sobota, 19 października 2013

29. WFF: "Nadużycie słabości" ("Abus de faiblesse"), reż. Catherine Breillat

Sen autora

Niewielu twórców stać na pełną autobiograficzną otwartość i chłodną analizę własnego doświadczenia – czasami lepiej jest przemilczeć minione słabostki, żeby nie utonąć w grząskim schemacie „spowiedzi autora”. Na szczęście „Nadużycie słabości” Breillat unika łatwych odniesień do rzeczywistości, bo choć biografia wyraźnie zaznacza tutaj swoją obecność, zostaje w umiejętny sposób przykryta warstwą umowności. Całość, uciekająca od logiki przyczynowo-skutkowej, z niespójną narracją, upodabnia się do złego snu, który autor może bezpiecznie śnic o sobie samym.

Biografii nie sposób jednak pominąć. Catherine Breillat, skandalizująca francuska reżyserka (nakręciła m.in. „Anatomię Diabła” z Rocco Siffredim, gwiazdorem porno, w roli głównej), rzeczywiście 10 lat temu przeszła udar, po którym jedna strona jej ciała została sparaliżowana. Prawdą jest również, że spotkała na swojej drodze oszusta – Christopha Rocancourta – który miał zagrać w jednym z jej filmów, a ostatecznie wyłudził setki tysięcy euro. Nie znajdziemy za to żadnych pewnych informacji na temat charakteru relacji łączącej ową dziwną parę, a to właśnie jej dogłębna analiza stanowi trzon „Nadużycia słabości”. Alter ego Breillat, Maud Schoenberg (Isabelle Huppert), w trakcie rekonwalescencji po udarze ogląda program telewizyjny i tam po raz pierwszy dostrzega twarz Vilko Pirana (francuski raper Kool Shen) – oszusta i celebryty. Tajemniczy impuls zmusza ją do nawiązania kontaktu – proponuje mężczyźnie rolę w swoim najnowszym filmie, widząc w nim idealny materiał na brutalnego dręczyciela kobiet. Vilko, nieustannie strojący maczystowskie pozy, zaczyna dominować w życiu Maud i ostatecznie przejmują nad nim zupełną kontrolę – przychodzi i wychodzi z jej mieszkania kiedy chce, pożycza ogromne sumy pieniędzy, dręczy bohaterkę setkami wymówek i pretensji. Ich relacja nabiera rysu sado-masochistycznego, ale bez cienia seksualnej fascynacji.
        

 „Nadużycie słabości” można potraktować jako akt głębokiej autorefleksji – reżyserskie wysiłki zmierzają w kierunku uchwycenia fenomenu własnej podatności na zewnętrzne naciski. W wykreowanym przez siebie laboratorium, Breillat śledzi z bezpiecznego dystansu poczynania Huppert, czyniąc z niej kukłę wypełnioną własnym doświadczeniem, trudnym do pojęcia i obcym. Dlaczego Maud podpisuje każdy czek, który podsuwa jej Vilko? Skąd bierze się ten irytujący rodzaj słabość – czy tylko z cierpień zdeformowanego ciała, łaknącego wsparcia i zainteresowania, czy stoi za tym jakaś ukryta motywacja? Większość tak postawionych pytań Breillat kwituje milczeniem.

„To byłam ja i jednocześnie nie ja” – słyszymy od głównej bohaterki w finale, kiedy w gronie rodziny i przyjaciół musi wytłumaczyć się z długów. Bolesne „rozszczepienie” jest tutaj dominującym doświadczeniem –  ciało Maud, w połowie sparaliżowane, dzieli się na dwa ciała, z których jedno nie poddaje się kontroli, podobnie jak racjonalnemu oglądowi wymyka się relacja reżyserki z Vilko. W obrazie filmowym  jej uległość otrzymuje własną reprezentację za pośrednictwem estetyki S&M. W jednej ze scen widzimy, jak Maud ogląda album z reprodukcjami fotografii Nobuyoshi Arakiego – guru bondage – wypełniony skrępowanymi i poddanymi torturom kobietami. Vilko jest tym obrazem zniesmaczony, z kolei Maud bez cienia zażenowania dostrzega w nich swoiste piękno. Być może więc uległość bohaterki/Breillat jest wyłącznie artystowską pozą, sprytnym umieszczeniem samej siebie w konwencji „kobiety poniżonej” – o tym Maud ma przecież zamiar zrealizować swój najnowszy film, z Vilko w roli głównej.


Niewątpliwą siłą obrazu Breillat jest to, że powyższe wynurzenia wciąż pozostają rodzajem propozycji, która zdecydowanie nie wyczerpuje tematu. Biografia stanowi dodatek do filmowej rzeczywistości – miejscami przegadanej, hermetycznej, ale zarazem fascynującej przez spektakularne ujęcie ciała poddanego chorobie. Duża w tym wszystkim zasługa niezastąpionej Isabelle Huppert – jej Maud na przemian śmieje się i skręca z bólu, jest opętana szaleństwem życia po cudownym wyjściu z choroby. Film Breillat ma oczywiście swoje własne słabości – jest nią choćby nieznośna maniera „autorskich”, wysmakowanych ujęć, pokazywanych w zwolnionym tempie, ale zupełnie pustych z punktu widzenia całości. Jako studium destrukcyjnej relacji „Nadużycie słabości” jest jednak dziełem przemyślanym i spójnym. Warto doświadczyć razem z Breillat momentu „rozczepienia”, zwłaszcza, że w jej filmografii „Nadużycie…” także jest swoistym pęknięciem – na ma w nim ani krztyny pornografii.       


Marcin Stachowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz