Nie ze mną te numery, Hans
Miał być polski James Bond, jest Tomasz Kot blond. Choć „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” może się podobać – scenariusz Władysława Pasikowskiego serwuje nam interesującą, choć niepozbawioną mielizn, intrygę, to film jako całość jest zawieszony między gatunkami i konwencjami. Balansuje między byciem śmiertelnie poważnym, a totalnym pastiszem. Takie rozdarcie zupełnie nie służy kinu przygodowemu.
Podziemia twierdzy Koenigsberg, więźniowie obozu koncentracyjnego wnoszą tajemnicze, opieczętowane skrzynie. Rozkazy wydaje jeden ze szwarc charakterów filmu Obersturmbannführer Ringle (ucharakteryzowany na super-aryjczyka Wojciech Mecwaldowski). Żołnierz u jego boku z ciężkim karabinem maszynowym w ręku mierzy nienawistnym wzrokiem więźniów. Po wniesieniu skrzyń Ringle stawia na jednej z nich butelkę wódki i paczkę papierosów, odwraca się od rzucających się na „nagrodę” więźniów i daje znak żołnierzowi. Ten z furią otwiera ogień. Chwilę później Ringle sam wyciąga pistolet i dołącza do krwawej łaźni. Nie ma miejsca na niedomówienia – w teledyskowym montażu padają rozrywane pociskami ciała, z kikutów tryska sztuczna, „podrasowana” kiepskimi efektami komputerowymi krew. Początek jak z Indiany Jonesa, koniec jak z filmów exploitation. I tak przez całego „Hansa Klossa…”. Efekt jest odwrotny od zamierzonego – zamiast grozy - konsternacja. Jeśli twórcy chcieli pójść w kierunku „Bękartów wojny” Quentina Tarantino to nieopatrznie zwrócili się w stronę filmów Roberta Rodrigueza. Groźba przemocy, narastanie napięcia, potrafią być dużo straszniejsze i ciekawsze niż dosłowność, tym bardziej tak groteskowa.
Maciej Kot jako Hans Kloss
Kluczowy dla fabuły jest skarb ukryty w skrzyniach. Jest rok 1945. Wokół królewieckiego zamku i broniących go nazistów zacieśnia się krąg Armii Czerwonej. Hans Kloss, polski agent J-23 (Tomasz Kot), próbuje odkryć czym jest i dokąd zmierza tajemniczy transport tymczasowo przechowywany w Koenigsbergu. Pomaga mu 17letnia (!) Elza Krause (Marta Żmuda-Trzebiatowska), domorosła antyfaszystka, córka jednego z nazistowskich notabli. Na trop skarbu trafia także „stary znajomy” Klossa Hermann Brunner (Piotr Adamczyk),który chce zagarnąć go dla siebie. Akcja przenosi się do rządzonej przez Generała Franco Hiszpanii roku 1975. Do Madrytu na pogrzeb byłego oficera Waffen-SS Otto Skorzennego przybywa śmietanka zbiegłych nazistowskich zbrodniarzy, w tym Hermann Brunner (Emil Karewicz) i przyjaciel Skorzennego Günter Werner (Daniel Olbrychski). Obaj zamierzają odnaleźć zaginiony skarb i odbudować nazistowską Trzecią Rzeszę. Na ich drodze ponownie staje Stanisław Kolicki vel. Hans Kloss.
Piotr Adamczyk jako Herman Bruner
Choć intryga rozgrywająca się w dwóch płaszczyznach czasowych i w kilku lokalizacjach wydaje się atrakcyjna to jej rdzeń nie zaskakuje. Zawartość skrzyń (która bardzo szybko przestaje być tajemnicą) to najsłynniejszy, do tej pory nieodnaleziony skarb zrabowany przez Trzecią Rzeszę – Bursztynowa Komnata. Choć wart miliony dolarów, zaginiony skarb od dziesięcioleci rozpala umysły naukowców i poszukiwaczy-amatorów to niestety został już prawie doszczętnie przeżuty przez popkulturę, a co za tym idzie strywializowany. Zamiast wzbudzać ciekawość, przywodzi na myśl stare programy w rodzaju „Nie do wiary” czy południowe powtórki „Tajemnic XX wieku”. Równie oczywiste co naiwne są plany „odbudowy Trzeciej Rzeszy”, które snują Brunner i Werner. Nie sposób traktować ich serio – naziści odzyskujący po latach władzę mają rację bytu już chyba tylko w komiksowej fantazji w rodzaju wyświetlanego na tegorocznym Berlinale „Iron Sky”.
Marta Żmuda-Trzebiatowska jako Elza
Niewiele pozostało z oryginalnego serialowego Hansa Klossa. „Polski James Bond” nie rozkochuje w sobie kobiet, bo nie ma kogo rozkochiwać. Femme fatale Ingrid Heizer grana przez Annę Szarek znika z ekranu niespodziewanie szybko, a jej flirt z Klossem nawet jak na klasyczny „bondowski” styl jest straszliwie toporny. Z kolei wątek miłosny Klossa z Elzą to tani melodramat, zdecydowanie najsłabsza część filmu. Niestety Kloss grany przez Kota nie ma zbyt wielu okazji by wykazać szpiegowskimi umiejętnościami… bo większość czasu biega i strzela. Bardzo przyzwoicie wypadły za to czarne charaktery, których w nowej „Stawce” nie brakuje. Zwłaszcza Adam Woronowicz, który jako Standartenführer Lau udowadnia, że w roli, bezwzględnych, sarkastycznych złoczyńców sprawdza się doskonale.
Ringle (Wojciech Mecwaldowski) i Lau (Adam Woronowicz)
Najciekawiej wypada część rozgrywająca się w latach 70. Niektóre dialogi aż skrzą się od dowcipu, a pomysł by odrzuconego przez system Stanisława Kolickiego – Klossa umieścić w środku gierkowskiej „małej stabilizacji” był strzałem w dziesiątkę. O ile Kloss grany przez Stanisława Mikulskiego w wielu scenach aktorsko zawodzi o tyle Emil Karewicz jako Brunner jest najjaśniejszym punktem filmu – oglądanie tej pełnej dystansu kreacji, ironicznych i kąśliwych ripost jest prawdziwą przyjemnością. To chyba jedyny aspekt filmu w którym można odczuć prawdziwego ducha serialu. Interesujący jest także wątek jednego z nazistów, który w powojennej rzeczywistości okazuje się wysokim funkcjonariuszem Stasi - o takich historiach nie mówi się często, a niestety są prawdziwe.
Pełen wybuchów film akcji skierowany do szerokiej publiczności musi mieć przyzwoicie wykonane efekty specjalne. W tej kwestii nie ma taryfy ulgowej. „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” jest dekadę w tyle. Razi prawie wszystko - od źle wkomponowanych płomieni, wybuchów, czy wspomnianej tryskającej krwi, po przelatujące po niebie „płaskie” bombowce.
W filmie Patryka Vegi momenty poważne mieszają się z groteskowymi, patetyczne miłosne deklaracje, ze scenami o autoironicznym zabarwieniu. Vega miał przed sobą trudne zadanie. Hansa Klossa, obrośniętego narodową mitologią, będącego zarazem obiektem setek kawałów nie sposób traktować poważnie. Jednocześnie Kloss jako bohater masowej wyobraźni kusi. Szansą Vegi było albo uczynienie z J-23 człowieka z krwi i kości (odheroizowany bohater w stylu współczesnego Bonda), albo kompletna mitologizacja i nakręcenie atrakcyjnego wizualnie komiksu. Reżyser po trochu próbował wszystkiego i niestety nie podołał. Nie on jedyny i prawdopodobnie nie ostatni.
Krystian Buczek
"Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć"; reżyseria: Patryk Vega; scenariusz: Władysław Pasikowski i Przemysław Woś; produkcja: Polska; rok produkcji: 2012; czas trwania: 120 min; dystrybucja: Kino Świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz