niedziela, 13 października 2013

"House of Cards"

OBSESJA WŁADZY
„House of Cards”, jeden z najlepszych amerykańskich seriali tego roku, doczeka się wreszcie oficjalnej polskiej premiery. Produkcja Netflixa zadebiutuje na antenie Ale Kino+ 19 października.
Twórca serialu, Beau Willimon, kontynuuje w „House of Cards” temat podjęty przez siebie w „Idach marcowych”. Portretując cynizm amerykańskich elit, obraz wpisuje się w popularny ostatnio nurt kina badającego polityczne i moralne skorumpowanie rządzących (do jego reprezentantów należą m.in. remake „Wall Street” Olivera Stone’a czy „Cosmopolis” Davida Cronenberga). Odsłaniając kulisy politycznych rozgrywek i przedstawiając korumpujący wpływ korporacyjnych pieniędzy na ustawodawstwo USA, Willimon pozwala nam lepiej zrozumieć kraj, który uważa się za kolebkę nowoczesnej demokracji.


Brutalny, odarty ze złudzeń „House of Cards” stanowi ciekawy kontrast w stosunku do produkcji Aarona Sorkina, przedstawiających idealistyczną wizję amerykańskiej polityki („The West Wing”) i mediów („The Newsroom”). To też kolejny, po „Dexterze” i „Breaking Bad”, serial z antybohaterem w roli główniej. Śledzimy w nim losy niejakiego Franka Underwooda, senatora Partii Demokratycznej i bezwzględnego mistrza manipulacji. W rolę zepsutego do szpiku kości polityka wciela się Kevin Spacey i to właśnie on, obok znakomitego, trzymającego w napięciu scenariusza, jest głównym atutem obrazu. Gdyby nie jego swada i szelmowski wdzięk, naprawdę trudno byłoby śledzić losy postaci tak cynicznej, jak Underwood. 

Elementem wyróżniającym serial Willimona spośród innych produkcji tego typu jest fakt, że jego główny bohater zwraca się do nas bezpośrednio: patrząc w kamerę, Underwood ujawnia nam swoje plany i wyjaśnia motywację swoich działań. Znany chociażby z „Funny Games” Michaela Hanekego zabieg narracyjny sprawdza się w „House of Cards” doskonale. Dzięki niemu Spacey może wciągać nas w opowiadaną historię, jednocześnie podkreślając jej umowność. Zwolnieni z poczucia winy (to przecież tylko fabuła), uwodzeni talentem krasomówczym i charyzmą senatora, wchodzimy coraz głębiej w jego świat. Zanim zorientujemy się, że o pewnych rzeczach wolelibyśmy jednak nie wiedzieć, będzie już za późno.


„House of Cards” to świetny serial i wnikliwa, wielowątkowa analiza mechanizmów władzy. Demaskując rozmaite techniki manipulacji, obraz Willimona zadaje ważne pytania na temat naszej świadomości politycznej i odpowiedzialności za czyny ludzi, na których oddajemy swój głos w wyborach. Produkcja Netflixa wydaje się szczególnie interesująca w kontekście ostatnich doniesień z USA, gdzie od ponad tygodnia ma miejsce tzw. government shutdown, czyli zatrzymanie prac rządu spowodowane brakiem kompromisu w sprawie budżetu. Przedstawiając kulisy politycznych negocjacji, „House of Cards” pomaga nam wyobrazić sobie, jak mogą wyglądać rozmowy w sprawie zażegnania kryzysu. Z drugiej strony, jak złośliwie komentował Kevin Spacey w jednym z wywiadów: „To oczywiste, że nasz serial przedstawia fikcyjną historię. Przecież opowiada o Kongresie, który potrafi coś zdziałać”.      

Kamil Chrzczonowicz
Już niebawem na naszym blogu rozpoczniemy konkurs, w którym do wygrania będzie markowe pióro oraz inne gadżety związane z serialem.

Więcej informacji o serialu: www.alekinoplus.pl/houseofcards  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz