poniedziałek, 7 stycznia 2013

Jackpot, reż. Magnus Martens


Pecunia non olet
               
Skandynawowie mają smykałkę do dobrych kryminałów i czarnych komedii – i po raz kolejny udowadniają, że fantazji w rozbryzgiwaniu mózgów na ścianach może im pozazdrościć sama wielka Ameryka. „Jackpot” to może nie arcydzieło światowego kina, ale intrygująca (i bardzo czarna) komedia kryminalna – na pewno tak. Dla wielbicieli gatunku absolutne must-see – nie poczujecie się zawiedzeni.
            Osiem trupów w lokalnym sex shopie – oto nie lada gratka dla policjanta owładniętego misją skutecznego gliny. Erotyczne gadżety obryzgane krwią i ludzkimi tkankami  – a spod bujnokształtnej striptizerki (zmartwych)wstaje jedna z „ofiar” zajścia – Oskar, główny bohater zdarzeń, dumnie dzierżący w ręku strzelbę. Schwytany po chwili, na posterunku opowie jedną z najbardziej nieprawdopodobnych historii, jakie słyszał wielki ekran – i choć będzie to opowieść wbrew zasadom logiki, na nic zdadzą się kilkukrotne próby obalenia zeznań – bo te potwierdzą tylko kuriozalny bieg zdarzeń. Kto mówi prawdę, kto jest winien, kto ma rację i, co najważniejsze: kto ma pieniądze?


            Wszystko rozbija się bowiem nie o porachunki narkotykowych gangów, handel żywym towarem czy nielegalny przemyt broni, ale o prawomocną wygraną w zakładach sportowych, którą to czterech kolegów lojalnie (oczywiście w sytuacji wygranej) obiecuje między siebie podzielić. Los chce, że szczęście uśmiecha się do Oskara (Kyrre Hellum) – ale kiedy za wspólników ma się recydywistów, nic nie jest tak proste, jak by się mogło wydawać… W obliczu wygranej na jaw wyjdą długo tłumione skłonności, pretensje i emocje, które sprawią, że pula przypadająca „na głowę” wciąż będzie rosła: kiedy bowiem zbyt trudno podzielić 1 739 361 koron na cztery, może lepiej zmniejszyć dzielnik do trzech… do dwóch… lub wcale nie dzielić.


            „Jackpot” to jeden z tych filmów, który nie jest brawurowy formalnie, ale zaskakuje treścią – bo choć początkowo obraz nie zachwyca, a żarty są raczej ciężkie i bardziej przerażające niż zabawne (koleś z wąsem i gwoździarką jest sensacyjnym debiutantem w moim katalogu psychopatów-rodem-z-horroru), to im bliżej finału, tym ciekawiej się robi. Owszem, znajdziemy kilka przekolorowanych scen (jak choćby sama strzelanina w Pink Heaven), ale doszukamy się też kilku perełek – poszukiwanie zaginionej głowy, kontrola celna czy też scena cmentarna to czarny humor w najlepszym wydaniu. Choćby dla tych kilku skeczy – i sarkastycznego policjanta z niedowierzaniem wypisanym na twarzy wielkimi literami WTF, warto postawić na ten film. Wygrana gwarantowana – upewnij się tylko, że wytrzymasz rozgrywkę.

Patrycja Calińska

Jackpot (Arme Riddere), reż. Magnus Martens , Norwegia 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz