Ten
film jest jak zgrzyt widelca prowadzonego po talerzu. W ciągu dwóch
godzin uwarunkuje tak, że widok bladego błękitu wywoła u Was
odruch wymiotny. Podczas seansu nieraz będziecie chcieli zamknąć
oczy, choć wzrok to jedyny zmysł, którym można chłonąć
„Plemię”.
Eksperyment,
którego podjął się reżyser Myroslava Slaboshpytskiy, wyróżniono
m.in. na Tygodniu Krytyki w Cannes aż trzema nagrodami. Został
nakręcony w całości w języku migowym – z ekranu nie pada ani
jedno słowo, nie ma także tłumaczenia. Fabularnie jednak film ma
prostą konstrukcję. Do placówki dla młodzieży głuchoniemej
trafia nowy uczeń. W ponurych, odrapanych murach internatu króluje
przemoc. Szkolną brać trzyma w ryzach klika wyrostków,
którzy dokonują brutalnych napadów i kierują stręczycielskim
procederem, w którym biorą udział ich koleżanki-prostytutki.
Bohater szybko odnajduje się w tym świecie bez zasad, lecz gdy
udaje mu się osiągnąć mocną pozycję w hierarchii tej zamkniętej
społeczności, film dokonuje zasadniczej wolty i zmienia się w
historię tragicznego romansu, który doprowadzi do śmiertelnego
finału.
Seks,
przemoc i... cisza. Jedyne dźwięki, które usłyszycie z ust
bohaterów, to westchnienia – z bólu lub perwersyjnej rozkoszy.
Ciało zaś to jeden z głównych motywów tego filmu. Bite,
poniżane, gwałcone, choć przecież zaledwie nastoletnie. To nie
amerykański film, który gloryfikowałby sprężystość, gładkość
i niewinny erotyzm młodych organizmów. Paradoksalnie jednak, choć
sponiewierane, ciało wciąż pozostaje dla bohaterów jedynym
środkiem komunikacji. Brak tu zbliżeń, bo w świecie ciszy
porozumiewać się można tylko globalnie: mimiką, gestem, postawą.
Szerokie plany obejmują bohaterów w całości, przez co „Plemię”
przypomina nieco pornograficzny balet, w którym każdy szczegół
choreografii niesie ze sobą znaczenie.
Sadyzm
tego filmu przejawia się w długich ujęciach, w których kamera jest
niemym świadkiem brutalnych wydarzeń. Widz staje się podglądaczem,
w milczeniu chłonąc drastyczne obrazy. Koszmarnie długa scena
aborcji, dokonywanej w obskurnym mieszkaniu przez zobojętniałą
akuszerkę, zaciera granicę świata przedstawionego i kinowej sali.
Brak cięć męczy percepcję, wystawia na próbę wytrzymałość
widza, bezradnego i zmuszonego do patrzenia.
W tym
filmie nie padają słowa. Nie muszą. Nie potrzeba ich, by wyrazić
gniew, ekstazę, strach, chuć, ból. A język ciała to uniwersalny
środek komunikacji ludzkości, nieprawdaż?
Marta Wrońska
Marta Wrońska
Plemię
Tyt. oryg. Plemya
Reż. Myroslav Slaboshpytskiy
Ukraina 2014, 130 min.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz