Marny efekt tworzenia
Początek jest znakomity.
Narrator opowiada o miejscu akcji, bohaterach, ważnych, ale dość tajemniczych
detalach. Jego słowom towarzyszy intrygujący kolarz – wycinki ze zdjęć,
fragmenty animacji, umowna prezentacja rzeczywistości. Ta pierwsza sekwencja
zapowiada film niecodzienny, może nawet nowatorski, zdecydowanie odbiegający od
gładkich standardów. Rzeczywiście „Bardzo niespokojne lato” od standardów
odbiega, niestety przeważnie na niekorzyść.
Strona formalna faktycznie jest
oryginalna. Anca Damian, scenarzystka i reżyserka filmu, dużo uwagi poświęciła
specyficznej konstrukcji fabuły, która oddawałaby złożoność tematu. Porwała się
bowiem na kwestię niezmiernie trudną, chociaż przez kino wielokrotnie eksploatowaną.
Próbuje dokonać analizy procesu tworzenia. Z jednej strony opowiada więc dość
banalną historię miłosnego trójkąta, z drugiej prowadzi równolegle kilka literackich
narracji. Bohaterowie raz przeżywają jakieś wydarzenia, raz o nich piszą, a
czasem nie da się tych elementów od siebie oderwać.
Mieszanie narracji nie stanowi
przy tym szczególnego problemu. Damian radzi sobie z tym wcale nieźle, kolejne
przestrzenie opowieści nachodzą na siebie w sposób logiczny i nieprzypadkowy.
Przypadkowo natomiast toczy się sama historia. Miejscami wydaje się błąkać bez
celu. Jest prosta i płytka, a zarazem wysilona. Znalazło się w niej miejsce na
ironię, która jednak niewiele wnosi, a nadaje całości przeintelektualizowany rys.
Specyfika narracji nie pozwala na autentyzm emocji (w końcu nie za bardzo
wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją). Jeżeli więc „Bardzo niespokojne lato” traktować
również jako próbę zmierzenia się z odwiecznym tematem damsko-męskich
stosunków, zawodzi na całej linii.
Jako analiza istoty tworzenia
film również się nie sprawdza. Kawałki opowiadań, jakie piszą bohaterowie, są
nieznośnie grafomańskie, w dodatku recytowane w napuszonym stylu. Wątpliwe, żeby
Damian celowo próbowała ośmieszać pisarzy, ale taki właśnie efekt wywołuje. Po
ekranie snują się pozbawieni charakteru ludzie o mentalności nastolatków i
równie dojrzałym stylu pisania. W dialogach bardzo często padają przekleństwa,
wypowiadane z niezdrową emfazą, a przecież bohaterowie wyrośli już chyba z
fascynacji „brzydkimi słowami”. Niewiele też można się dowiedzieć o samym
procesie twórczym, poza tym, że wypływa on z osobistych doświadczeń.
Powstało więc pretensjonalne
dziełko, które zamiast intrygować, budzi zniecierpliwienie. Sztuczki formalne z
czasem przestają robić wrażenie. W filmie bardziej soczystym emocjonalnie i intelektualnie
mogłyby stanowić frapujące dopełnienie. Tutaj ich rola została sprowadzona do
zbędnego ozdobnika. Najbardziej bolesne jest jednak to, że doskonale widać, co
Damian próbowała osiągnąć i że mógłby to być naprawdę dobry film. Niestety w
tej postaci jest po prostu stratą czasu.
Jan Bliźniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz