Tytułowym „Obywatelem Roku” jest Nils, introwertyczny Szwed doceniony za zasługi dla lokalnej społeczności. Znany jako zdziwaczały kawaler-erudyta z najnowszego dzieła Larsa von Triera, Stellan Skarsgård powraca jako zadowolony z życia kierowca pługu śnieżnego, codziennie przemierzający beztrosko tę samą, zaśnieżoną dróżkę. Kiedy jednak dowiaduje się, że jego syn staje się przypadkową ofiarą porachunków gangsterskiego półświatka, twarz jego tężeje, a pług śnieżny zaczyna służyć celom mniej szlachetnym. Wobec bezradności policji, Nils zaczyna bowiem śledztwo na własną rękę.
Zdawać by się mogło, że dobry to, choć ograny, wstęp do komedii zemsty. Istotnie, zemsta powoduje w „Obywatelu Roku” wszystkimi zamieszanymi w zbrodnię, aspekt komediowy nie jest już jednak tak oczywisty. Przykładny i poczciwy Nils, który nagle ze śmiertelną skutecznością dociera do kolejnych osób odpowiedzialnych za śmierć jego syna, bawi co prawda absurdem, lecz koniec końców wydźwięk ma dość gorzki. Ani pechowe nazwisko, ani niezbyt poważny zawód nie czynią go wcale typowym dla gatunku, nieco przerysowanym i zabawnym bohaterem kolejnych sensacyjnych akcji. To raczej on jeden zdaje się zachować powagę wobec karykaturalnych gangsterów, którzy z jednej strony robią to, co wszyscy typowi gangsterzy robić powinni – w idealnie skrojonych garniturach z taką samą bezwzględnością zabijają wrogów i nielojalnych przyjaciół – z drugiej zaś w radośnie uprawianym fachu przypominają dzieci, którym nagle przestaje wystarczać zabawek. Czy niskich lotów humor to zatem część ich kreacji, czy raczej porażka ogólnie udanego scenariusza, pozostaje niepewne. Pewnym jest za to, że Nils nie zna bezwzględnych zasad panujących w ich świecie. Działa intuicyjnie i nieco na oślep, lecz po swojej stronie ma wielkiego sprzymierzeńca – surowy, zimowy krajobraz, który staje się w zasadzie pełnoprawnym bohaterem filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz