Co łączy ostatnie dwie części „Harry’ego Pottera”, brutalnego „Proroka”,
oscarowe „Jak zostać królem” i kontrowersyjnego „Wroga numer jeden”? Alexandre
Desplat – najmodniejszy kompozytor muzyki filmowej na świecie.
Jeszcze 10 lat temu niewielu o
nim słyszało. Tworzył niemal wyłącznie w rodzimej Francji i to bez
błyskotliwych sukcesów. W 2003 roku miał na koncie zaledwie dwie nominacje do Césara.
W ciągu następnej dekady zdobędzie ich jeszcze pięć, z czego trzy zamienią się
w zwycięskie statuetki.
Niewątpliwy przełom przyniosła
ścieżka dźwiękowa do „Dziewczyny z perłą” Petera Webbera. Ten poetycki obraz
będący melodramatyczną fantazją o domniemanym związku malarza Johannesa
Vermeera z jego służącą czarował przede wszystkim wysublimowaną warstwą
wizualną. Co jednak istotne, od dialogów ważniejsze są tam długie chwile
milczenia, pojawia się więc dużo przestrzeni dla muzyki. Kompozytor znakomicie
wykorzystał szansę, tworząc bardzo delikatną ścieżkę dźwiękową, opartą na wyrazistym,
momentalnie zapadającym w pamięć temacie głównym. Wpadł on w ucho nie tylko
rzeszom widzów, ale także gremiom przyznającym najważniejsze filmowe nagrody.
Nominacje do Złotego Globu, BAFTA i Europejskiej Nagrody Filmowej zapewniły
impet rozwijające się karierze Francuza.
Brakowało nominacji do Oscara, na
którą musiał poczekać jeszcze 3 lata, ale umiejętnie wykorzystał ten czas.
Wciąż tworzył głównie we Francji, lecz stopniowo przyjmował coraz więcej
propozycji zza Oceanu. Uciekając od romantycznej urokliwości „Dziewczyny z
perłą” próbował różnych gatunków. W jednym roku skomponował chłodno przyjętą
muzykę do sensacyjnego produkcyjniaka „Firewall” i zilustrował „Syrianę” –
ambitny thriller, gdzie udało mu się już z sukcesem pokazać mroczniejszą twarz.
Kolejny przełom przyniosły
ścieżki dźwiękowe do „Królowej” i „Malowanego welonu”. Pierwsza z nich wreszcie
spotkała się z uznaniem Amerykańskiej Akademii Filmowej i zapoczątkowała
długotrwałą współpracę kompozytora ze Stephenem Frearsem, druga została
nagrodzona Złotym Globem i do dziś uchodzi za jedną najlepszych prac w jego
karierze. Znów dał o sobie znać wielki talent Desplata do ilustrowania
melodramatów, który zresztą na kilka lat zdefiniował jego wizerunek.
Niezależnie jak wielu rozmaitych gatunków próbował, jego karierę
wyznaczały kolejne historie miłosne:
„Ostrożnie, pożądanie”, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” i „Coco Chanel”.
Kompozytor uciekł więc od tego
rodzaju historii. Ostatni raz towarzyszył nieszczęśliwie zakochanym w...
drugiej części „Sagi Zmierzch”, filmie, który może nie nobilituje artystycznie
kompozytora, ale na pewno umacnia na hollywoodzkiej giełdzie nazwisk. A tam z
każdym miesiącem notowania Desplata rosły. Zaczął komponować do najważniejszych
tytułów fabryki snów, współpracować z największymi gwiazdami. Kiedy
zaproponowano mu pracę przy obu częściach „Harry’ego Pottera i Insygniów
Śmierci”, był już na tyle ważną postacią, że powierzenie mu zilustrowania
finału najbardziej dochodowej serii ostatnich lat nie wydawało się żadnym
zaskoczeniem. Co prawda nie miał wówczas wielkiego doświadczenia przy pracy nad
epickim fantasy, lecz dał się poznać jako kompozytor bardzo wszechstronny,
potrafiący dostosować swój styl do każdej konwencji, a także nie wahający się
czerpać z doświadczeń innych kompozytorów. W jego ostatnich pracach wyraźnie
słychać inspirację twórczością Johna Williamsa i Hansa Zimmera.
Nie tylko szczyty Hollywood
leżą jednak w polu zainteresowania tego kompozytora. Dzięki współpracy z Wesem
Andersonem i Terrencem Malickiem, czy Georgem Clooney’em wyrobił sobie także
markę w amerykańskim kinie niezależnym. Nie zapomniał też o Starym Kontynencie.
Jedną ze swoich najlepszych prac napisał dla Romana Polańskiego („Autor
widmo”), zilustrował od niedawna obecne na naszych ekranach „Reality” Matteo
Garrone, wciąż jest też ważną postacią kinematografii francuskiej. Jak to
możliwe, że udaje mu się pracować przy tak wielu różnorodnych projektach?
Alexandre Desplat jest tytanem pracy, liczby są zdumiewające. Biorąc pod uwagę
jedynie pełnometrażowe filmy fabularne, w 2010 roku zilustrował ich 5, w 2011 –
8 (!) i tyle samo w 2012. Nic dziwnego, że przez 3 lata z rzędu otrzymywał
World Soundtrack Award dla najlepszego kompozytora (2009, 2010, 2011). Spod
czaru Francuza nie potrafią też wyjść polscy krytycy muzyki filmowej, którzy w
corocznym Résumé (rankingu organizowanym przez portal MuzykaFilmowa.pl) od 4
lat nieprzerwanie obwołują go kompozytorem roku.
Uwieść magii Alexandre Desplata
dała się także Polska Akademia Filmowa, co stało się powodem licznych żartów.
Postanowiła bowiem nominować go do nagrody Orła za ścieżkę dźwiękową do „Rzezi”
Romana Polańskiego – filmu, w którym muzyka rozlega się jedynie przy napisach
początkowych i końcowych. Najwyraźniej jednak nominowanie Francuza wzmacnia
dziś prestiż każdej nagrody.
Pewnie przez najbliższe kilka
lat to się nie zmieni. Co prawda Desplat wyraźnie zwalnia, na ten i następny
rok nie ma tak wielu planów, jak wcześniej, ale jego kalendarz może się szybko
zapełnić. W końcu uchodzi dziś za kompozytora od wszystkiego, w tym od zadań
specjalnych. Ścieżkę dźwiękową do „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”
musiał napisać i nagrać dosłownie na ostatnią chwilę, gdy producenci odrzucili
pracę Nico Muhly’ego. Nawet jednak, jeśli nie utrzyma on tempa, pozostanie
postacią o kluczowym znaczeniu dla współczesnej muzyki filmowej. Trudno
oczekiwać, by nagle przestał pracować przy prestiżowych projektach, a jakość
jego kompozycji dramatycznie spadła. Mimo bowiem zabójczego tempa Desplat wciąż
się rozwija i ma świeże pomysły na wzbogacenie gatunku. Jak sam mówi „bycie
kreatywnym jest sposobem na pójście do przodu”, nic dziwnego więc, że idzie
naprzód jak burza.
Jan Bliźniak
Jan Bliźniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz