Drogi rzymskie, chińskie i krzyżowe
Wszystkie drogi prowadziły do kina Praha. Przynajmniej w dniach 7-13 kwietnia. Wtedy odbywał się 20. Festiwal Wiosna Filmów, który jak co roku przyciągnął tysiące widzów i pozytywnie zaskoczył. W tym roku wyjątkowo mocno za sprawą pewnej niespodzianki z Państwa Środka.
Wiośnie Filmów stuknęła dwudziestka. Festiwal, który jeszcze przed osiemnastką przechrzcił się z Lata i po latach wędrówki osiadł (chyba) na stałe w kinie Praha jest najważniejszym filmowym wydarzeniem wiosną w Warszawie. Przegląd w fenomenalny sposób łączy uznane produkcje świeżo po ich masowej dystrybucji z perełkami znanymi koneserom z kin studyjnych i polskimi premierami dzieł z najważniejszych festiwali filmowych. Dlatego też podczas wydarzenia można było spotkać zarówno maniakalnych kinomanów złaknionych nowości, jak i osoby, które pragnęły nadrobić zaległości (rewelacyjne ceny biletów – 7zł – to wciąż znak rozpoznawczy Wiosny!)
Tegoroczny przegląd otworzył laureat Złotego Lwa z Wenecji. „Rzymska aureola” (Sacro GRA) w reżyserii Gianfranco Rosiego to pozbawiony fabuły paradokument opowiadający o życiu wokół słynnej obwodnicy Rzymu Grande Raccordo Anulare. Reżyser, poprzez nieoczywisty obraz z pogranicza jawy i snu, pokazuje ludzką aktywność wokół wspomnianej drogi, małe i wielkie spektakle codzienności, prostytucję i akcje ratownicze, zwyczaje rozmowy i skargi maluczkich. Co ważne unika przy tym komentowania i błahego sentymentalizmu, choć pozwala sobie na pewną liryczność jest szczery i konsekwentny. Na poboczu GRA Wieczne Miasto, znane z pocztówek i ciepłych komedii, wydaje się być dalekim, egzotycznym krajem. Warto przypomnieć, że jeśli ktoś z filmu czegoś nie zrozumiał, to mógł zapytać samego reżysera, który festiwal odwiedził.
Wiosnę Filmów zamknęła nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie „Droga Krzyżowa” (Kreuzweg) autorstwa Dietricha Brüggemanna. Film jest niezwykle chłodną i precyzyjną satyrą na religijny fundamentalizm. Opowiada o czternastoletniej Marii i jej rodzinie. Mieszkają w małym niemieckim miasteczku, należą do skrajnego odłamu Kościoła katolickiego, odrzucają nie tylko nauki posoborowe, ale i samego papieża. Wyznają surowe zasady moralne, chroniąc się przed współczesnym, nowoczesnym (czytaj: złym) światem. Maria oczekuje bierzmowania i postanawia przy tej okazji, poniekąd pod namową „opiekuńczego” księdza, oddać swoje życie, by umierając jako święta sprawić, że jej młodszy brat cudownie wyzdrowieje.
Obraz ma mocno zarysowaną formę – składa się z czternastu rozdziałów, które odpowiadają kolejnym stacjom drogi krzyżowej. Nawiązania bywają niekiedy bardzo dosłowne (W stacji-rodziale „Weronika ociera twarz Jezusowi” opiekunka rodziny Bernadette podaje chustkę Marii). Można uznać, że ten zabieg ma pozbawiać obraz zbędnej symboliki, subtelności oraz metafizyki, jakby reżyser chciał z laboratoryjną dokładnością i na sucho dokonać analizy pisanych grubą krechą, kukiełkowych postaci. Wszyscy bohaterowie filmu poza Marią są aż do przesady jednoznaczni i przewidywalni (apodyktyczna, surowa matka, wycofany ojciec, nauczycielka w pułapce tolerancji) jednak ich „papierowość” jest celowa, mają stanowić tło dla Marii-Jezusa podczas jej „golgoty”. Reżyser stawia widza w pozycji dystansu, rezygnuje z cięć montażowych i pozostawia kamerę nieruchomą. Stojąc z boku, ale zarazem wystarczająco blisko oglądamy „Drogę krzyżową” jako pokaz absurdalnych, niezrozumiałych gestów, dziwacznych słów i zachowań. Widzimy czyste studium narastającego szaleństwa, czekamy na nieuchronną, bezsensowną katastrofę, po której nie będzie żadnego odkupienia.
Prezenty z Chin mogą pozytywnie zaskakiwać, naprawdę. W trakcie festiwalu okazało się, że na Wiośnie Filmów pokazany zostanie również zwycięzca tegorocznego Berlinale! W ostatni dzień przeglądu, w samo południe niedzieli 13 kwietnia wyświetlono “Czarny węgiel, kruchy lód” (Bai ri yan huo) w reżyserii Yinan Diao. Laureat Złotego Niedziwiedzia to błyskotliwy, nastrojowy kryminał, nawiązujący do klasyków kina noir i gangsterskich produkcji rodem z Azji. Film rozpoczyna się od uciętych kończyn w stosie węgla, zaś kończy amatorską kanonadą fajerwerków na szarym chińskim blokowisku. W międzyczasie główny bohater Zhang Zili, najpierw jako oficer policji, później prywatnie próbuje rozwikłać kryminalną zagadkę brutalnych morderstw. Przy okazji włóczy się po chińskiej prowincji, pije, odwiedza taneczne kluby w stylu „Gdzie się podziały tamte prywatki”, na brzydkich lodowiska uczy się jazdy na łyżwach i zgodnie z innymi siorbie zupę w podrzędnych budach z jedzeniem. Ostatecznie, jak w tytule filmu prawda okazuje się ciemna jak węgiel, zaś nadzieja i rodząca się miłość krucha jak lód.
Spośród innych tytułów, niewątpliwie wartych zobaczenia, trzeba wymienić chociażby „Oh, boy!” Jana Ole Gestera. Mówi się o tym filmie, że jest męską odpowiedzią na "Frances Ha” zaś reżysera porównuje się do samego Allena. Ile z tego prawdy? Kto nie widział na festiwalu może zobaczyć w otwartej dystrybucji. Film wchodzi do kin 25 kwietnia.
Nie lada gratką były pokazy polskich produkcji. Nie tylko dlatego, że pokazywano dzieła wybitne i/lub tylko interesujące, ale również z powodu spotkań po seansie, które z twórcami filmu prowadził dziennikarz „Polityki” i krytyk filmowy Janusz Wróblewski. „Ida” i „Papusza” przyciągnęły tłumy, które zajęły miejsca nawet na schodach, pokaz „Wałęsy. Człowieka z nadziei” po raz kolejny rozbudził kuluarowe rozmowy na temat narracji historycznej w rodzimym kinie. Wisienkami na jubileuszowym torcie 20. Wiosny Filmów były również takie hity jak: zdobywca Oscara 2014 za najlepszy nieanglojęzyczny film, czyli magnetyczny obraz Paolo Sorrentino „Wielkie Piękno”, rewelacja Warszawskiego Festiwalu Filmowego 2013, ciepła komedia „Geograf przepił globus” czy najlepsza produkcja z Cannes 2013, mocno kontrowersyjne „Życie Adeli”.
Kolejna Wiosna Filmów za nami. Moim zdaniem była znacznie ciekawsza niż ta za oknem. Z pewnością jednak, każdy kto odwiedził kina Praha w dniach 7-13 kwietnia, mógł być zadowolony. Do zobaczenia za rok.
Rafał Pikuła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz