Terrorysta Czajkowski. Filmowa playlista nie do końca poważna.
Filmowcy zwykle boją się sięgać po muzykę klasyczną (jak może przystawać do współczesnego kina „zmurszały” dwustuletni utwór?), a jeśli to robią, każą jej pozostać nieinwazyjną melodią tła. Muzyka stworzona przez mistrzów, w kinie także jest domeną mistrzów. To oni potrafią wykrzesać z niej wartości uniwersalne, nie tylko wpleść ją w obraz, ale wejść z nią w dialog. Oto top5 klasycznych utworów, które w połączeniu z kinem nabrały zupełnie nowego blasku.
Lars Von Trier - uwielbiany i znienawidzony. Mistrz i enfant terrible. Twórca i zdrajca Dogmy. O jego wielkim powrocie (i manifeście wyjścia z depresji) „Melancholii” napisano i powiedziano już chyba wszystko. Ba, ta filmowa lektura stała się niemalże obowiązkowa - wspominanie o niej i zachwycanie się w kulturalnym towarzystwie od dawna jest zdecydowanie passé. Jednym z wielu elementów w opowieści o dwóch siostrach i nadchodzącym końcu świata, które wzbudzały skrajne emocje, była muzyka. Napuszona i patetyczna? A może tajemnicza i monumentalna? Von Trier zdecydował się na śmiały krok - ilustracją swojego filmu uczynił romantyczny dramat muzyczny "Tristan i Izolda" Ryszarda Wagnera. Jego dźwięki rozbrzmiewają podczas malarskiego, symbolicznego prologu-uwertury filmu, a także w trakcie gigantycznego zderzenia planet, wywołując szereg interpretacyjnych skojarzeń z historią romantycznych kochanków.
Alex (psychotyczna kreacja Malcolma McDowella) to nastoletni chuligan w zdegenerowanym świecie przyszłości. W wolnych chwilach, między przesiadywaniem z kumplami w Barze Korova, a bezkarnym praktykowaniem "ultra przemocy" na ulicach miasta, uwielbia słuchać "Dziewiątej Ludwiga Vana”. Kubrick w swoim najbardziej kontrowersyjnym filmie, na jego prośbę przez lata wycofanym z dystrybucji, zestawia muzykę klasyków - Beethovena, Rossiniego z oskarżaną o estetyzowanie przemocą. Gdy Alex zostanie poddany eksperymentalnej metodzie resocjalizacji, jednym ze skutków ubocznych będzie nienawiść do dzieł uwielbianego kompozytora, która szybko doprowadzi do samobójczej próby bohatera. Dźwięki dynamicznej "Dziewiątej", obraz chmurnej twarzy kompozytora połączone z chorą wyobraźnią Alexa dały jeden z najbardziej obrazoburczych filmów w historii kina.
3. Walkiria – Ryszard Wagner (Czas Apokalipsy, reż. Francis Ford Coppola, 1979)Kolejny Wagner w zestawieniu. "Żółtki srają od tego ze strachu" - mówi Pułkownik Kilgore, przekrzykując jazgot bojowych śmigłowców, ostrzeliwujących wietnamskich partyzantów. Z potężnych głośników zamontowanych w helikopterze leci "Walkiria" Ryszarda Wagnera, druga część dramatu muzycznego "Pierścień Nibelungów". Francis Ford Coppola w kilku minutach zawarł groteskę wojny wietnamskiej i przepaść niezrozumienia między walczącymi w niej stronami. Wielka muzyka została ograniczona do poziomu propagandowej sieczki, wyniosłą boginię Walkirię zaprzęgnięto do brudnej wojennej machiny. To nie starcie sił w równej walce, a rzeź, będąca wyrazem gwałtu jednej cywilizacji nad drugą.
2. Rok 1812 – Piotr Czajkowski (V jak Vendetta, reż. Andy Wachowski, Lana Wachowski, 2005)
- Muzyką była uwertura "Rok 1812" Czajkowskiego - Dodać do czarnej listy. Nie chcę tego więcej słyszeć - rozkazuje kanclerz-dyktator Wielkiej Brytanii Adam Sutler (świetna rola Johna Hurta) w ekranizacji komiksu "V jak Vendetta" wyreżyserowanej przez rodzeństwo Wachowskich. V - wielbiciel sztuki, mówiący w szekspirowską manierą, zamaskowany obrońca demokracji (według władzy terrorysta i anarchista) burzy spokojną egzystencję dyktatury wysadzając piątego listopada budynek Sądu Najwyższego. V dokonuje dzieła zniszczenia przy akompaniamencie żywej muzyki Piotra Czajkowskiego płynącej z sabotowanych systemowych szczekaczek. Wkrótce zapowiada, że następnym razem, dokładnie za rok, wysadzi budynek parlamentu. "V jak Vendetta" doczekało się statusu filmu kultowego - jego symbol, stylizowana maska Guya Fawkesa, którą nosi V trwale zapisała się w popkulturze - pojawiła się w viralach grupy hackerskiej Anonymous, podczas wieców Oburzonych czy protestów przeciwko ACTA. Choć to ekranizacja komiksu, Wachowskim udało się uciec od uproszczeń, a także uwspółcześnić wymowę oryginału (komiks powstały w latach 80. czerpał z rzeczywistości Wielkiej Brytanii pod rządami Margaret Thatcher). To antyutopia, którą śmiało można postawić obok takich dzieł jak "1984" czy "Brasil". Eksplodujący w rytmie pędzącej uwertury Czajkowskiego parlament jest zdecydowanie jednym z najbardziej "malowniczych" kinowych obrazów.Kilkunastominutowy walc wiedeński w dwóch częściach towarzyszy nam w czasie lotu dr. Heywooda Floyda na stację orbitalną, a później w jego podróży na Księżyc. Kosmiczne sekwencje nie tylko pozwalają nam poznać i wczuć się w drobiazgowo przemyślany świat przyszłości, ale także zrozumieć dlaczego mimo upływu 11 lat od tytułowego roku 2001 wizja Kubricka zupełnie się nie zestarzała. Oglądamy przyszłość na miarę lat 60. w której program Apollo nie został porzucony i ludzkość nie wycofała się z pięknej, choć drogiej przygody zdobywania kosmosu. To jeden z wielu, z pewnością gdzieś istniejących, alternatywnych światów - spełnienie marzeń człowieka początków "ery kosmicznej", które wówczas wydawały się na wyciągnięcie ręki. To (pozornie) idealny świat bez wojen, chorób, którego synonimem staje się "Nad pięknym modrym Dunajem" - melodia elegancji, szyku i harmonii. Dwie zupełnie różne rzeczywistości - XIX wiecznego walca i podróży kosmicznych - spleciono w jedną. Ociężale unoszące się w próżni statki zdają się tańczyć, obracająca się stacja orbitalna i zbliżający się do niej wahadłowiec przypominają wirującą w tańcu parę. Strauss i Kubrick razem czarują na wielkim ekranie.
Krystian Buczek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz