środa, 30 października 2013

CinemaForum: Relacja z festiwalu

Jajo węża

Jaki kierunek obierze polskie i światowe kino? Nie trzeba być wyrocznią, aby odpowiedzieć na to pytanie. Jak udowadniał Ingmar Bergman w „Jaju węża”, przyszłość widać w teraźniejszości. Przez cienką skorupkę jaja można zobaczyć już rozwiniętego gada. Tak właśnie było w przypadku CinemaForum – 12. Międzynarodowego Forum Niezależnych Filmów Fabularnych. W Konkursie Międzynarodowym pokazano dzieła młodych twórców, którzy wkrótce mogą nadawać ton współczesnemu kinu.


Polska, której nie ma

W konkursie polscy twórcy stanowili najsilniejszą reprezentację. Ilość nie przekłada się jednak w jakość. Co prawda kilka dzieł było co najmniej interesujących, jednak całościowy obraz wydaje się z różnych względów rozczarowujący.

Polskie filmy jawiły się jako zaskakująco niedzisiejsze. Wyraźnie młode pokolenie reżyserów nie szuka inspiracji w otaczającej ich rzeczywistości. Poruszają oni albo problemy bardzo uniwersalne, które nie potrzebują mocno zarysowanego społecznego tła, albo kreują pewną autorską wizję Polski. Jest ona jednak bardziej artystycznym konceptem, niż próbą uchwycenia realnego świata.

"128. szczur"

Świetnym tego przykładem jest „128. szczur”, nagrodzony Grand Prix. Reżyser próbuje rozprawić się z zamiłowaniem do klęsk, uchodzącym za naszą cechę narodową. Głównemu bohaterowi, krakowskiemu studentowi, nagle zaczyna się dobrze wieść w życiu. Czyni go to głęboko nieszczęśliwym, bo naprawdę dobrze jest tylko wtedy, kiedy jest niedobrze. Na pierwszy rzut oka cały zamysł wydaje się trafny, ale w istocie stanowi anegdotyczne uproszczenie. Wydaje się zupełnie oderwany od specyfiki charakteru, tożsamości i podejścia młodego człowieka z dużego miasta. Bohater został wyjęty ze swojego środowiska, arbitralnie nakreślony, a przez to nieprawdziwy. Całość jest sympatyczna, chociaż miejscami głupkowata i zbyt mocno wdzięcząca się do widza. Najbardziej przeszkadza jednak brak autentyzmu, całość zbyt mocno została podporządkowana narzuconej tezie.

Autentyczności nie zabrakło filmom o dwóch skrajnych grupach wiekowych. Młody chłopak w „Kojocie” próbuje przeżyć swój pierwszy raz, a dwoje emerytów w „Leonie i Barbarze”, dzięki hodowli marihuany, na nowo odkrywa bliskość między sobą. Więcej tu prawdziwego życia, przekonujących bohaterów, chociaż i tu daje po sobie znać ucieczka przed tym, co aktualne.

Problemy mocno związane ze współczesnością poruszał jedynie „Mazurek”. Można go określić mianem wariacji na motywach zawartych w klasycznym „Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”. Twórcy trafnie zauważyli, co dziś jest najbardziej charakterystyczne w związkach i potrafili o tym opowiedzieć, właściwie dozując humor i dramatyzm. „Mazurek” wyróżnia także wyśmienite aktorstwo, w czym zasługa nie tylko doświadczonych wykonawców (wielkie brawa dla Kingi Preis), ale także dojrzałości ich poprowadzenia.

"Mazurek"


Zagraniczne perełki

Twórcy spoza Polski wydają się lepiej trzymać rękę na pulsie, w większości górują też w samej sferze produkcyjnej. Mają natomiast wyraźny kłopot z doborem oryginalnych tematów i pokazaniem ich w daleki od sztampy sposób. Zagraniczne obrazy były z reguły krótsze, bardziej esencjonalne, ale brakowało im świeżości.

Zdecydowanie najlepiej wypadły dwa filmy z Hiszpanii. „Ślub” czerpie z dorobku Pedra Almodóvara, miejscami niemal kopiuje jego styl. Wykonany został jednak bardzo starannie, jest bezbłędnie zagrany, a co najważniejsze zaskakujący. Przesiąknięta czarnym humorem, krótka i celna „Eutanazja S.A.” również potrafi zaskoczyć swoją przewrotną puentą.

Niektóre obrazy ładnie wpisywały się w pewne tradycje, jak „Mój dziwny dziadek” – poklatkowa animacja o sile wyobraźni. Nie próbowały jednak dopisać do nich czegoś nowego. Być może najbardziej ekscentryczne i na swój sposób nowatorskie okazały się „Studia nad histerią”. W miasteczku, gdzie wszyscy chodzą nago, pewien mężczyzna znajduje spodnie. Wkrótce doprowadzi to do wyklęcia go ze społeczności. Stary motyw został przedstawiony prześmiewczo, grając schematem, z dobrym wyczuciem groteski. Kłopot tylko w tym, że film ostatecznie przypomina nieco rozciągniętą reklamę dżinsów.

"Studia nad histerią"

Obraz węża

Filmy Konkursu Międzynarodowego CinemaForum nie nastrajają optymistycznie. W przeważającej większości pod względem tematyki i formy są po prostu wtórne. Pomijając braki techniczne, które zwalczą pieniądze i doświadczenie, młodym twórcom brakuje własnego głosu. Oczywiście niezmiernie trudno jest stworzyć coś naprawdę oryginalnego, ale wydaje się, że nie podjęto nawet próby. Zbyt łatwo poszczególne obrazy wpisywały się w nieco zużyte już schematy. Jest to o tyle niepokojące, że pokazano filmy niezależne, w których niejako z definicji powinien był się znaleźć autorski ton. W wielu przypadkach dał o sobie znać solidny potencjał rzemieślniczy, właściwie w żadnym artystyczny.

Najbardziej zastanawiające jest jednak to, że młodzi reżyserzy, szczególnie polscy, nie rozglądają się po świecie dookoła i nie mają o nim nic ciekawego do powiedzenia. Nie towarzyszy temu kreacja przekonującego świata alternatywnego. Obrazy są realistyczne, ale nierzeczywiste, a przez to płaskie. W kinie jest miejsce na nowe myśli, jest widownia chętna, by je odebrać. Potrzeba jednak twórców, którzy będą potrafili je zapewnić.

Jan Bliźniak

1 komentarz:

  1. Jak zobaczyłem tego Godzillę na bannerze to myślałem, że będzie coś o potworach, a tu nic. No szkoda :)

    OdpowiedzUsuń