czwartek, 21 czerwca 2012

Złota Piątka - ranking krytyków z pierwszego piętra (odc.3)

Jeżeli strzelać to tylko we dwóch

Parafraza piosenki Kabaretu Starszych Panów nie jest bezzasadna – kino akcji kocha filmowe duety. Proces docierania się zwykle zupełnie różnych i początkowo niechętnych sobie bohaterów może skutecznie napędzać fabułę i być źródłem niezliczonej liczby gagów.  I choć zazwyczaj jest ICH dwóch, strzelać można również we dwoje i we dwie. Oto top 5 filmowych tandemów z którymi lepiej nie zadzierać.

5. Agent J i  Agent K (Faceci w czerni, 1997, 2002, 2012)
Czarnoskóry, niecierpliwy żółtodziób i biały, pozbawiony złudzeń weteran, do tego zgrabny miks miejskich legend o wszechwładnych „facetach w czerni” oraz szczypta kosmicznej technologii i mamy jedną z najbardziej oryginalnych komediowych serii.  Trudno wyobrazić sobie w rolach Agenta J i K kogoś innego niż Will Smith i Tommy Lee Jones, a jednak Joshowi Brolinowi w powracającej po latach nowej odsłonie cyklu udaje się świetnie wcielić w młodego K. Każdy kosmiczny robal powinien się strzec. Obrońcy delikatnej równowagi wszechświata wciąż czuwają z błyszczącymi spluwami.
 

4. Thelma i Louise (reż. Ridley Scott, 1991)
„Thelma i Louise” zaczyna się niepozornie. Niezależna Louise zabiera na samochodową wycieczkę swoją młodszą przyjaciółkę, uzależnioną od zaborczego męża  Thelmę. Wydaje się, że poza wściekłymi telefonami od męża furiata nic im nie grozi. Gdy podczas zabawy w jednym z przydrożnych barów jakiś mężczyzna próbuje zgwałcić Thelmę, Louise zabija go z rewolweru. Od tej pory samochodowa wyprawa zamienia się w ucieczkę. Ridley Scott w dość nietypowym dla siebie filmie nie wybiera łatwej drogi i nie dzieli świata na złych mężczyzn i biedne, zahukane kobiety. Oprócz tytułowych rewelacyjnych ról Greeny Davis i Susan Sarandon mamy również pozytywnych drugoplanowych męskich bohaterów (np. role Harveya Keitela czy Michaela Madsena). Scenariusz Callie Khouri skrzy się od humoru, jednocześnie będąc poważnym tam gdzie być powinien. Dobrze jest  zobaczyć w kinie piękną dla odmiany nie męską, a kobiecą przyjaźń.


3. Bonnie i Clyde (reż. Arthur Penn, 1967)
Bonnie i Clyde, legendarna para rabująca banki z okresu wielkiego kryzysu lat trzydziestych, zostaną zapamiętani na wieki dzięki aktorskim kreacjom pięknej i eleganckiej Faye Dunnaway i przystojnego „prostego chłopaka z prowincji” Warrena Beaty’ego. To wzorcowy przykład kształtowania masowej wyobraźni przez Hollywood. Gdyby nie film Arthura Penna zapewne nikt nie pamiętałby już o parze „dobrych gangsterów”. No właśnie, ale czy do końca dobrych? Wielki ekran wymaga poświęceń (i uproszczeń) – bohaterom wybaczono wiele śmiertelnych grzechów i dopisano im nowe cechy - np. impotencję u Clyde’a, będącą psychologiczną motywacją jego awanturniczego życia. Niewątpliwie siła oddziaływania filmu o parze buntowników wyszła daleko poza kinowe sale. „Bonnie i Clyde” stali się jednym ze zwiastunów nadchodzącej rewolucji obyczajowej  roku 68’. Ta anarchistyczna wolność kochanków odbije się czkawką i wróci wiele lat później w innym, tym razem zabójczo groźnym duecie - „Urodzonych mordercach” Oliviera Stone’a.


2. Butch Cassidy i Sundance Kid (reż. George Roy Hill, 1969)
Robert Redforda i Paula Newmana na zawsze zapamiętamy w stopklatce kończącej „Butcha Cassidy’ego i Sundance Kida” – w biegu, z rewolwerami gotowymi do strzału, naprzeciw hordy wrogów. Nigdy wcześniej i być może nigdy później na ekranie nie spotkały się tak charyzmatyczne osobowości, prawdziwe ikony kina. Podobnie jak w „Bonnie i Clyde” życiorysy postaci napisało samo życie -  tytułowi Butch Cassidy i Sundance Kid zasłynęli napadami na pociągi. Spotkanie Newmana i Redforda nie było ostatnim. Jako duet przebiegłych kasiarzy wystąpili razem w klasycznym „Żądle” z 1971 roku, które można nazwać prekursorem współczesnych heist movies i protoplastą naszego „Va Banku”. 




1. Vincent i Jules (Pulp Fiction, reż. Quentin Tarantino, 1994)
Podczas ciężkiej pracy cyngle niejakiego Marcellusa Wallace’a sprzeczają się ze sobą o wszystko – o rzekomy cud który ich ocalił, o to czy masowanie stóp cudzej kobiety liczy się jako zdrada, a także o to kto ponosi winę za rozbryzgany mózg na tapicerce ich wozu. Milczący Vincent (John Travolta) i recytujący co rusz fragment księgi Ezekiela Jules (Samuel L. Jackson) są bohaterami setek plakatów, internetowych memów, a nawet reklam polskich parówek. No cóż trzeba być prawdziwym twardzielem, żeby nosić portfel z napisem „Bad Motherfucker” i wyglądać groźnie nawet w przyciasnym, spranym t-shircie, ze spluwą włożoną za pasek szortów.


Krystian Buczek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz