Rodzina zamknięta w skorupie
Rozmowa z Anneli Karppinen,
Johannesem Brotherusem i Jari Virmanem – gwiazdami filmu „Betonowa noc”.
Ekipa filmu "Betonowa noc", od lewej: Jari Virman (Ilkka), Anneli Kappinen (matka), tłumaczka, Pirjo Honkasalo (reżyserka), Johannes Brotherus (Simo) - fot. Gabriel Goldberg |
Film
„Betonowa noc” stanowi w pewnym stopniu portret rodziny, matki i dwóch synów.
Relacje między nimi są szczególne. Matka traktowana jest raczej, jak siostra. Starszy
brat, Ilkka, wydaje się dla młodszego kimś w rodzaju ojca. Jak wy to postrzegacie?
Anneli Karppinen: W tej rodzinie nie ma mężczyzny, ojca.
Matka wychowuje dwóch synów. Pracuje pewnie jako sprzątaczka, nie ma więc dużo
pieniędzy. Ilkka jest drobnym przestępcą. Myślę, że to dość normalna sytuacja we
współczesnej Finlandii – rozbita rodzina, samotna matka.
Johannes Brotherus: Ich życie jako rodziny jest trochę
pokręcone. Główny bohater, Simo, uwielbia swojego starszego brata, ale z
drugiej strony musi się nim zajmować, jak dzieckiem.
Jari Virman: Dla Simo jest to za duży ciężar, chłopak ma
zaledwie 14 lat.
Tym
niemniej Ilkka próbuje zajmować się Simo na swój sposób.
J.B.: Ilkka właściwie nie jest złym facetem, ale uważa,
że nie powinien pokazywać po sobie dobrych uczuć.
Matka
również skrywa swoje prawdziwe emocje.
A.K.: Matka jest straszną kobietą. W jednej ze scen mówi
do Simo: „Nie myśl, nie powinieneś tak dużo myśleć”. Próbuje jakoś utrzymać się
w jednym kawałku, dlatego wydaje się twarda, zimna. Pirjo [Honkasalo –
reżyserka filmu, jb] powiedziała mi nawet: „Nie będziesz płakać w tym filmie,
ponieważ twoja postać ma twardą skorupę. Skrywa emocje, żeby się nie załamać”.
J.V.: Coś musiało się zdarzyć w jej życiu, że zachowuje
się w ten sposób, mówi takie rzeczy. Coś, co bardzo mocno na nią wpłynęło.
A.K.: To niemal zbrodnia, gdy matka nie dba o swoje
dziecko. Oglądałam „Betonową noc” z moim jedenastoletnim synem. Chciałam, żeby
to zobaczył ze mną, bezpiecznie. Po seansie zapytał mnie: „Po co ten film
został w ogóle nakręcony?” Ja myślę, że stanowi dobry przykład, co może się stać,
kiedy rodzice nie dbają o swoje dzieci, nie biorą za nie odpowiedzialności, nie
słuchają ich.
Wydajesz
się nie lubić swojej postaci.
A.K.: Rozumiem ją, ale ja inaczej wychowuję moje dziecko
(śmiech). Chociaż pewnie w swojej sytuacji, nie potrafi zrobić nic lepiej.
Próbuje tylko odnaleźć w życiu, małe, szczęśliwe drobiazgi.
Synowie
zwracają się do matki, używając czasem wulgarnych słów.
A.K.: Te słowa mogą znaczyć różne rzeczy. Przekleństw
używa się też przecież w pozytywnym kontekście. Synowie nie używają ich, aby obrazić
matkę. Ważne są też gesty, szturchnięcia, klapsy.
J.V.: Ale oczywiście sposób, w jaki ze sobą rozmawiają
jest typowy dla ich statusu społecznego. To, jakiego języka używasz, zwracając
się do swojej matki, coś o tobie mówi.
Jari Virman i Johannes Brotherus - kadr z filmu |
Simo
próbuje się jakoś uniezależnić się od swojej rodziny. To naturalne dla nastolatków
– chcą się wyrwać z domu, ale z drugiej strony nie mają pomysłu na swoje życie.
J.B.: Simo nie ma żadnej wizji swojej przyszłości.
Dlatego tak łatwo nim manipulować.
J.V.: W jednej ze scen Simo jedzie metrem i widzi różne
sytuacje. Jeden mężczyzna sika pod siebie, inny kradnie i to się wydaje
normalne. Natomiast w domu, kiedy Simo słyszy muzykę przez otwarte okno,
zasłuchuje się w niej. Simo jest właśnie, jak to otwarte okno, ludzie mogą mu włożyć
do głowy, co chcą. Ilkka mówi potem, że nie ma nic złego w uderzeniu kobiety i
Simo to przyjmuje. Umysł czternastolatka jest bardzo delikatny.
W
jednej ze scen Simo jedzie na diabelskim młynie. Wyobraża sobie, że stwarza
bombę i rzuca ją na ziemię. Wydało mi się to bardzo prawdziwe. Czternastolatek marzy
o super-mocach, które służą również do zniszczenia czegoś. Na gruzach można
potem zbudować dla siebie nowy świat.
J.V.: To ważny motyw, ponieważ w tym świecie nikt niczego
nie tworzy. Oczywiście jest tam jeszcze postać sąsiada Simo, który opowiada o
miłości i tego rodzaju sprawach, ale to raczej zabawne. Oni wszyscy są bowiem
konsumentami, sami nic nie tworzą. To jest bardzo ważne, by coś robić, coś tworzyć.
Pirjo
Honkasalo rozpoczęła pracę nad filmem 10 lat temu, po czym ją zarzuciła.
Zdążyła jednak zaangażować Jariego do roli. Jak wyglądał twój powrót do „Betonowej
nocy”?
J.V.: Pirjo na castingach włącza muzykę i po prostu każe
aktorom jej słuchać. 10 lat temu na przesłuchaniu do roli Illki wszystko poszło
doskonale. Potem Pirjo powiedziała mi: „Masz tę rolę. Kiedykolwiek miałoby się
to stać, zagrasz Illkę”. Ucieszyłem się, bo czułem, że jest to rola właśnie dla
mnie.
Jak
zmienił się sposób, w jaki postrzegasz Illkę?
J.V.: Dziś mam lepszą perspektywę do zagrania tej
postaci. Trochę dojrzałem, widziałem w życiu różne rzeczy. Jestem może trochę
lepszym aktorem. Lepiej wiem, jak właściwie zagrać relacje między Ilkką, a
Simo. Przed rozpoczęciem zdjęć, w wakacje, spędziłem trochę czasu z Johannesem.
Obiecałem Pirjo i obiecałem też sobie, że zagram tę rolę, dopiero gdy lepiej
się poznamy.
J.B.: Musieliśmy się naprawdę dobrze poznać, żeby zrobić
ten film.
J.V.: Na potrzeby filmu zrobiłem coś, o czym nie
powiedziałem Pirjo – współpracowałem z terapeutą. Pewnego dnia na planie mieliśmy
ćwiczyć jeden z ważnych monologów, a ja wcześniej przez kilka godzin przepracowywałem
go właśnie z nim. Potem w studiu po ledwie paru minutach próby, Pirjo
powiedziała: „Jest dobrze, nie musimy tego ćwiczyć”. Ona bardzo ufa aktorom, że
będą sami pracować nad rolą.
Jari Virman - fot. Gabriel Goldberg |
Jak
wyglądała praca na planie?
A.K.: Panowała dość dziwna atmosfera, ponieważ zdawało
się, że mieszamy rzeczywistość i fikcję. W ogóle nie czułam, że gram. Z drugiej
strony wszystko próbowaliśmy wiele razy, w tym filmie nie ma improwizacji.
J.V.: Operator i mistrz oświetlenia mieli masę roboty.
Planowali każdą scenę bardzo starannie. Kiedy przychodziliśmy na plan, wszystko
było gotowe, świetnie zaplanowane. Ostatnią scenę filmu kręciliśmy drugiego
dnia. Jako aktor miałem co do tego wątpliwości, ale wszystko okazało się w
porządku.
W
filmie bardzo brzydkie miejsca wyglądają cudownie.
J.B.: Pirjo robi to bardzo często, sprawia, że brzydkie
rzeczy wyglądają pięknie. Nie mam pojęcia, jak to robi, ale to niesamowite.
Jak
podoba wam się na festiwalu? Jakie wrażenie zrobiła na was Polska?
J.B..: Czuję się tu znakomicie, poznałem wiele ciekawych
osób, reżyserów, aktorów. Ludzie tutaj są bardzo mili, ale też bezpośredni.
Szybko przechodzicie do rzeczy.
A.K.: Tak, nie prowadzicie za bardzo „rozmówek o pogodzie”.
J.V.: Trochę bardziej w amerykańskim niż europejskim
stylu.
A.K.: Czuję się w Polsce, jak w domu. Mam wrażenie, że w
poprzednim życiu, dziesiątki lat temu, byłam Polką. Naprawdę.
Jan Bliźniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz