Temat
Palestyna
Chociaż
Warszawski Festiwal Filmowy nie jest, a przynajmniej nie sprawia wrażenia
upolitycznionego, to trudno było przebrnąć przez 29. edycję, nie natknąwszy się
na kwestię izraelsko-palestyńską.
Mało
tego – jeśli ktoś już się na nią natknął, nie mógł przejść obok obojętnie,
ponieważ filmy dotyczące tej tematyki należy zaliczyć do udanych i bardzo
udanych. Potwierdziła to publiczność, która uznała palestyńskiego „Omara” w
reżyserii Hany’ego Abu-Assada za drugi najlepszy po „Mandarynkach” film
festiwalu.
Tytułowy
bohater jest piekarzem w okupowanej Palestynie. W chwilach wolnych od pracy
przeskakuje przez mur, by potajemnie spotykać się z Nadią. Ukrywa to nawet
przed jej bratem, a swoim najlepszym przyjacielem. Wkrótce wraz z nim oraz
trzecim kompanem młodzi chłopcy zdecydują się wypełnić specyficznie przez nich
rozumiany obywatelski obowiązek – zabiją izraelskiego żołnierza. Czegoś takiego
służby specjalne nie mogą puścić płazem. Dramaturgię dopełni fakt, że w konkury
do Nadii stanie dwóch przyjaciół. Niczym w antycznej tragedii Omar stanie przed
wyborem z dwojga złego – miłość czy lojalność wobec przyjaciół; pozorna wolność
czy rezygnacja z uczuć i uwięzienie w imię wierności zasadom.
Siła
filmu tkwi w uniwersalnym zderzeniu beztroskiej młodości z twardymi wymogami
dorosłego życia. Bardzo twardymi w kontekście izraelsko-palestyńskim.
Niewinność pierwszej miłości oraz precyzyjnie zaplanowane i przeprowadzone z
zimną krwią pierwsze morderstwo – połączenie kuriozalne, a jednak obie
skrajności mieszczą się w jednym człowieku. Młodym idealiście, który honor i
zasady stawia ponad wszystkim. „Omar” daje do myślenia, a jednocześnie
przybliża trudną sytuację młodych Palestyńczyków, którzy – jak wszyscy na
świecie – szukają szczęścia. Często ulegają jednak społecznej presji bądź
interioryzują patriotyczne ideały i poświęcają własne dobro w imię walki o
niepodległość i uniezależnienie się od Izraela. A silniejszy okupant nie
przebiera w środkach. Niezłomne pozostają tylko idee. Idee podlewane naiwną
krwią w imię polityki.
Drugie
oblicze konfliktu widzom Warszawskiego Festiwalu Filmowego przybliżył Yariv
Horowitz w izraelsko-francuskiej koprodukcji „Rock the Casbah”. Akcja filmu
rozgrywa się w 1989 roku, gdy podczas pierwszej intifady izraelscy żołnierze
zostali wysłani do Strefy Gazy w celu nadzorowania ludności. Podczas pościgu za
podejrzanym Palestyńczykiem jeden z nich ginie w nietypowy sposób – zabija go
pralka zrzucona z dachu. Świadkami zdarzenia są dwaj młodzi żołnierze. Dowódca
zarządza, że właśnie oni oraz jeszcze dwaj mundurowi będą od tej chwili
stacjonować na feralnym dachu. Nie podoba się to przede wszystkim mieszkańcom
domu, którzy obawiają się posądzeń o kolaborację.
Sposób
przedstawienia bohaterów i sytuacji w „Rock the Casbah” wydaje się przełomowy
dla kina z tego regionu. Oglądając produkcje palestyńskie lub izraelskie,
zazwyczaj można się spodziewać tendencyjnego przedstawienia problemów –
skupienia się na jednej stronie konfliktu. Ukazania jej ciężkiego losu i
wyeksponowania często wręcz nieludzkiego okrucieństwa wrogów. Tymczasem w
pełnometrażowym debiucie fabularnym Horowitza żadna ze stron nie jest ani
czarna, ani biała. Wszyscy są szarzy i trudno utożsamić się zarówno z
Izraelczykami, jak i Palestyńczykami.
