Hollywood
powoli się zmienia. Kiedy odbierająca Złoty Glob za rolę w filmie „Wróg numer
jeden” Jessica Chastain dziękowała na podium reżyserce filmu, Kathryn Bigelow
za odważne przełamanie konwencji w ukazywaniu kobiecości nastąpiła symboliczna
afirmacja tych reorientacji. Bigelow, która wyrasta powoli na czołową
specjalistkę od filmów o tematyce wojennej, uciera nosa wszystkim, którzy
wcześniej portretowali płeć piękną jako bierną, zależną i oczekującą. W jej
najnowszym obrazie, to właśnie kobieta jest mózgiem operacji schwytania
najsłynniejszego terrorysty w historii, Osamy bin Ladena.
Feminizm
Kathryn Bigelow jest jednak subtelny i nienachalny. Czyniąc Mayę, postać graną
przez Chastain, główną bohaterką filmu, reżyserka pogłębia to, czego zabrakło w
jej poprzednim, oscarowym obrazie. „The Hurt Locker” mimo swojej perfekcyjnej
konstrukcji i precyzji w ukazywaniu działań wojennych, w dużej mierze pozbawiony
był wymiaru emocjonalnego. Tym razem jest inaczej, bo ludzka płaszczyzna wydaje
się być głównym wątkiem tej wielowarstwowej historii. Wraz z Mayą od pierwszych
scen filmu zostajemy wrzuceni w samo centrum śledztwa CIA i skonfrontowani z
często nieludzkimi metodami walki z terroryzmem. Przez blisko trzy godziny
seansu przyglądamy się bezwzględnym technikom pracy amerykańskich specjalistów
i śledzimy ponad dziesięcioletnią, drobiazgowo ukazaną wendettę na Osama bin
Ladenie. Dzięki tej postaci, Bigelow umiejętnie równoważny płaszczyznę
dokumentalną i narracyjną, czyniąc „Wroga numer jeden” nie tylko zapisem
autentycznych wydarzeń, ale i pasjonującą historią o niezłomności i wewnętrznej
sile jednostki.
Bigelow
portretuje Mayę jako kruchą, a zarazem silną i zdecydowaną postać, z którą
łatwo się utożsamić. O bohaterce nie wiemy praktycznie nic oprócz tego, że
działa w słusznej sprawie i stopniowo, wraz z rozwojem akcji staje się wręcz
desperacko zdeterminowana, by doprowadzić do końca trwające od lat śledztwo.
Podczas gdy każdy traci nadzieję, Maya jako jedyna wierzy w powodzenie akcji i
poświęca wszystko dla realizacji obranego celu. Jej złożoną osobowość
fenomenalnie oddaje wspominana już wcześniej Jessica Chastain. Aktorka finezyjnie
i z psychologiczną rzetelnością kreśli wielowymiarowy charakter swojej
bohaterki, czyniąc ją postacią niedookreśloną, niejednoznaczną. Kreacja
Chastain została doceniona już przez Amerykańską Akademią Filmową, która
nominowała aktorkę do swej nagrody. Mam nadzieję, że nominacja zamieni się w
zasłużonego Oscara.
„Wróg numer jeden” oprócz niebanalnej
konstrukcji bohaterki pewne novum w ukazywaniu działań amerykańskich służb
specjalnych. Pozbawiony nieznośnego patosu, niejednokrotnie brutalny i
bezkompromisowy obraz Bigelow wzbudza zażarte dyskusje głównie na rynku amerykańskim.
Krytykowany jest fakt, że reżyserka ukazała krwawe praktyki, których
dopuszczają się antyterroryści. Tortury – bo tych głównie dotyczą kontrowersje -
są jednak w filmie zdecydowanie uzasadnione i zapewne dalekie od tych, którymi
w rzeczywistości posługują się agenci. Nikt chyba nie wierzy już w to, że
śledztwa, które trwają latami odbywają się w przyjaznych warunkach i polegają
na zasadzie dobrowolnej wymiany informacji… Uczciwość i staranność filmu Bigelow
w oddaniu mozolnie posuwającego się dochodzenia w sprawie bin Ladena, przybliża
go do paradokumentalnej stylistyki, co stanowi jego największy atut. Ostatnie
pół godziny obrazu, które odsłania kulisy finału poszukiwań terrorysty to bodaj
najbardziej trzymająca w napięciu, skrupulatnie zrealizowana sekwencja
wojskowych działań w historii kina.
Nieobecność
Kathryn Bigelow wśród nominowanych do tegorocznych Oscarów w kategorii
najlepsza reżyseria jest rażącym brakiem. Amerykanka stworzyła bowiem jeden z
najodważniejszych, łamiących wszelkie schematy kina wojennego obrazów w
historii filmu. Konserwatywna Akademia wolała wybrać jednak po raz kolejny
Spielberga, który w swoim „Lincolnie” zaserwował trzygodzinną, przepełnioną
patosem laurkę dla Ameryki. Bigelow, która odeszła daleko od tej konwencji,
pokazując amerykańskie działania militarne z zupełnie innych, bliższych
rzeczywistości perspektyw, została zignorowana. Pozostaje więc jedynie żywić
nadzieje, że powolne zmiany w Hollywood, które zapoczątkowała niedoceniona w
tym roku reżyserka, dodadzą odwagi innym twórcom, a nowe tendencje kina
wojennego wytyczać będą bardziej odważne produkcje.
Mateusz
Jarosławski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz