W drodze donikąd.
Z miłości do kina drogi Walter Salles podjął się ekranizacji uchodzącej za niemożliwą do sfilmowania, powieści Jacka Keruacka. Mimo iż bohaterowie są w ciągłym ruchu, obraz wymyka się gatunkowym ramom, całą fabułą rządzi bowiem strumień świadomości, w który zanurzamy się wraz z narratorem. Piękne krajobrazy, atmosfera artystycznej bohemy lat 50. obiecują sentymentalną podróż do kolebki Beat Genaration.
W projekt zaangażowała się śmietanka Hollywood, w rolę główną wcielił się Sam Riley, wyrastający po Control na sztandarowego outsidera współczesnego kina. Z przyjemnością można popatrzeć na Kirsten Dunst, a Kristen Steward wyjątkowo nie irytuje, choć trudno uwierzyć w seksapil jakim rzekomo obdarzona jest jej postać. Na chwilę pojawiają się Viggo Mortensen i Steve Buscemi, warto zwrócić uwagę na Amy Adams, która w krótkim epizodzie pokazuje więcej niż miała szansę jako główna bohaterka w komediach romantycznych.
Bohaterowie filmu to grupa młodych ludzi, którzy korzystają z życia, na tyle na ile pozwalają im skromne środki: piją alkohol, eksperymentują z narkotykami i partnerami seksualnymi, poznają nowe miejsca i nowych ludzi, tworzą pierwsze dzieła literackie, a w tym wszystkim towarzyszy im jazz. Nie byłoby w tej historii nic wyjątkowego gdyby nie to, że charyzmatyczny Dean, wrażliwy Sal i nieśmiały Carlo to w rzeczywistości Neal Cassady, Jack Kerouac i Allen Ginsberg.
Fani Keruacka na pewno nie pominą tej pozycji. Choć powszechnie wiadomo, że film nie jest w stanie sprostać wyobraźni czytelników, to ciekawość co też reżyser zrobił z naszym ukochanym dziełem oraz chęć ponownego spotkania z bohaterami przewyższa nieuchronne rozczarowanie. W oderwaniu od powieści W Drodze pozostaje jedynie reklamą biura podróży Hitch-Hiking all inclusive (które po wywiezieniu nas na drugi koniec świata ogłosi upadłość).
Książka była biblią Beat Generation - pokolenia buntowników, lecz dziś mamy modę na nonkonformizm, a jego manifesty są powoli wpisywane do kanonu popkultury. Można oczywiście założyć grube okulary, chodzić z książką pod pachą i żałować że nie żyjemy w czasach które sprzyjają artystom, nie łudźmy się jednak, że spotka nas przygoda rodem z O północy w Paryżu.
Jedziesz dokądś, czy po prostu jedziesz? - pyta Sala towarzysz podróży. Po prostu jadę -odpowiada Sal, wskazując nam jednocześnie kierunek w jakim zmierza film.
Joanna Malitka
Czekam z niecierpliwością na weekend i wizytę w kinie. Miałem mieszane uczucia, odkąd zapoznałem się z planami dotyczącymi obsady. O ile o Sama Riley'a jakoś się nie martwiłem, o tyle dziewczyna wampira od początku mnie niepokoiła.
OdpowiedzUsuńZobaczymy, jak sobie poradzili.
A radzić sobie nie było łatwo, po powieść Kerouaca do sfilmowania na pewno prosta nie była.
Ale jakoś sobie twórcy starali się chyba radzić. Dziś widziałem fragment: Old Bull Lee wyraża swoją opinię na temat Deana Moriarty'ego - jaki jest nieodpowiedzialny, chętny tylko do zabawy... Jednocześnie Bull strzela sobie z pistoletu do pustych butelek. Ponuro-ciekawy smaczek, biorąc pod uwagę, że Stary Byk to w rzeczywistości William Burroughs, który, zdaje się, jakiś czas po wydarzeniach opisanych przez Kerouaca, zastrzelił żonę. Chciał trafić w szklankę, którą postawił jej na głowie i chybił. Taka odpowiedzialność i stronienie od głupich zabaw...
Ale to taka uwaga na marginesie.
Na film, tak czy inaczej, czekam. Mam nadzieję, że nie zawiodę się za bardzo.