Żołnierze
wykonują rozkazy. Są młodzi, nie do końca świadomi tego, co się dzieje wokół
nich. Nie charakteryzuje ich wcale bestialskie okrucieństwo. To ciągle chłopcy,
którzy muszą się odnaleźć w trudnej sytuacji. Tym trudniejszej, że nikt nie
dostarcza wzorców właściwego postępowania w sytuacjach ekstremalnych. Każdy z
nich musi stoczyć wewnętrzną walkę między empatią i wolnością wyboru a
posłuszeństwem wobec przełożonych i poświęceniem ogólnoludzkich wartości w imię
dobra narodu i ojczyzny. Palestyńczycy natomiast nie są w stanie podporządkować
się okupantom i dochodzić swoich praw na drodze pokojowej. Zwalczają ich przy
pomocy skrytobójczych i partyzanckich metod, a świadkowie kryją występki i
zbrodnie krajan w imię patriotycznej solidarności. Paradoksalnie okazuje się,
że ze starć idealistów nikt nie wychodzi czysty. Mimo że cele są szczytne, wszyscy
– pośrednio lub bezpośrednio – moczą ręce w krwi.
Jeszcze
inne oblicze konfliktu izraelsko-palestyńskiego prezentuje Rama Mari w
krótkometrażowym debiucie fabularnym „Izriqaq”. W
palestyńsko-norwesko-katarskiej koprodukcji Izrael jest tylko w tle. Żołnierze
pojawiają się na ekranie jedynie przez chwilę, ale napięcie wynikające z
konfliktu jest wyczuwalne. Właśnie to napięcie prowokuje zbrodnie, których
Palestyńczycy dopuszczają się na Palestyńczykach. A panujący w kraju chaos
pozwala je ukryć i uniknąć odpowiedzialności. Młoda reżyser w skondensowanej
formie przedstawiła problemy wewnętrzne społeczeństwa, w którym żyje. Stworzyła
film o Palestyńczykach zarówno dla świata, jak i samych obywateli Palestyny.
Zwłaszcza ten drugi aspekt jest cenny w kraju, którego kinematografia zwykle
skupia się na przedstawianiu swoich problemów społeczności międzynarodowej. W
obrazie swój udział mieli Polacy. Autorem zdjęć był Radosław Ładczuk, a focus
pullerem (osoba odpowiedzialna za ostrość) Andrzej Hijewski. Twórcy zdecydowali
się również na postprodukcję w Polsce.
Z
dzieł nie odnoszących się bezpośrednio do konfliktu, lecz również przybliżających
widzom Bliski Wschód warto wspomnieć kanadyjski dokument „Język uniwersalny”, w
którym grupa stand-uperów jedzie na tournée po Ziemi Świętej, gdzie swoimi występami
bada granice poczucia humoru Izraelczyków oraz niejednokrotnie usiłuje
przełamać tabu.
W
„Tablicy z Macondo” Stanisław Barańczak przekonywał, że poezja to wynik
połączenia talentu i kreatywności twórcy z ograniczeniami, które musi pokonywać.
Jakość i siła filmów dotyczących konfliktu izraelsko-palestyńskiego lub chociaż
mających go w tle każe przypuszczać, że podobnie jest z wartościowym kinem. Filmy
powstające często w warunkach kina niezależnego nie tylko mają coś istotnego do
powiedzenia, lecz także robią to w sposób ciekawy, a zarazem poruszający.
Okrutna, a zarazem ujmująca jest bliskowschodnia kinematografia – żywi się
cierpieniem ludzi, a jednocześnie wyzwala się z więzów krępujących grzeczne i
poprawne filmy.
Bartosz
Wróblewski
Trailery:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz