trafnego wyboru. Yershon wpuszcza trochę świeżego powietrza w zatęchłą konwencję ilustrowania filmów kostiumowych. Jego kompozycja jest gęsta, ostra, rwana, trudna, nieco jazzująca. Jakby muzyczna awangarda spotkała się w zadymionej spelunie kina noir. Ze wszystkich nominowanych ścieżek dźwiękowych „Mr. Turner” zdecydowanie cechuje się największą oryginalnością. Dowodzi, iż muzyka filmowa podąża czasem w zaskakującym kierunku. Takie wyróżnienie bardzo cieszy, choć na nominacji musi się skończyć. Akademia jako całość woli bezpieczniejsze prace. Poza tym sam film znajduje się na marginesie rozgrywek.
Tegorocznemu zestawowi trudno odmówić barwności. Znalazły się w nim właściwie wyłącznie interesujące, z różnych względów, prace. Podwójna nominacja dla jednego kompozytora powoduje przy tym, że odbywa się trochę pojedynek – Desplat kontra reszta świata. W tej reszcie świata znalazło się miejsce i dla hollywoodzkiego giganta, i dla dwóch, całkowicie różniących się podejściem, szerzej nieznanych twórców. Czy Francuz okaże się wystarczająco silny? W tym roku niczego nie można być pewnym, zwłaszcza że Akademia lubi często zagrać widzom na nosie.

Jan Bliźniak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz