piątek, 23 stycznia 2015

"Wolny strzelec", reż. Dan Gilroy

 ,,Jest krew, jest news”

,,Żałuję, że nie mogłem widzieć wielu rzeczy. Przejścia przez Morze Czerwone, Przemienienia Pańskiego, skoku Mahometa do nieba. Gdyby coś takiego doniosłego wydarzyło się dzisiaj, CNN byłoby na miejscu i zdalibyśmy relację” – tak o największej potędze informacyjnej świata mówił Peter Arnett, jeden z najważniejszych dziennikarzy amerykańskiej stacji telewizyjnej. Kiedy w czerwcu 1980 roku ekscentryczny milioner Ted Turner uruchamiał pierwszy na świcie kanał, mający transmitować przez całą dobę jedynie informacje, wielu przyjaciół uważało go za szaleńca. W tych czasach jedynie rozgrywki sportowe lub projekcja filmu mogły przyciągnąć przed szklany ekran szeroką publiczność. Programy o lekkiej tematyce zaspokajały więc głód rozrywki przeciętnego obywatela. Początkowo telewizja CNN przynosiła corocznie swemu twórcy straty w wysokości ok. 24 mln dolarów. Jednak, kiedy w 1991 roku konflikt w Zatoce Perskiej zmierzał ku rozwiązaniu, ,,wojnę na żywo” śledziło miliard widzów ze 108 państw. Tak narodziła się crisis-oriented television – telewizja, w której gwiazdą staje się dramatyczne wydarzenie.  Co przyczyniło się do ewolucji serwisów informacyjnych? Czy oglądamy je, by zdobyć wiedzę, czy raczej zasiadamy przed odbiornikiem z kubłem popcornu? 


W jednej ze scen filmu ,,Wolny strzelec” główny bohater dociera jako pierwszy na miejsce wypadku. Z samochodu nie wybiega jednak z apteczką pierwszej pomocy, a z przenośną kamerą. Nie sprawdza, czy ofiara jeszcze żyje, nie dzwoni na 911. Zamiast tego uruchamia kamerę, przesuwa zwłoki, aby znalazły się w zasięgu kadru i kręci kilkusekundowe ujęcie. Ten krótki epizod stanowi kwintesencję najnowszego utworu Dana Gilroya,  który za pomocą filmu gatunkowego stawia diagnozę na temat współczesnego świata. Media jawią się w nim jako maszynka do zarabiania pieniędzy, karmiąca się broczącymi krwią informacjami, które mają być ,,jak krzycząca kobieta, biegnąca ulicą z poderżniętym gardłem”. Im więcej ofiar, rozbitych samochodów i wystrzelonych pocisków, tym news staje się atrakcyjniejszy. Musi być też jak najszybciej zmontowany, aby dziennik informacyjny mógł go zaserwować wszystkim Amerykanom (ale czy tylko im?) już na śniadanie.

Chociaż Gilroy krytykuje obecne mass media, to twórca musicalu ,,Chicago”(2003), Rob Marschall przekonuje, że środki masowego przekazu u zarania swoich dziejów miały w sobie coś diabolicznego. W filmie reprezentuje je dziennikarka, wykazująca współczesne tendencje -  jej osoba ma być równie ważna, co ukazujące się wiadomości, o ile nie ważniejsza. W rozpustnym Chicago lat 20. to media decydują, czy więźniarkom zostaną odpuszczone grzechy. Jak łatwo można manipulować środkami masowej informacji najdobitniej ukazuje piosenka ,,Konferencja prasowa”, podczas której dziennikarzy zastępują marionetki z uwiązanymi u rąk sznurkami do sterowania. Swój głos w sprawie obecnej kondycji dziennikarstwa zabrał również David Fincher w najnowszej ,,Zaginionej dziewczynie”(2014), gdzie telewizja staje się trzecim bohaterem filmu. Dla słupków oglądalności podsycane są prywatne dramaty zwykłych obywateli, którzy chcąc zachować twarz, muszą wdzierać się w łaski prowadzących. O tym, że media równie łatwo mogą manipulować widzami, nikogo chyba nie trzeba przekonywać. Jak udowodnili twórcy dokumentu ,,Czeski sen” (2004), wystarczy odpowiednia kampania medialna, aby stworzyć coś z niczego. Na otwarcie fikcyjnego supermarketu czatowało setki ludzi, zwabionych korzystnymi promocjami, uprzednio podanymi przez środki masowego przekazu. Po zakończeniu prowokacji, niektórzy po cichu śmiali się z własnej łatwowierności, inni, rozgoryczeni, nie potrafili przyznać się do bezmyślności i łykania garściami tego, co bezkrytycznie przyjmowali za prawdę.



Gdyby społeczeństwo, z jednej strony drżące ze strachu po usłyszeniu szelestu, z drugiej żyjące rozpamiętywaniem ludzkiej tragedii, przestało wypełniać swój dzień wpatrywaniem się w szklany ekran, Lou nie dostałby nowej pracy. Wolny Strzelec przypomina nieco naszego Amatora – niespodziewanie w ręce obojga bohaterów wpada kamera, i to od nich zależy, co dzięki niej zarejestrują. Obaj czerpią też z nowej ,,zabawki” niekwestionowaną radość, ale uwieczniają też to, co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Bohater filmu Kieślowskiego na początku swojej przygody z kinematografem kręci niewinne ujęcia – swoją córeczkę, podwórze, codzienne życie. Ośmielony sukcesem, przesuwa granicę między tym, co prywatne, a publiczne. Kiedy dochodzi do punktu krytycznego, a jego nagranie przynosi jedynie cierpienie,  potrafi powiedzieć sobie ,,dość”, w  przeciwieństwie do Louisa. Protagonista filmu Gilroya od samego początku dąży do tego, aby na nagraniu uwiecznić najbardziej intymną chwilę w życiu każdego człowieka – śmierć. Obsesje Lou pochlebia jego szefowa, prowokując go do śmielszych poczynań, do wniknięcia z kamerą w tę strefę, która napawa lękiem, ale i niezdrową ciekawością. W ostatniej scenie w ,,Amatorze” (1979) Filip Mosze, który przez cały czas patrzył na świat poprzez przezroczyste szkiełko, kieruje kamerę na siebie – swoją drugą przygodę z aparatem pragnie rozpocząć od poznania samego siebie. Louis natomiast świętuje zdobycie kolejnego szczebelka na swojej barbarzyńskiej drabinie osiągnięć. 

Marta Kapelan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz