Znamy zwycięzców Berlinale – mamy co świętować – z nagrodą
Kryształowego Niedźwiedzia w swojej sekcji Generation 14plus wyjechało „Bejbi
blues” Katarzyny Rosłaniec, a „W imię…” (recenzja tutaj) Małgośki Szumowskiej
otrzymało nagrodę Teddy dla filmów o tematyce LGBT. Ostatni dzień festiwalu to
czas, w którym warto przyjrzeć się sekcjom poza Konkursem Głównym.
Z morza tematów poruszanych na Berlinale postanowiłem przyjrzeć się trzem filmom (w tym dwóm biograficznym) obracającym się wokół tematyki porno(biznesu). To temat odkrywany przez kino coraz chętniej i śmielej – o czym mieliśmy okazję przekonać się przy okazji świetnej „Gwiazdeczki” na ostatnim WFFie.
Manager – sex imperium
Zmarły w 2008
roku Paul Raymond to na londyńskim West Endzie postać niemal mityczna.
Skandalista, biznesmen, na początku lat dziewięćdziesiątych najbogatszy
człowiek w Wielkiej Brytanii, był jednym z katalizatorów rewolucji seksualnej
na Wyspach. Nazywany „Królem Soho” w dzielnicy artystów prowadził słynny
kabaret „The Raymond Revuebar”, do którego na występy komików, a przede
wszystkim roznegliżowanych tancerek, przychodziły największe gwiazdy
artystycznego światka (Beatlesi, Rolling Stonesi, Peter Sellers, a z
wizytami zza oceanu m.in. Judy Garland czy Frank Sinatra). O jego imperium, ale
przede wszystkim o skomplikowanych relacjach z ważnymi w jego życiu kobietami –
pierwszą żoną, kochanką oraz córką opowiada „Look of Love” Michaela
Winterbottoma pokazywany w ramach Pokazów Specjalnych.
Paul Raymond
nienawidził gdy jego działalność nazywano pornograficzną – w wyszukane sposoby
obchodził konserwatywny brytyjski system prawa zakazujący nagich widowisk, np.
prowadząc swoje erotyczne kluby i teatrzyki jako miejsca „members only”. W latach 70. Raymond kupił magazyn „Men Only”,
który był silną konkurencją dla „Playboya” Hugha Heffnera i co możemy
zobaczyć w filmie jeszcze wyraźniej balansował między erotyką, a jawną pornografią.
Biopic Raymonda
to film jednego aktora. Grający główną rolę komik Steve Coogan, z którym
Winterbottom spotkał się przy okazji realizacji opowiadającego o muzycznej
rewolucji lat 70. „24 Hour Party People” i filmu „The Trip” ma niespotykaną
ekranową charyzmę. Raymond w jego wykonaniu ma to coś co mogło przyciągać
kobiety i sprawiać, że „Król Soho” był ulubieńcem prasy. „The Look of Love” to także
świetny obraz epoki – życie Paula Reymonda przypadało na okresy przełomowe –
rock’n’rollowe lata 50., opanowane przez dzieci kwiaty lata 60., czy dyskotekowe
lata 70. „Look of Love” ma swój „look” –
odpowiedzialny za zdjęcia Hubert Taczanowski umiejętnie rekonstruuje sposoby
kręcenia filmów w przytoczonych okresach, a świetne kostiumy dopełniają niemal
doskonałej iluzji.
Co najważniejsze Winterbottom nie stawia jednoznacznych tez ani nie potępia Raymonda. Rysuje skomplikowany obraz relacji, obyczajowej wolności, która potrafi niszczyć życie – córka Raymonda Debbie, która wśród dziesiątek kobiet i przyjaciół była tak naprawdę jedyną bliską mu osobą umarła w wieku 36 lat z przedawkowania kokainy.
Co najważniejsze Winterbottom nie stawia jednoznacznych tez ani nie potępia Raymonda. Rysuje skomplikowany obraz relacji, obyczajowej wolności, która potrafi niszczyć życie – córka Raymonda Debbie, która wśród dziesiątek kobiet i przyjaciół była tak naprawdę jedyną bliską mu osobą umarła w wieku 36 lat z przedawkowania kokainy.
Performer – ikona seksu mimo woli
Kolejny biopic,
tym razem w sekcji Panorama, opowiada o historii Lindy Susan Boreman, która
przeszła do historii jako Linda Lovelace. Film pornograficzny „Głębokie gardło”
w którym zagrała główną rolę w 1972 roku stał się przebojem amerykańskich kin
(był jednym z niewielu filmów pornograficznych w historii, które dostały się do
ogólnego kinowego obiegu). Z budżetem 20 tysięcy, zarobił według niektórych
szacunków 600 milionów dolarów, stał się kulturowym fenomenem – zrecenzowany przez
The New York Times’a, trafił - a wraz z nim gwiazda Linda Lovelace - do
popularnych talk-shows, stał się modny i „kultowy”. Przeniknął nawet do świata
wielkiej polityki - Głębokim gardłem
każe nazywać siebie, anonimowy, najważniejszy informator w aferze
Watergate. Cała historia ma jednak drugie dno - gdy Linda Lovelace była u szczytu sławy i stała się "dziewczyną na plakacie rewolucji seksualnej” nikt nie widział, że psychicznie złamana, z wielkiej fortuny zarobionej przez
film nie dostała ani centa.
Film „Lovelace” Roba Epsteina i Jeffereya Friedmana (twórców „Skowytu”) został oparty na autobiograficznej książce Lindy (w filmie granej przez Amandę Seyfried) „Ordeal” i portretuje głównie jej toksyczny związek z apodyktycznym mężem, który wciągnął ją w świat pornografii, Chuckiem Traynorem (Peter Sarsgaard). Przyczyny z jakich wychowana w katolickiej szkole, w tradycyjnym domu, Linda weszła w pornobiznes nie są jasne – w filmie jest to tłumaczone opresją męża, jednak sam fakt, że po jednorazowej przygodzie nie zerwała ze światem porno i zaprzeczała sama sobie w innych książkach, może budzić wątpliwości co do jej intencji. Twórcy „Lovelace” nie roztrząsają tych wątpliwości i rysują dość klarowny (czasem może zbyt czarno-biały) portret sprowadzenia Lindy na wyniszczającą drogę.
Peter Sarsgaard i Amanda Seyfried w filmie "Lovelace", reż. Rob Epstein i Jefferey Friedman
Pozostawiają
jednak pewną furtkę interpretacji, a także wgląd na podwójną naturę przemysłu pornograficznego. Początkowo oglądamy raczej zabawny obrazek wyzwalania się Lindy
spod kurateli apodyktycznej matki (w tej roli Sharon Stone) i zabawowej
atmosfery kręcenia filmu (Producenci w pastelowych garniturach z lat
siedemdziesiątych, którzy z dumą mówią: „W tej firmie robimy filmy, taśma 32
milimetry! Nawet napisaliśmy scenariusz! Czterdzieści dwie strony!”).
Dostrzegamy groźną aurę wokół Chucka, jednak cały czas oglądamy wszystko od drugiej, stereotypowej strony widzów. W drugiej
części filmu robi się ciężko i dostrzegamy prawdziwą twarz Chucka – widzimy te same wydarzenia, które jeszcze niedawno wydawały nam się zabawne, w pogłębionej, przerażającej
perspektywie ofiary.
Puenta okazuje się jednak szyta grubymi nićmi – odpowiedzialność zostaje zrzucona z powrotem na konserwatywne wychowanie. Linda podsumuje swój los: „Zostałam wychowana by słuchać mojego męża”. Mimo wszystko to wciąż ciekawy obraz obyczajowości lat 70. i próba zrozumienia fenomenu, ale przede wszystkim refleksja na temat nieodwracalności pochopnych decyzji, które wpływają na całe nasze życie. Aż do śmierci w 2002 roku postrzegana przez pryzmat filmu pornograficznego Linda "Lovelace" Boreman z rezygnacją zapyta w telewizyjnym talk-show: "dlaczego 17 dni zdjęciowych ma decydować kim jestem przez resztę swojego życia?”.
Puenta okazuje się jednak szyta grubymi nićmi – odpowiedzialność zostaje zrzucona z powrotem na konserwatywne wychowanie. Linda podsumuje swój los: „Zostałam wychowana by słuchać mojego męża”. Mimo wszystko to wciąż ciekawy obraz obyczajowości lat 70. i próba zrozumienia fenomenu, ale przede wszystkim refleksja na temat nieodwracalności pochopnych decyzji, które wpływają na całe nasze życie. Aż do śmierci w 2002 roku postrzegana przez pryzmat filmu pornograficznego Linda "Lovelace" Boreman z rezygnacją zapyta w telewizyjnym talk-show: "dlaczego 17 dni zdjęciowych ma decydować kim jestem przez resztę swojego życia?”.
Consumer – „Wstyd” w rytmie techno
Berlinale przyniosło (również w sekcji Panorama) debiut reżyserski Josepha Gordona-Levitta „Don Jon’s Addiction”. To jeden z najbardziej zaskakujących filmów festiwalu. Już sam fakt, że Gordon-Levitt, który przyzwyczaił nas do swojego wizerunku eleganckiego faceta w świetnie skrojonych garniturach, w swoim filmie paraduje w białych podkoszulkach, a na włosy nakłada grubą warstwę żelu może zdziwić. Jeśli dodamy do tego Scarlett Johanson, zamienioną w umalowaną barbie, mnóstwo ostrego języka, techno bitów i bezpośredniego humoru, ciężko wyobrazić sobie dziwniejszą i bardziej bezpośrednią komedię.
Dla Don Jona najważniejsze są (w tej kolejności): jego mieszkanie, jego samochód, jego kościół (z tym samym grzechem chodzi do spowiedzi co niedziela), jego rodzina, jego kobiety i… jego porno. Takim szokującym oświadczeniem i obrazem Gordona-Levitta siedzącego przed ekranem komputera z pudełkiem chusteczek pod ręką zaczyna się film. Bohater na jednej z weekendowych imprez poznaje „dziesiątkę” Barbarę (Scarlett Johansson) – dziewczyna jest bardzo niedostępna, co imponuje Don Jonowi i sprawia, że mimowolnie angażuje się w związek. Niestety Barbara szybko odkryje mały sekret swojego chłopaka, przezornie zaglądając w historię jego przeglądarki internetowej…
Scarlett Johansson i Joseph Gordon-Levitt w filmie "Don Jon's Addiction", reż. Joseph Gordon-Levitt
Trudno wyobrazić sobie bardziej bezpośredni obraz i narrację. Film przekracza granice tabu, ale robi to z taką dezynwolturą i humorem, że jesteśmy w stanie wszystko mu wybaczyć. Dynamicznie zmontowany „Don Jon’s Addiction” mówi przede wszystkim o uprzedmiotowianiu. Gordon-Levitt w głównej roli swojego filmu nie bez przyczyny jest napakowanym mięśniakiem – uzależnienie może dotknąć wszystkich i nie jest rekompensowaniem braku prawdziwego życia intymnego. Seks nie daje Don (Juanowi) Jonowi takiej samej przyjemności co pornografia, bo w swoim życiu nie potrafi dawać, jego intymne relacje oparte są jedynie na dominacji i jednostronnej komunikacji, a nie na bliskości. Gdy pozna Esther (co prawda to nie „Harold i Maude”, ale i tak obsadzenie w tej roli starszej o dwadzieścia lat, zdystansowanej do prostego Don "Juana" Jona Julianne Moore to ciekawy wybór) jego sposób patrzenia na związki zupełnie się zmieni.
W „Don Jon’s Addiction” wszystko jest na swoim miejscu, choć ekranowy świat wydaje się trochę hermetyczny i jego plastikowość może zmęczyć, w lekkiej formie jest miejsce na przemyślaną puentę. To sympatyczna lekcja tego czym jest bliskość i wypowiedzenie na głos (ale z przymrużeniem oka) rzeczy, które w kinie wypowiada się bardzo rzadko.
Krystian Buczek
PANORAMA SPECIAL:
"Don Jon's Addiction", reż. Joseph Gordon-Levitt, obsada: Joseph Gordon-Levitt, Scarlett Johansson, Julianne Moore, 90', USA 2013
"Lovelace", reż. Rob Epstein, Jefferey Friedman, obsada: Amanda Seyfried, Peter Sarsgaard, Sharon Stone, 93', USA 2012
BERLINALE SPECIAL:
"Look of Love", reż. Michael Winterbottom, obsada: Steve Coogan Anna Friel, Imogen Poots, 99', UK 2012,
Trudno wyobrazić sobie bardziej bezpośredni obraz i narrację. Film przekracza granice tabu, ale robi to z taką dezynwolturą i humorem, że jesteśmy w stanie wszystko mu wybaczyć. Dynamicznie zmontowany „Don Jon’s Addiction” mówi przede wszystkim o uprzedmiotowianiu. Gordon-Levitt w głównej roli swojego filmu nie bez przyczyny jest napakowanym mięśniakiem – uzależnienie może dotknąć wszystkich i nie jest rekompensowaniem braku prawdziwego życia intymnego. Seks nie daje Don (Juanowi) Jonowi takiej samej przyjemności co pornografia, bo w swoim życiu nie potrafi dawać, jego intymne relacje oparte są jedynie na dominacji i jednostronnej komunikacji, a nie na bliskości. Gdy pozna Esther (co prawda to nie „Harold i Maude”, ale i tak obsadzenie w tej roli starszej o dwadzieścia lat, zdystansowanej do prostego Don "Juana" Jona Julianne Moore to ciekawy wybór) jego sposób patrzenia na związki zupełnie się zmieni.
W „Don Jon’s Addiction” wszystko jest na swoim miejscu, choć ekranowy świat wydaje się trochę hermetyczny i jego plastikowość może zmęczyć, w lekkiej formie jest miejsce na przemyślaną puentę. To sympatyczna lekcja tego czym jest bliskość i wypowiedzenie na głos (ale z przymrużeniem oka) rzeczy, które w kinie wypowiada się bardzo rzadko.
Krystian Buczek
PANORAMA SPECIAL:
"Don Jon's Addiction", reż. Joseph Gordon-Levitt, obsada: Joseph Gordon-Levitt, Scarlett Johansson, Julianne Moore, 90', USA 2013
"Lovelace", reż. Rob Epstein, Jefferey Friedman, obsada: Amanda Seyfried, Peter Sarsgaard, Sharon Stone, 93', USA 2012
BERLINALE SPECIAL:
"Look of Love", reż. Michael Winterbottom, obsada: Steve Coogan Anna Friel, Imogen Poots, 99', UK 2012,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz