poniedziałek, 2 kwietnia 2012

„Połów szczęścia w Jemenie”, reż. Lasse Hallström


Pod prąd

Najnowszy obraz Lasse Hallströma prawdopodobnie nie zostanie okrzyknięty filmem roku. Może też nie być pretendentem do najważniejszych nagród tego sezonu. Ale gdyby przyznawano Oscara za najbardziej niezręczny tytuł, „Połów szczęścia w Jemenie” (czy minimalnie lepszy angielski „Salmon Fishing in the Yemen”) statuetkę miałby murowaną. Po tej darmowej antyreklamie, jaką zafundowali sobie twórcy, sale kinowe wypełnią pewnie głównie ci najbardziej lojalni fani (fanki) Ewana McGregora, ewentualnie wielbiciele filmów „Wbrew regułom”, „Czekolady” czy Co gryzie Gilberta Grape'a. A szkoda, bo tytuł to najsłabsza strona tego obrazu. Ci, którzy mimo tego kłopotliwego początku dadzą się jednak „złowić” i na film się wybiorą, mogą poczuć się mile zaskoczeni.


Mając w pamięci zasadę, że w kinie najlepiej sprzedają się proste historie, twórcy po raz kolejny sięgnęli po wypróbowany schemat. Ona i on, spotykają się przypadkiem, oboje znajdując się w związkach bez świetlanej przyszłości. Na początku, obowiązkowo, niezbyt za sobą przepadają. Z czasem jednak poznają się coraz lepiej i zaczyna ich łączyć nie tylko współpraca zawodowa. Byłoby banalnie, gdyby twórcy nie zdecydowali się nadać tej historii dość surrealistycznego tła. Główny bohater nie jest bowiem dentystą, kucharzem czy informatykiem, ale specjalistą od łososi (który w wolnych chwilach zgłębia tajniki cyklu życiowego chruścików). Projekt, który związuje go z piękną Harriet (Emily Blunt) to zlecenie od samego szejka, który zażyczył sobie dostarczenia do swoich wód pokaźnej ławicy tych wybitnie nie-jemeńskich ryb.



Dr Alfred Jones (Ewan McGregor) to bohater, który w swoim DNA ma zakodowane monotonię, tchórzostwo i mieszczańskie życie (jak ustawicznie sugeruje mu żona). Ryby łowi pod krawatem, a na odrobinę szaleństwa w postaci alkoholu pozwala sobie wyłącznie w weekendy, i to koniecznie po godzinie 19. Wszelkie skojarzenia z dr Jonesem, w którego parę lat temu wcielał się Harrison Ford, są bardzo nie na miejscu (może poza sceną, w której wędka służy do odparcia ataku jemeńskiego terrorysty). Jest raczej jego zdecydowanym przeciwieństwem – twardo stąpający po ziemi, pamiętający o kredytach do spłacenia, odpowiedzialny mąż. Ten realista, który zamiast za szczęście, woli wznosić toasty za naukę, pewnego dnia decyduje się popłynąć pod prąd i bierze udział w projekcie, w którego powodzenie nie wierzy nikt, nawet on sam. Okazuje się to punktem zwrotnym w jego życiu, kiedy uświadamia sobie, że czasem warto podjąć się czegoś tylko dlatego, że wydaje się to niemożliwe i nieracjonalne. 


Nieco moralizatorski przekaz filmu podany jest z lekkością dzięki znakomitym dialogom, głównie ironicznym i błyskotliwym uwagom Alfreda. Zdarzają się oczywiście i wpadki czyli sceny niebezpiecznie balansujące na granicy przesadnej ckliwości i dobrego smaku. Nie mają one jednak większego wpływu na odbiór całości filmu, który jest prawdziwą ucztą zarówno dla ucha, jak i oka, nie tylko dzięki odtwórcom głównych ról, ale też malowniczym krajobrazom z Jemenu (a raczej zręcznie ucharakteryzowanej Szkocji i Maroka, gdzie odbywały się zdjęcia). Dodatkowo, Hallström nie ogranicza się tylko do pokazania widoków, ale i skontrastowania tych dwóch, jakże odmiennych kultur. Ze świata podporządkowanego władzy mediów i polityki, przenosimy się tam, gdzie wprowadzenie wody na pustynię jest równoznaczne z poddaniem się kulturze „zgniłego” zachodu, a słowa, gesty i uczucia wciąż, o dziwo, coś znaczą. 


Dla estetów, którym może być trudno zaakceptować łososia jako metaforę miłości, film oferuje też ciekawe przedstawienie „subkultury” wędkarzy. Hobbyści ci, boleśnie ignorowani przez współczesne kino, doczekali się wreszcie filmu o sobie i to takiego, w którym przedstawieni są z różnych perspektyw: „szajbnięci psychole”, przy których Al-Kaida to Armia Zbawienia, maniacy potrafiący zrzucić innego wędkarza z łódki tylko dlatego, że ma odblaskową kamizelkę (wizja ministerstwa środowiska), czy potencjalny polityczny elektorat...


Czy w tym mechanicznym, opanowanym przez cynizm i rozum świat, jest jeszcze miejsce na metafizykę? Owszem, wystarczy pojechać do Jemenu i umówić się na ryby z szejkiem, by dowiedzieć się, że wędkarstwo to filozofia życia, w której nie chodzi o przyjemne spędzanie czasu, ale poznawanie siebie. Zanurzenie się nie tylko w odmętach wodnych, ale przede wszystkim w głębinach własnej podświadomości. Lasse Hallström zaprasza do świata, gdzie znalezienie swojej drugiej połówki jest tak samo realne, jak wysłanie załogi kosmonautów na Marsa. Czy sprowadzenie dziesięciu tysięcy łososi do nieprzychylnego klimatycznie Jemenu. Teoretycznie równie możliwe, co nieprawdopodobne. Co nie znaczy, że nie powinniśmy czasem odważyć się na popłynięcie pod prąd.


Ewa Wildner

Wielka Brytania 2011 (Salmon Fishing in the Yemen). Reż. Lasse Hallström. Aktorzy: Ewan McGregor, Emily Blunt, Kristin Scott Thomas, Amr Waked.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz