,,Jest krew, jest news”
,,Żałuję,
że nie mogłem widzieć wielu rzeczy. Przejścia przez Morze Czerwone,
Przemienienia Pańskiego, skoku Mahometa do nieba. Gdyby coś takiego doniosłego
wydarzyło się dzisiaj, CNN byłoby na miejscu i zdalibyśmy relację” – tak o
największej potędze informacyjnej świata mówił Peter Arnett, jeden z
najważniejszych dziennikarzy amerykańskiej stacji telewizyjnej. Kiedy w czerwcu
1980 roku ekscentryczny milioner Ted Turner uruchamiał pierwszy na świcie
kanał, mający transmitować przez całą dobę jedynie informacje, wielu przyjaciół
uważało go za szaleńca. W tych czasach jedynie rozgrywki sportowe lub projekcja
filmu mogły przyciągnąć przed szklany ekran szeroką publiczność. Programy o
lekkiej tematyce zaspokajały więc głód rozrywki przeciętnego obywatela. Początkowo
telewizja CNN przynosiła corocznie swemu twórcy straty w wysokości ok. 24 mln
dolarów. Jednak, kiedy w 1991 roku konflikt w Zatoce Perskiej zmierzał ku
rozwiązaniu, ,,wojnę na żywo” śledziło miliard widzów ze 108 państw. Tak
narodziła się crisis-oriented television
– telewizja, w której gwiazdą staje się dramatyczne wydarzenie. Co przyczyniło się do ewolucji serwisów
informacyjnych? Czy oglądamy je, by zdobyć wiedzę, czy raczej zasiadamy przed
odbiornikiem z kubłem popcornu?
W
jednej ze scen filmu ,,Wolny strzelec” główny bohater dociera jako pierwszy na
miejsce wypadku. Z samochodu nie wybiega jednak z apteczką pierwszej pomocy, a
z przenośną kamerą. Nie sprawdza, czy ofiara jeszcze żyje, nie dzwoni na 911.
Zamiast tego uruchamia kamerę, przesuwa zwłoki, aby znalazły się w zasięgu
kadru i kręci kilkusekundowe ujęcie. Ten krótki epizod stanowi kwintesencję
najnowszego utworu Dana Gilroya, który
za pomocą filmu gatunkowego stawia diagnozę na temat współczesnego świata. Media
jawią się w nim jako maszynka do zarabiania pieniędzy, karmiąca się broczącymi
krwią informacjami, które mają być ,,jak krzycząca kobieta, biegnąca ulicą z
poderżniętym gardłem”. Im więcej ofiar, rozbitych samochodów i wystrzelonych pocisków,
tym news staje się atrakcyjniejszy. Musi być też jak najszybciej zmontowany,
aby dziennik informacyjny mógł go zaserwować wszystkim Amerykanom (ale czy
tylko im?) już na śniadanie.
Chociaż
Gilroy krytykuje obecne mass media, to twórca musicalu ,,Chicago”(2003), Rob
Marschall przekonuje, że środki masowego przekazu u zarania swoich dziejów
miały w sobie coś diabolicznego. W filmie reprezentuje je dziennikarka,
wykazująca współczesne tendencje - jej
osoba ma być równie ważna, co ukazujące się wiadomości, o ile nie ważniejsza. W
rozpustnym Chicago lat 20. to media decydują, czy więźniarkom zostaną
odpuszczone grzechy. Jak łatwo można manipulować środkami masowej informacji
najdobitniej ukazuje piosenka ,,Konferencja prasowa”, podczas której
dziennikarzy zastępują marionetki z uwiązanymi u rąk sznurkami do sterowania.
Swój głos w sprawie obecnej kondycji dziennikarstwa zabrał również David
Fincher w najnowszej ,,Zaginionej dziewczynie”(2014), gdzie telewizja staje się
trzecim bohaterem filmu. Dla słupków oglądalności podsycane są prywatne dramaty
zwykłych obywateli, którzy chcąc zachować twarz, muszą wdzierać się w łaski
prowadzących. O tym, że media równie łatwo mogą manipulować widzami, nikogo
chyba nie trzeba przekonywać. Jak udowodnili twórcy dokumentu ,,Czeski sen”
(2004), wystarczy odpowiednia kampania medialna, aby stworzyć coś z niczego. Na
otwarcie fikcyjnego supermarketu czatowało setki ludzi, zwabionych korzystnymi
promocjami, uprzednio podanymi przez środki masowego przekazu. Po zakończeniu
prowokacji, niektórzy po cichu śmiali się z własnej łatwowierności, inni,
rozgoryczeni, nie potrafili przyznać się do bezmyślności i łykania garściami
tego, co bezkrytycznie przyjmowali za prawdę.
Gdyby
społeczeństwo, z jednej strony drżące ze strachu po usłyszeniu szelestu, z
drugiej żyjące rozpamiętywaniem ludzkiej tragedii, przestało wypełniać swój
dzień wpatrywaniem się w szklany ekran, Lou nie dostałby nowej pracy. Wolny
Strzelec przypomina nieco naszego Amatora – niespodziewanie w ręce obojga
bohaterów wpada kamera, i to od nich zależy, co dzięki niej zarejestrują. Obaj
czerpią też z nowej ,,zabawki” niekwestionowaną radość, ale uwieczniają też to,
co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Bohater filmu Kieślowskiego na
początku swojej przygody z kinematografem kręci niewinne ujęcia – swoją
córeczkę, podwórze, codzienne życie. Ośmielony sukcesem, przesuwa granicę
między tym, co prywatne, a publiczne. Kiedy dochodzi do punktu krytycznego, a
jego nagranie przynosi jedynie cierpienie,
potrafi powiedzieć sobie ,,dość”, w
przeciwieństwie do Louisa. Protagonista filmu Gilroya od samego początku
dąży do tego, aby na nagraniu uwiecznić najbardziej intymną chwilę w życiu
każdego człowieka – śmierć. Obsesje Lou pochlebia jego szefowa, prowokując go
do śmielszych poczynań, do wniknięcia z kamerą w tę strefę, która napawa
lękiem, ale i niezdrową ciekawością. W ostatniej scenie w ,,Amatorze” (1979)
Filip Mosze, który przez cały czas patrzył na świat poprzez przezroczyste
szkiełko, kieruje kamerę na siebie – swoją drugą przygodę z aparatem pragnie
rozpocząć od poznania samego siebie. Louis natomiast świętuje zdobycie
kolejnego szczebelka na swojej barbarzyńskiej drabinie osiągnięć.
Marta Kapelan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz