Nosiłam
Papuszę pod sercem
Z
Joanną Kos-Krauze, która razem z Krzysztofem Krauze wyreżyserowała „Papuszę”,
rozmawia Bartosz Wróblewski:
„Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma” –
prawda to czy nieprawda?
Jest
ich w Europie 15 milionów i mają się bardzo dobrze, a my udajemy, że ich nie
ma. Wypowiadamy się na temat Romów przeważnie na podstawie fałszywych,
sentymentalnych wyobrażeń, które wywołują negatywne konotacje. To wielki temat
współczesnej Europy – integracja kosztem utraty tożsamości, czy podtrzymywanie
wielokulturowości. Jestem zwolenniczką tego drugiego podejścia. Przecież mamy
sobie nawzajem wiele do zaoferowania. A tak poza tym – co to znaczy
prawdziwych?
Chyba ja powinienem zadać to pytanie. Zapewne
stała się pani specjalistką w tym temacie.
Pochodzę
z Olsztyna, gdzie jest wielu Romów. U mnie w klasie zawsze były romskie dzieci,
a jeden z moich kuzynów jest nawet żonaty z Cyganką, więc nigdy nie budzili we
mnie lęku czy uprzedzeń. Nie jestem jednak specjalistką. Wiem tylko, że im
głębiej wchodzi się w tę tematykę, tym lepiej widać dramat całej mniejszości. A
zagłębialiśmy się w nią dość długo, bo spędziliśmy nad „Papuszą” sześć lat. A pierwszy
raz usłyszałam o niej w liceum. Miałam cudowną polonistkę, z którą
analizowaliśmy jej wiersze, czytaliśmy Ficowskiego – nie tylko jako tłumacza i
badacza, lecz także jako wybitnego poetę. Tam poznałam też Nikifora. I jakoś
tak została mi pod sercem ta Papusza z legendą wyklętej poetki. Wiedzieliśmy z
Krzysztofem, że to szansa na niezwykłą opowieść i w końcu udało się ją
zrealizować.
Udało się, ale nie było łatwo. Film miał
aż czterech producentów.
Historia
była dramatyczna. Umowę na scenariusz podpisaliśmy sześć lat temu, a zdjęcia
zaczęliśmy w zeszłym roku. Potem film został zerwany i przez następne pół roku
próbowaliśmy go odzyskać. W końcu przyszedł Lambros Ziotas i zrobił film za
połowę budżetu. Zorganizował 30 dni zdjęciowych. Udało się, ale po drodze
dostaliśmy w skórę.
Byliście bardzo zdeterminowani, by
opowiedzieć historię Papuszy.
W
tym wyborze utwierdził nas sukces „Nikifora”. Kolejnym wielkim tematem po
Papuszy jest Czesław Niemen. Mimo że jesteśmy udręczeni biografiami,
postanowiliśmy, że zrobimy tryptyk o wielkich osobowościach, które zapłaciły
niebywałą cenę za ludzką i artystyczną niezależność. Papusza była na antypodach
przekonanego o własnym geniuszu Nikifora. On poprawiał Matejkę, Chagalla.
Uważał, że maluje najlepiej na świecie, bo jego filozofia malarstwa brała się z
ikony. A ikony nie maluje się samemu. To Bóg prowadzi rękę. Nikifor uważał, że
malowanie to sprawa między nim a niebem i nikt nie ma prawa tego krytykować.
Malarstwo było dla niego formą modlitwy. Natomiast Papusza pod koniec życia
wyparła się własnej twórczości. Całe życie była niepewna swoich wierszy. Nie
chciała uznać, że jest poetką. To ją zawstydzało. Miała olbrzymi kompleks braku
wykształcenia.
A jednak nauczyła się czytać i pisać.
To
fenomen. Próbowaliśmy przeczuć, jak to mogło się stać i skąd u dziecka w
wędrującym taborze taka determinacja i głód nauki. I to w społeczności, która
nie wierzyła w edukację i o nią nie dbała. Poza tym fenomen nie polega tu tylko
na tym, że nauczyła się pisać i czytać, lecz także na tym, że stworzyła kawał
wybitnej poezji. Julian Tuwim mówił, że tak czystej poezji nie słyszał od lat.
Niezwykła była też koleżeńska solidarność poetów, którzy podnieśli jej
twórczość i ją opublikowali. To najlepszy dowód na to, że tam, gdzie jest
prawdziwy talent, nie ma miejsca na zawiść.
Wyparcie się własnej twórczości wynikało
chyba z konieczności wyboru między tożsamością cygańską a poezją.
Oczywiście,
dla Cygana nie ma większego dramatu niż wykluczenie ze społeczności. Według ich
kodeksu to najgorsza kara. Jako cywilizacja zachodnia cenimy indywidualizm i
egoizm, lecz wśród Romów czy w plemionach afrykańskich poza wspólnotą się nie
istnieje. Papusza też tego nie potrafiła, mimo że przekroczyła swoją
społeczność. To wstrząsające, że zamilkła jako artystka, podczas gdy poeci
umierali za jeden wiersz, jak Osip Mandelsztam.
Jak wyglądały przygotowania do filmu?
Mieliśmy
mnóstwo konsultantów, potężne archiwa, które trzeba było przeczytać i
uwewnętrznić, książki Ficowskiego, filmy dokumentalne, stare fotografie. Poza
tym kręciliśmy m.in. na Mazurach, w Nowym Sączu, na zamku w Książu, pod
Kielcami. A wszędzie, gdzie potrzebne były konie i tabory, woziliśmy je ze sobą
na lawetach. „Papusza” to wynik pracy zbiorowej, ześrodkowanej siły woli.
Czym kierowaliście się przy wyborze
estetyki?
Najpierw
była muzyka – „Harfy Papuszy” Jana Kantego-Pawluśkiewicza. Następnie razem z
Krzysztofem Ptakiem, Wojtkiem Staroniem i Anią Wunderlich zaczęliśmy szukać
języka opowieści, który nadałby filmowi epicką rozpiętość przy budżecie, którym
dysponowaliśmy. Mieliśmy przedwojenne zdjęcia, jeszcze na szklanych negatywach,
które postanowiliśmy ożywić. Postawiliśmy na estetykę fotografii z lat 50.
Zamysł artystyczny był taki, by zrobić film w brueglowskich kadrach.
Z długimi ujęciami bez zbliżeń. Nie
obawialiście się, że to wpłynie negatywnie na dynamikę filmu?
Zależało
nam przede wszystkim na napięciu wewnątrzkadrowym. Szybki montaż to byłby
pozorny styl, który przekazuje pozorne emocje. Przeczuwaliśmy, że mamy epicką
opowieść i szukaliśmy dla niej innej formy. Chcieliśmy osiągnąć pewną czystość
estetyczną, mimo ryzyka emocjonalnego wychłodzenia filmu. Uważaliśmy, że to
będzie uczciwsze. Na szczęście operatorzy, scenografowie, kostiumografowie,
aktorzy i reszta ekipy rozumieli, o co nam chodzi i poszli na tę przygodę.
„Papusza” podbije kina? Może będzie
filmem dla szkół?
Książki
Jerzego Ficowskiego powinny być czytane jako lektura obowiązkowa. Udajemy w
Polsce, że jesteśmy bardzo homogenicznym krajem. Nie jesteśmy. Romowie i Żydzi
to mniejszości, z którymi łączy nas kilkaset lat wspólnej historii. Podczas gdy
na początku XX wieku Cyganów sprzedawano na bałkańskich targach niewolników,
przekłuwano im nosy, wypalano piętna, wysiedlano z Niemiec czy Francji, Polska
była miejscem, gdzie znajdowali azyl. To nasza piękna tradycja, która dzisiaj
ulega zatarciu. Posługujemy się stereotypami, które biorą się z lęku przed
nieznanym. Ludzie powinni obejrzeć ten film. W sukces wierzy nasz dystrybutor.
W promocję zaangażowało się również Narodowe Centrum Kultury. Mamy nadzieję, że
„Papusza” wzbudzi dyskusję na temat mniejszości, bo to ważny głos w tej
debacie. Zwłaszcza w kontekście odradzających się skrajnie prawicowych i
faszystowskich ruchów czy takich przypadków, jak niedawne wysiedlenia Romów z
Francji. Andrzej Wajda powiedział kiedyś, że jest bardzo dobrze, jeśli film ma
wiele powodów, by o nim dyskutować. A tu naprawdę jest o czym rozmawiać. Jest
trzech wybitnych poetów, kawał historii polskich Romów, emancypacja kosztem
utraty tożsamości, wątki polityczne, moralne, filozoficzne i kulturowe.
W Bronisławę Wajs, czyli filmową Papuszę
wcieliła się Jowita Budnik – wasza ulubiona aktorka?
Jowita
jest przede wszystkim naszą przyjaciółką, a także mądrym człowiekiem i wybitną
artystką. To jedno z najważniejszych spotkań artystycznych w naszym życiu.
Wiedzieliśmy to już po „Nikiforze”. Później zrobiliśmy jeszcze dla telewizji
tryptyk „Wielkie rzeczy”, w którym zagrała główną rolę, a „Plac Zbawiciela” był
już napisany dla niej. Mamy w zanadrzu jeszcze jeden napisany dla niej
scenariusz, który zamierzamy zrealizować, a wystąpi też pewnie w naszym
najnowszym filmie. Tyle że nie będzie to rola pierwszoplanowa, bo główną
bohaterką będzie dziewczyna Tutsi, a tego Jowita nie zagra nawet przy wybitnych
charakteryzatorach.
Mowa o filmie „Ptaki śpiewają w Kigali”?
Tak,
zdjęcia będą powstawać w Polsce oraz w Ruandzie. Opowiemy historię polskiego
ornitologa, który w 1994 roku prowadził badania nad spadkiem populacji sępów w
Ruandzie. W tym czasie dojdzie do ludobójstwa, a on uratuje życie córce swojego
przyjaciela i przywiezie ją do Europy. Nie będzie to jednak kolejny film o
ludobójstwie w Ruandzie, a o tym, jak żyć po ludobójstwie. Głęboko wierzymy,
tak jak Ryszard Kapuściński, że wiek XXI to wiek innego i zastanawiamy się, co
zrobić, by inny nie był równoznaczny z obcym. W „Papuszy” stawiamy to samo
pytanie, tylko na przykładzie Romów.
Jak sami Romowie reagują na Papuszę?
Różne,
ale po latach zwykle pozytywne. A więcej dowiemy się po reakcjach widzów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz