ZGNIŁE WIELKIE JABŁKO
Kryzys
ekonomiczny sprzyja nieufności wobec władzy: ostatnie lata w Hollywood
obfitowały w filmy badające polityczne i moralne skorumpowanie
rządzących.
Oliver
Stone nakręcił „Wall Street: Pieniądz nie śpi” (2010), sequel swojego
filmu z 1987r., piętnując chciwość bankierów odpowiedzialnych za zapaść
amerykańskiej gospodarki. David Cronenberg zrobił „Cosmopolis” (2012),
studium wyobcowania giełdowego multimilionera. Beau Willimon napisał
„Idy marcowe” (2011) i serial „House of Cards” (2012), portretujące
bezwzględny cynizm waszyngtońskiej elity. Nawet komedie, takie jak
„Dyktator” (2012) Sachy Barona Cohena czy „Wyborcze jaja” (2012) Jaya
Roacha, przepełnione były zgryźliwą satyrą na amerykańską demokrację. Do
listy filmów krytykujących politykę USA dołącza w tym roku najnowszy
film Allena Hughesa, „Władza”.
Kampania
prezydencka Baracka Obamy z 2008 roku obiecywała zmianę sposobu
funkcjonowania Waszyngtonu i uwolnienia go od wpływu korporacyjnych
funduszy. Idealistyczny senator z Illinois stał się symbolem odrodzenia,
zwiastunem zmiany i nadziei na nowy, lepszy kraj. Kiedy objął urząd
prezydenta, okazał się bezbronnym wobec waszyngtońskiej biurokracji,
pragmatycznym technokratą. Rozczarowanie prezydenturą Obamy zaczęło być
widoczne również w Hollywood. Niespełnione nadzieje zaowocowały filmami
kwestionującymi zasady funkcjonowania amerykańskiej demokracji. Okazało
się, że Waszyngton nie jest miejscem dla idealistów, a Nowy Świat rządzi
się atawizmami.
Także
film Hughesa maluje ponury obraz amerykańskiej polityki. Nicholas
Hostetler (Russel Crowe), ubiegający się o reelekcję burmistrz Nowego
Jorku, to człowiek wyrachowany i dwulicowy. Nienawidzi elit i gardzi
mniejszościami, ale próbuje wkupić się w łaski obu. Doskonale
wykorzystuje też potknięcia swojego rywala, Jacka Vallianta (Barry
Pepper), uczciwego idealisty o słabym charakterze. Przychodzi mu to tym
łatwiej, że telewizyjne debaty wyborcze pomijają merytoryczne argumenty.
Kampania o reelekcje to medialny spektakl, w którym od faktów bardziej
liczy się efektowna retoryka, wystudiowane uśmiechy oraz wyuczone na
pamięć sound bite’y (ulubione
hasło Hostetlera to „Powiedzcie mi, że nic się nie zmieniło!”).
Pieniądze potrzebne na reklamy i opłacenie sztabu pochodzą z
korporacyjnego funduszu, co zobowiązuje burmistrza do obrony interesów
swojego sponsora, a nie obywateli Nowego Jorku. Hostetler pyszni się
władzą i jednocześnie panicznie boi się jej utraty. Lubi też manipulować
ludźmi. Chce, żeby byli wobec niego lojalni – ale nie jak wspólnicy,
tylko jak psy. Nie spodziewa się jednak, że jeden z jego bulterierów,
prywatny detektyw Billy Taggart (Mark Wahlberg), zerwie mu się ze smyczy
w najmniej spodziewanym momencie.
W
miarę rozwoju fabuły historia politycznych malwersacji i krytyka
amerykańskiej demokracji schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca
wartkiej akcji. Z tego powodu obraz Hughesa nie przejdzie do historii
kina jako wnikliwa analiza mechanizmów władzy (pod tym względem daleko
mu do wspomnianego już „House of Cards”). Z drugiej strony, „Broken
City” to uniwersalna opowieść o zbrodni, sprawiedliwości i odkupieniu
win, dla której polityka stanowi jedynie barwne tło. To również
wciągający thriller pełen wyrazistych bohaterów, co chwila
wymieniających ciosy, strzały, siarczyste przekleństwa i ostre jak
brzytwa, ironiczne uwagi. Choć niektóre wątki i postaci potraktowane są
zbyt powierzchownie, trzymająca w napięciu, dynamiczna narracja pozwala
nam o tym skutecznie zapomnieć.
Oryginalny
tytuł filmu to „Broken City”, czyli „Złamane miasto”. Oprócz całej
intrygi kryminalno-politycznej, „Władza” maluje przed nami ciekawy,
gorzki portret Nowego Jorku. Wielkie Jabłko z obrazu Hughesa to przede
wszystkim podupadłe dzielnice, zamieszkałe przez zapomnianych,
pozostawionych samym sobie ludzi. Kiedy w jednej ze scen detektyw
Taggart odwiedza rodziców zamordowanej przed laty nastolatki, radzi im,
żeby wyjechali i zostawili za sobą pamięć tamtej tragedii. Ich córka
opuściła to miejsce na zawsze, podobnie jak Bóg i nadzieja na lepsze
jutro, symbolizowane przez obraz Matki Teresy i Martina Luthera Kinga
spoglądających bezradnie na portret zabitej dziewczyny.
W
„Złamanym mieście” straszą demony przeszłości, a prawda pogrzebana
żywcem przed laty wychodzi zza grobu, żądając zadośćuczynienia. Nowy
Jork, podobnie jak Hollywood, wstrząśnięte kryzysem i rozczarowane
obietnicami polityków, poszukują pozytywnego bohatera, który pozwoliłby
im na nowo uwierzyć w amerykański sen. Jeżeli Obamie nie udało się
zmienić USA, może zrobią to Billy Taggart i Jack Valliant?
Kamil Chrzczonowicz
http://translate.google.pl/translate_t?q=interia&oe=utf-8&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a&um=1&ie=UTF-8&sa=N&hl=pl&tab=wT#en/pl/broken
OdpowiedzUsuń