czwartek, 14 marca 2013

„Władza” („Broken City”), reż. Allen Hughes

ZGNIŁE WIELKIE JABŁKO

Kryzys ekonomiczny sprzyja nieufności wobec władzy: ostatnie lata w Hollywood obfitowały w filmy badające polityczne i moralne skorumpowanie rządzących. 

Oliver Stone nakręcił „Wall Street: Pieniądz nie śpi” (2010), sequel swojego filmu z 1987r., piętnując chciwość bankierów odpowiedzialnych za zapaść amerykańskiej gospodarki. David Cronenberg zrobił „Cosmopolis” (2012), studium wyobcowania giełdowego multimilionera. Beau Willimon napisał „Idy marcowe” (2011) i serial „House of Cards” (2012), portretujące bezwzględny cynizm waszyngtońskiej elity. Nawet komedie, takie jak „Dyktator” (2012) Sachy Barona Cohena czy „Wyborcze jaja” (2012) Jaya Roacha, przepełnione były zgryźliwą satyrą na amerykańską demokrację. Do listy filmów krytykujących politykę USA dołącza w tym roku najnowszy film Allena Hughesa, „Władza”.  


 Kampania prezydencka Baracka Obamy z 2008 roku obiecywała zmianę sposobu funkcjonowania Waszyngtonu i uwolnienia go od wpływu korporacyjnych funduszy. Idealistyczny senator z Illinois stał się symbolem odrodzenia, zwiastunem zmiany i nadziei na nowy, lepszy kraj. Kiedy objął urząd prezydenta, okazał się bezbronnym wobec waszyngtońskiej biurokracji, pragmatycznym technokratą. Rozczarowanie prezydenturą Obamy zaczęło być widoczne również w Hollywood. Niespełnione nadzieje zaowocowały filmami kwestionującymi zasady funkcjonowania amerykańskiej demokracji. Okazało się, że Waszyngton nie jest miejscem dla idealistów, a Nowy Świat rządzi się atawizmami.

Także film Hughesa maluje ponury obraz amerykańskiej polityki. Nicholas Hostetler (Russel Crowe), ubiegający się o reelekcję burmistrz Nowego Jorku,  to człowiek wyrachowany i dwulicowy. Nienawidzi elit i gardzi mniejszościami, ale próbuje wkupić się w łaski obu. Doskonale wykorzystuje też potknięcia swojego rywala, Jacka Vallianta (Barry Pepper), uczciwego idealisty o słabym charakterze. Przychodzi mu to tym łatwiej, że telewizyjne debaty wyborcze pomijają merytoryczne argumenty. Kampania o reelekcje to medialny spektakl, w którym od faktów bardziej liczy się efektowna retoryka, wystudiowane uśmiechy oraz wyuczone na pamięć sound bite’y (ulubione hasło Hostetlera to „Powiedzcie mi, że nic się nie zmieniło!”). Pieniądze potrzebne na reklamy i opłacenie sztabu pochodzą z korporacyjnego funduszu, co zobowiązuje burmistrza do obrony interesów swojego sponsora, a nie obywateli Nowego Jorku. Hostetler pyszni się władzą i jednocześnie panicznie boi się jej utraty. Lubi też manipulować ludźmi. Chce, żeby byli wobec niego lojalni – ale nie jak wspólnicy, tylko jak psy. Nie spodziewa się jednak, że jeden z jego bulterierów, prywatny detektyw Billy Taggart (Mark Wahlberg), zerwie mu się ze smyczy w najmniej spodziewanym momencie.  


 W miarę rozwoju fabuły historia politycznych malwersacji i krytyka amerykańskiej demokracji schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca wartkiej akcji. Z tego powodu obraz Hughesa nie przejdzie do historii kina jako wnikliwa analiza mechanizmów władzy (pod tym względem daleko mu do wspomnianego już „House of Cards”). Z drugiej strony, „Broken City” to uniwersalna opowieść o zbrodni, sprawiedliwości i odkupieniu win, dla której polityka stanowi jedynie barwne tło. To również wciągający thriller pełen wyrazistych bohaterów, co chwila wymieniających ciosy, strzały, siarczyste przekleństwa i ostre jak brzytwa, ironiczne uwagi. Choć niektóre wątki i postaci potraktowane są zbyt powierzchownie, trzymająca w napięciu, dynamiczna narracja pozwala nam o tym skutecznie zapomnieć. 

Oryginalny tytuł filmu to „Broken City”, czyli „Złamane miasto”. Oprócz całej intrygi kryminalno-politycznej, „Władza” maluje przed nami ciekawy, gorzki portret Nowego Jorku. Wielkie Jabłko z obrazu Hughesa to przede wszystkim podupadłe dzielnice, zamieszkałe przez zapomnianych, pozostawionych samym sobie ludzi. Kiedy w jednej ze scen detektyw Taggart odwiedza rodziców zamordowanej przed laty nastolatki, radzi im, żeby wyjechali i zostawili za sobą pamięć tamtej tragedii. Ich córka opuściła to miejsce na zawsze, podobnie jak Bóg i nadzieja na lepsze jutro, symbolizowane przez obraz Matki Teresy i Martina Luthera Kinga spoglądających bezradnie na portret zabitej dziewczyny. 


W „Złamanym mieście” straszą demony przeszłości, a prawda pogrzebana żywcem przed laty wychodzi zza grobu, żądając zadośćuczynienia. Nowy Jork, podobnie jak Hollywood, wstrząśnięte kryzysem i rozczarowane obietnicami polityków, poszukują pozytywnego bohatera, który pozwoliłby im na nowo uwierzyć w amerykański sen. Jeżeli Obamie nie udało się zmienić USA, może zrobią to Billy Taggart i Jack Valliant? 

Kamil Chrzczonowicz

1 komentarz:

  1. http://translate.google.pl/translate_t?q=interia&oe=utf-8&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a&um=1&ie=UTF-8&sa=N&hl=pl&tab=wT#en/pl/broken

    OdpowiedzUsuń