Jajo węża
Jaki kierunek obierze polskie i światowe kino? Nie trzeba być wyrocznią,
aby odpowiedzieć na to pytanie. Jak udowadniał Ingmar Bergman w „Jaju węża”,
przyszłość widać w teraźniejszości. Przez cienką skorupkę jaja można zobaczyć
już rozwiniętego gada. Tak właśnie było w przypadku CinemaForum – 12.
Międzynarodowego Forum Niezależnych Filmów Fabularnych. W Konkursie Międzynarodowym
pokazano dzieła młodych twórców, którzy wkrótce mogą nadawać ton współczesnemu
kinu.
Polska, której nie ma
W konkursie polscy twórcy stanowili najsilniejszą reprezentację. Ilość nie
przekłada się jednak w jakość. Co prawda kilka dzieł było co najmniej
interesujących, jednak całościowy obraz wydaje się z różnych względów
rozczarowujący.
Polskie filmy jawiły się jako zaskakująco niedzisiejsze. Wyraźnie młode
pokolenie reżyserów nie szuka inspiracji w otaczającej ich rzeczywistości.
Poruszają oni albo problemy bardzo uniwersalne, które nie potrzebują mocno
zarysowanego społecznego tła, albo kreują pewną autorską wizję Polski. Jest ona
jednak bardziej artystycznym konceptem, niż próbą uchwycenia realnego świata.
"128. szczur" |
Świetnym tego przykładem jest „128. szczur”, nagrodzony Grand Prix. Reżyser
próbuje rozprawić się z zamiłowaniem do klęsk, uchodzącym za naszą cechę
narodową. Głównemu bohaterowi, krakowskiemu studentowi, nagle zaczyna się
dobrze wieść w życiu. Czyni go to głęboko nieszczęśliwym, bo naprawdę dobrze
jest tylko wtedy, kiedy jest niedobrze. Na pierwszy rzut oka cały zamysł wydaje
się trafny, ale w istocie stanowi anegdotyczne uproszczenie. Wydaje się
zupełnie oderwany od specyfiki charakteru, tożsamości i podejścia młodego
człowieka z dużego miasta. Bohater został wyjęty ze swojego środowiska,
arbitralnie nakreślony, a przez to nieprawdziwy. Całość jest sympatyczna,
chociaż miejscami głupkowata i zbyt mocno wdzięcząca się do widza. Najbardziej
przeszkadza jednak brak autentyzmu, całość zbyt mocno została podporządkowana
narzuconej tezie.
Autentyczności nie zabrakło filmom o dwóch skrajnych grupach wiekowych.
Młody chłopak w „Kojocie” próbuje przeżyć swój pierwszy raz, a dwoje emerytów w
„Leonie i Barbarze”, dzięki hodowli marihuany, na nowo odkrywa bliskość między
sobą. Więcej tu prawdziwego życia, przekonujących bohaterów, chociaż i tu daje
po sobie znać ucieczka przed tym, co aktualne.
Problemy mocno związane ze współczesnością poruszał jedynie „Mazurek”.
Można go określić mianem wariacji na motywach zawartych w klasycznym „Zgadnij,
kto przyjdzie na obiad”. Twórcy trafnie zauważyli, co dziś jest najbardziej
charakterystyczne w związkach i potrafili o tym opowiedzieć, właściwie dozując
humor i dramatyzm. „Mazurek” wyróżnia także wyśmienite aktorstwo, w czym
zasługa nie tylko doświadczonych wykonawców (wielkie brawa dla Kingi Preis),
ale także dojrzałości ich poprowadzenia.
"Mazurek" |
Zagraniczne perełki
Twórcy spoza Polski wydają się lepiej trzymać rękę na pulsie, w większości
górują też w samej sferze produkcyjnej. Mają natomiast wyraźny kłopot z doborem
oryginalnych tematów i pokazaniem ich w daleki od sztampy sposób. Zagraniczne
obrazy były z reguły krótsze, bardziej esencjonalne, ale brakowało im świeżości.
Zdecydowanie najlepiej wypadły dwa filmy z Hiszpanii. „Ślub” czerpie z
dorobku Pedra Almodóvara, miejscami niemal kopiuje jego styl. Wykonany został
jednak bardzo starannie, jest bezbłędnie zagrany, a co najważniejsze
zaskakujący. Przesiąknięta czarnym humorem, krótka i celna „Eutanazja S.A.”
również potrafi zaskoczyć swoją przewrotną puentą.
Niektóre obrazy ładnie wpisywały się w pewne tradycje, jak „Mój dziwny
dziadek” – poklatkowa animacja o sile wyobraźni. Nie próbowały jednak dopisać
do nich czegoś nowego. Być może najbardziej ekscentryczne i na swój sposób
nowatorskie okazały się „Studia nad histerią”. W miasteczku, gdzie wszyscy
chodzą nago, pewien mężczyzna znajduje spodnie. Wkrótce doprowadzi to do
wyklęcia go ze społeczności. Stary motyw został przedstawiony prześmiewczo,
grając schematem, z dobrym wyczuciem groteski. Kłopot tylko w tym, że film
ostatecznie przypomina nieco rozciągniętą reklamę dżinsów.
"Studia nad histerią" |
Obraz węża
Filmy Konkursu Międzynarodowego CinemaForum nie nastrajają optymistycznie.
W przeważającej większości pod względem tematyki i formy są po prostu wtórne.
Pomijając braki techniczne, które zwalczą pieniądze i doświadczenie, młodym
twórcom brakuje własnego głosu. Oczywiście niezmiernie trudno jest stworzyć coś
naprawdę oryginalnego, ale wydaje się, że nie podjęto nawet próby. Zbyt łatwo
poszczególne obrazy wpisywały się w nieco zużyte już schematy. Jest to o tyle
niepokojące, że pokazano filmy niezależne, w których niejako z definicji
powinien był się znaleźć autorski ton. W wielu przypadkach dał o sobie znać
solidny potencjał rzemieślniczy, właściwie w żadnym artystyczny.
Najbardziej zastanawiające jest jednak to, że młodzi reżyserzy, szczególnie
polscy, nie rozglądają się po świecie dookoła i nie mają o nim nic ciekawego do
powiedzenia. Nie towarzyszy temu kreacja przekonującego świata alternatywnego.
Obrazy są realistyczne, ale nierzeczywiste, a przez to płaskie. W kinie jest
miejsce na nowe myśli, jest widownia chętna, by je odebrać. Potrzeba jednak
twórców, którzy będą potrafili je zapewnić.
Jan Bliźniak
Jak zobaczyłem tego Godzillę na bannerze to myślałem, że będzie coś o potworach, a tu nic. No szkoda :)
OdpowiedzUsuń